-Cześć -pozdrawiam Liama jak wchodzę do księgarni
Kładę swoje rzeczy za ladą.
-Hej, Blair -odpowiada uśmiechając się -Co u ciebie?
On jest taki miły, aż chce mi się płakać.
-Właściwie w porządku -mówię -A u ciebie?
Wzrusza ramionami.
-Dobrze, tak jak zawsze. -odpowiada
-Zajęty dzisiaj? -pytam
-Nie specjalnie.Kilka osób tu i tam.
-Ugh -jęczę -Pracujesz ponownie na wieczornej zmianie? -pytam go
-Niestety...
-Blair, misiaczku -krzyczy Shawn z tyłu sklepu
Toczę na niego oczy na jego pseudonim jaki sobie dla mnie upodobał i idę zobaczyć o co mu chodzi.
-Tak? -pytam zaglądając do jego biura
-Jest sprawa -mówi Shawn -Moja była żona przylatuje dzisiaj z dziećmi.
-Okeej...-nie wiem do czego zmierza
-Nie chcę widzieć tej suki.Nigdy.Więc byłoby wspaniale gdybyś odebrała ich z lotniska.
-Co? Dlaczego ty nie możesz? -pytam wzburzona
-Bo moja była żona jest dokuczliwą suką, która na mnie wrzeszczy? -mówi -Proszę. Oto numer lotu i bla, bla, bla -wpycha mi do ręki wydruk
-Shawn...-skomlę
-Proszę, proszę, proszę, proszę. -mówi
-Ugh -jęczę
-Dziękuję dzieciaku. Jesteś najlepsza.-uśmiecha się do mnie przerzucając piłkę typu Rubberband* z ręki do ręki.Patrzę na wydruk ,a potem wychodzę z biura i podchodzę do lady i zabieram moje rzeczy.
-Dokąd idziesz? -pyta Liam
-Odebrać dzieci Shawn'a z lotniska -jęczę przewracając oczami
Liam się śmieje.
-Chciałbym pojechać z tobą, ale ktoś musi tu zostać.
Śmieję się.
-Dzięki -mówię -Lepiej już pójdę...wiedziałeś,że Shawn ma dzieci?
-Nigdy bym się nie domyślił -mówi Liam potrząsając głową\
-Do zobaczenia później -mówię do niego przed wyjściem ze sklepu
Biorąc wszystko pod uwagę Shawn jest dosyć nietypowym szefem.Jest wyluzowany i niefrasobliwy.Myślę,że wyszłoby mu na lepsze zabierając dzieci z lotniska niż siedzieć z Liam'em w pustej księgarni słuchając Tic Tac Toe* mimo, że Liam to solidna firma.Wyjeżdżam na autostradę i patrzę na wydruk ,który dał mi mój szef. Siódma trzydzieści.Mam jeszcze godzinę zanim ich samolot przyleci.Zwalniam trochę odchylając mój fotel lekko do tyłu.Mam około dziesięciu minut do stacji,gdy mój samochód wydaje dziwny dźwięk.Patrzę na wskaźnik w moim aucie i orientuję się, że skończyło mi się paliwo.
-Cholera -jęczę i wyrzucam ręce w powietrze.
Zjeżdżam ostatnimi resztkami paliwa na pobocze potrząsając głową.Dlaczego nie napełniłam baku samochodu jak byłam w mieście? Wyciągam telefon i dzwonię do Liama.
-Nie uwierzysz.Skończyło mi się paliwo.
-No co ty! -śmieje się Liam
-To nie jest śmieszne!-mówię -Jestem na autostradzie i robi się ciemno!
-Cóż,chciałbym pomóc ,ale w księgarni zrobił się mały tłok i nie mogę teraz wyjść. A właśnie jakiś klient wyszedł z miną typu 'Muszę już iść, pa' ,bo nie zdążyłem go obsłużyć!
Przewracam oczami i wyłączam się. Wybieram bez zastanowienia, w pośpiechu kolejny numer telefonu.Nie wiem do kogo dzwonię.
-Halo?
O cholera! Otwieram szeroko oczy patrząc na wyświetlacz mojej komórki.Gorączkowo rozglądam się za jakimś rowem ,do którego mogłabym wyrzucić telefon.
-Blair?
Przykładam niepewnie telefon do mojego ucha.Staram się wymyślić pretekst, z którego powodu przypuszczalnie mogłabym dzwonić.Cholera, cholera, cholera.
-Blair, co się kurwa dzieje?
-Oh..uh..nic -odpowiadam -Nic...
-Czy wszystko w porządku?
-Tak, ja, uh wykręciłam niechcąco twój numer.
-Gdzie jesteś? -pyta Harry
-Um....
Gryzę wnętrze mojego policzka.Jeśli mu powiem to przyjedzie po mnie.Jeśli nie to będzie na mnie zły jak dowie się,że jestem sama na środku autostrady.Tak czy inaczej mam przesrane.
-Na autostradzie....w aucie zabrakło benzyny.
-Już jadę. -mówi Harry
Wzdycham i odkładam komórkę.
-Głupa, głupia, głupia -uderzam się ręką w czoło
Harry i ja nie rozmawialiśmy od ostatniej nocy,kiedy się posprzeczaliśmy.Oczywiście wykręciłam jego numer z kilkudziesięciu innych do wyboru.Jestem idiotką.Dziesięć minut później czarny samochód Harry'ego parkuje obok mojego.Chłopak opuszcza szybę w swoim aucie i posyła mi głupi uśmieszek.
-Nic nie mów. -rzucam i usadawiam się na siedzeniu pasażera w jego samochodzie
-Chcesz, żebym na to spojrzał/
-Nie, zadzwonię potem po holownik serwisowy.
Harry zawraca, ale ja go powstrzymuję
-Muszę jechać na lotnisko.
-Dlaczego?
-Muszę odebrać dzieci Shawn'a.
-Chyba sobie kurwa żartujesz.
-Jeśli nie chcesz mnie zawieźć zadzwonię po Louisa...
-Kurwa, nie, po prostu...dzieci..ugh- wzdryga się
-Też nim kiedyś byłeś. -prycham
-To nie znaczy,że muszę je lubić.
Ponownie zawraca i wzdycha przyspieszając w stronę lotniska.Przygryzam wargę.Jak rozpoznam te dzieci? Czy są podobne do niego? Wybieram numer Shawn'a.
-Skąd będę wiedzieć które to dzieci? -mówię do komórki
-Jest ich dwójka.I powiedziałem tej suce jak wyglądasz.Rozpoznają cię.
-Suce?
-Mojej byłej żonie.
-Okej -wzdycham
-Hej ,dzięki ,że to robisz. Daję ci w piątek wolne.
-Dzięki -mówię stanowczo
-Brzmi optymistycznie misiaczku, Ciao*
Przewracam oczami i rozłączam się.
-Szef? -pyta Harry
-Lepszy niż twój...Oh...chwileczkę.... - uśmiecham się
-Słuchaj, dostałem pracę, okej? -mówi Harry -Kilka tygodni temu.
-Oh...naprawdę, gdzie? -pytam zaciekawiona
-W...studiu tatuażu.
Wybucham śmiechem.
-Oh....świetnie -mówię między napadami śmiechu -Studio tatuażu.Złoto za poczucie humoru.
-Ej...to i tak lepiej niż być małą miss księgarni -mówi Harry -Przynajmniej tworzę sztukę.
-Tatuaże nazywasz sztuką?Bezcenne. Proszę żartuj sobie dalej. -wycieram łzy z kącików oczu i nabieram powierza
Harry posyła mi uśmiech.
-To jest zabawna praca okej!
-Oh, na pewno. Znaczy co jest nie fajnego we wkładaniu igły w ludzi i ozdabianie ich tuszem ,który można usunąć tylko laserowo?
W policzkach Harry'ego ukazują się dołeczki.
-Projekty są fajne...
-Oczywiście,że tak.Smoki ziejące ogniem i tym podobne.
-Kpij sobie -mówi Harry -Mi się podoba.
Podnoszę ręce w górę w geście kapitulacji, kiedy dojeżdżamy na lotnisko.
-Tylko o to prosiłam przez cały dzień. -mówię śmiejąc się i idąc terminalem
Harry łapie mój nadgarstek i przytwierdza mnie do samochodu uśmiechając się.
-Możesz mnie mieć przez cały dzień -oddycha ,jego twarz jest centymetry od mojej
Przełykam ślinę.
-Spóźnimy się. -mówię i odpycham go aby przejść.Zmierzam w stronę lotniska.Harry podąża za mną jak poruszam się po terminalu do miejsca gdzie mam odebrać rodzinę Shawn'a.
Rubberband*-piłka wykonana z gumek recepturek
Tic Tac Toe*-niemieckie trio żeńskie
Ciao*-zwrot we Włoszech używany na pożegnanie
*****
czytasz = komentujesz <3
Wyczesane!!! :D <3
OdpowiedzUsuńKocham to tłumaczenie, po prostu zajebiste :D <3
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału <3
http://different-world-1d.blogspot.com/