poniedziałek, 1 grudnia 2014

Informacja

Przepraszam za brak nowych wpisów na blogu, ale przez dwa tygodnie nie miałam dostępu do przeglądarki internetowej i nie mogłam też tłumaczyć rozdziałów. Niestety rozdziały nie pojawią się w przeciągu następnych kilku dni, bo muszę przygotowywać się do próbnego egzaminu gimnazjalnego, jednak obiecuję, że zaraz po testach rozdziały znów zaczną pojawiać się regularnie tzn. w każdy poniedziałek tygodnia. Jeszcze raz przepraszam :(

poniedziałek, 10 listopada 2014

Chapter 40 cz.II

Jestem w drodze do domu. W samochodzie panuje cisza. Nic nie poradzę na to ,że zaczynam myśleć o dzisiejszym dniu, mimo, że nie za bardzo chcę go rozpamiętywać.Mam nadzieje, że ta napięta atmosfera pomiędzy mną , a Harrym szybko minie. Harry rzadko przyjmuje pomoc, a zwłaszcza od specjalisty. To był cud ,że mimo wszystko poszedł ze mną. On uważa, że jedna sesja była wystarczająca, ale ja wiem o tym więcej. Przez kilka lat, po śmierci mojej mamy chodziłam do tej kliniki. Doktor Stone bardzo mi pomógł. Był taką osobą, z którą mogłam swobodnie porozmawiać i której mogłam się wyżalić. Mogę mieć tylko nadzieję, że Harry otworzy się przed nim, i że to pomoże zwalczyć mu bezsenność.
Jadę do domu i obgryzam paznokcie ze zdenerwowania.Mam nadzieję, że mój ojciec nie jest na mnie zły za przenocowanie u Harry'ego.Wiem,że zakłada najgorszy dla niego powód zostania na noc z Harrym, ale przecież zostawiłam mu wiadomość głosową, której mogę użyć jako dowód jak będzie chciał mi udowodnić coś innego.
Wreszcie podjeżdżam pod dom. Zabieram moją torebkę z siedzenia i wychodzę z samochodu, kierując się w stronę frontowych drzwi. Widzę, że Louis jest w domu i uśmiecham się na ten fakt. Ostatnio i ja i on mało przebywamy w domu i muszę powiedzieć, że stęskniłam się za nim.
Wchodzę do salonu i zauważam go siedzącego na kanapie, przerzucającego kanały w telewizorze. Uśmiecham się do chłopaka.
-Hej, Lou -mówię i siadam obok niego na kanapie
-Cześć mówi posyłając mi przyjazny uśmiech
Dostrzegam bandaż na jego ramieniu.
-Nowy tatuaż? -pytam
-Tak -odpowiada -Chcesz zobaczyć?
-Nie zupełnie -mówię
Przypomina mi się jak kiedyś Harry pokazał mi swój świeżo zrobiony tatuaż. Nie był to miły widok.
-Co jest między tobą i z Harrym? -pyta nagle
Prawie dławię się powietrzem.
-Co masz na myśli?
- Jesteście razem, prawda?
-Co? To znaczy....nie wiem.-mówię
Tak, wiesz!  krzyczy mój umysł.
Louis prycha.
-No dalej, Blair.Wszyscy widzieli ten pocałunek na imprezie w magazynie.
Tym razem naprawdę dławię się powietrzem.
-Co?! -mówię krztusząc się
-To prawda -mówi Louis uśmiechając się pod nosem -Kiedy przycisnęłaś go do ściany i ....
-Czy Jane też widziała? -pytam bez zastanowienia
-O tak. Wstała i wybiegła wkurwiona.-mówi Louis
-Oh -na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech
-Nie lubisz jej, prawda?
-Nienawidzę tej suki. -słowa wychodzą z moich usta zanim zdążę je przemyśleć
Louis się śmieje.
-Nikt jej nie lubi. Jest pieprzoną dziwką.
-Przespałeś się z nią! -wypominam mu
-Ta, tylko raz. -mówi i wstaje z kanapy -Nie mam zamiaru znowu ostrzegać cię o Harrym.
Wzdycham.
-Wiem.
-Dokąd idziesz? -pytam idąc za nim do przedpokoju
-Do Niall'a.
-Oh.
-Możesz iść ze mną jeśli chcesz. Będziemy tylko oglądać mesz piłki nożnej.
-To jakiś kod znaczący, że idziecie się nachlać? -pytam z uśmiechem
Louis odwzajemnia uśmiech.
-Mniej więcej.
Śmieję się.
-W porządku. Idźcie sami.
Chłopak kiwa głową.
-Okej, do zobaczenia później Blair.
-Cześć, Lou -żegnam go i kiedy wychodzi, zamykam za nim drzwi
Zaraz po wyjściu Louisa, z kuchni wychodzi mój ojciec. Nie wygląda na zdenerwowanego, ale też ie wygląda też na spokojnego.
-Blair -mówi -Dostałem twoją wiadomość głosową.
Kiwam głową.
-Przepraszam.
Idziemy do salonu i mój ojciec siada na przeciwko mnie na kanapie.
-Blair, ja naprawdę na mam nic przeciwko twoim spędzaniu nocy z Harrym. Wiem,że jesteście na tyle inteligentni i dojrzali, aby podejmować dobre decyzje i być bezpiecznym.
Marszczę nos.Nie wierzę! Boże, nie wierzę ,że on o tym pomyślał!
-Jezu, tato! Ja nie....Harry i ja....nic między nami nie zaszło! -wściekle się rumienię -Harry naprawdę ma bezsenność. To nie było żadne gówniane alibi!
-Wiem i ufam ci. Po prostu trudne jest dla mnie widzieć jak szybko dorastasz, tak wydoroślałaś  -uśmiecha się
-Dziękuję tato...-pauzuję -Więc...nie będziesz miał nic przeciwko jak będę u niego nocować parę razy w tygodniu?
Kręci głową.
-Nie, ale informuj mnie o tym, okej?
Kiwam głową. Cieszę się ,że nie skończyliśmy naszej rozmowy na krzyku.
-Jasne -mówię
Mój ojciec uśmiecha się, wstaje i idzie do kuchni.
-Jakbyś chciała to obiad jest już gotowy -woła ojciec
Idę do kuchni. Jay uśmiecha się do mnie przyjaźnie.
-Hej,Blair -wita mnie kiedy podaje Fizzy talerz z jedzeniem -Miło cię widzieć.
-Ciebie też -mówię -Wygląda smakowicie -wskazuję talerz z jedzeniem
-Dziękuję -mówi zachwycona moim komplementem -Nałóż sobie tyle ile chcesz.
Siadam przy stole, jedząc spokojnie i przysłuchując się rozmowie.Patrzę jak mój ojciec uśmiecha się na słowa Jay.Nie pamiętam go uśmiechającego się tak szczerze od śmieci mojej mamy. Nie ważne jak bardzo staram się temu zaprzeczyć, ona naprawdę kocha Jay. Próbowałam przekonać siebie, że to nie prawda, że jedyną kobietą,którą naprawdę kochał była moja matka, ale zdaję sobie sprawę, że po tak długim czasie znowu nauczył się kochać. Nie wiem, czy byłabym zdolna do tego na jego miejscu.
Po obiedzie pomagam Jay zmywać naczynia.
-Nie musisz tego robić, Blair -mówi jak podaje mi następny talerz do włożenia do zmywarki-Naprawdę.
Kręcę głową.
-Jest okej. -przekonuję ją
Jay bierze kolejny talerz.
-Co u ciebie? -pyta przyjaźnie
Wzruszam ramionami.
-Wszystko w porządku. -mówię
-Kiedy zaczynasz naukę na uniwersytecie?
-Za kilka tygodni.
-Cieszysz się?
-Bardzo. Nie mogę się już doczekać kiedy zacznę naukę.
-Masz zamiar przenieść się do akademika, bo wiesz...zawsze możesz tu mieszkać. Kochamy cię.
Przygryzam wargę,
-Nie wiem, jeszcze nie zdecydowałam.-mówię -Myślę, że chciałabym zostać w mieście, by być...-pauzuję
Chyba nie zamierzam tu zostać dla Harry'ego, prawda? Jasne, Zayn zrobił to dla Perrie, ale czy ja powinnam zrobić to samo?
-Bliżej Harry'ego -dokańcza za mnie Jay -Rozumiem -mruga do mnie -Chociaż wiesz, że on i Lou się nie znoszą, Bóg wie dlaczego! -mówi wręczając mi kolejny talerz. -Lou chwalił mi się o wygranej walce.
Przełykam głośno ślinę.
-Cieszę się, że masz się dobrze z Harrym. -mówi -Naprawdę. Nie widuję go u nas za często,ale to sprawka Louisa.- śmieje się Jay
Rumienię się lekko i wkładam ostatni talerz do zmywarki.
-Czy Harry też zamierza iść na uniwersytet?
Prycham na słowa Jay.
-Harry i uniwersytet? Tych dwóch wyrazów nie umieszcza się w jednym zdaniu. Chyba ,że dodasz impreza i alkohol.
Jay chichocze.
-Pamiętam, kiedy ja byłam w tym wieku. -mówi patrząc w dal rozpaczliwie - Młodzi i nieustraszeni.
-Dziękuje za pomoc. -mówi
 Kobieta patrzy na mnie z wdzięcznością
-Nie ma za co. -mówię
 Waham się przez chwilę ,ale przybliżam się do Jay i mocno ją przytulam. Kobieta jest zaskoczona moim gestem,ale zaraz odwzajemnia uścisk. Wiem, że ona nigdy nie myślała, że kiedykolwiek przytulę ją dobrowolnie, ale wiem, że bardzo to docenia.
Puszczam ją, lekko się uśmiecham i wychodzę z kuchni. Kieruję się do mojego pokoju, aby wziąć prysznic i przygotować się do spania.

                                                                     *****
czytasz = komentujesz :D

niedziela, 2 listopada 2014

Chapter 40 cz.I

-Chodź Harry. Mamy duże szczęście, że w ogóle mają czas cię przyjąć.
Mówię szarpiąc Harry'ego za ramię, ale chłopak ani drgnie. Stoimy już przed wejściem do budynku gdzie znajduje się poradnia.
-Nie chcę tam iść -mówi Harry -To bezsensu.
-Harry -mówię surowo.
-Blair -wycedza przez zęby
-Harry,obiecałeś.Proszę zrób to. Dla mnie? -unoszę brwi
Chłopak wzdycha. Mamrocze ciąg przekleństw kiedy wchodzimy do poczekalni.
-Cześć Blair. -mówi recepcjonistka natychmiast mnie rozpoznając -Dawno się nie widziałyśmy!
-Cześć Sally -pozdrawiam ją- Minęło trochę czasu.
Sally jest kobietą około pięćdziesiątki, która pracuje tutaj jako recepcjonistka może z dziesięć lat. Ma brązowe włosy, które miejscami zaczęły delikatnie siwieć i duże, orzechowe oczy.
Jej oczy przesuwają się na Harry'ego.
-Witam, kochany. Jak mogę ci pomóc?
-Uh, on ma spotkanie z doktorem Stone -mówię -Na piętnastą.
-Oczywiście -mówi Sally sprawdzając komputer -Styles,tak?
Harry kiwa głową.
-Usiądź, doktor za chwile przyjdzie. -uśmiecha się Sally
Harry i jak siadamy na kanapie w poczekalni.
-Bądź grzeczny -mówię do Harry'ego
-Dlaczego?
-Bo tak powiedziałam.
-Blair, ja...ja naprawdę nie jestem pewien...
-Spokojnie- mówię ściskając jego dłoń -Jestem tutaj.
Chłopak patrzy na mnie z wdzięcznością i całuje mnie w skroń.
Kilka minut później przed nami staje mężczyzna z siwymi włosami i okularami na nosie.Doktor Stone.
-Blair Price -wita mnie -Nie sądziłem,że cię kiedykolwiek jeszcze tu zobaczę.
-Miło pana widzieć. -mówię uśmiechając się i spoglądam na Harry'ego  -To jest...Harry Styles.
-Panie Styles- doktor Stone kiwa głową na Harry'ego w geście przywitania i wyciąga rękę.
Harry potrząsa nią niepewnie.
Mężczyzna zwraca się ponownie do mnie.
-To ten sam Harry, o którym zawsze mówiłaś na naszych sesjach? -pyta
Przełykam głośno ślinę, a Harry uśmiecha się pod nosem.
-Tak to ten sam Harry -mówię z piekącymi polikami i zwracam wzrok na podłogę
-Łał, jak widzę wszyscy dorastacie. Tworzycie cudowną parę. -Dr. Stone chichocze poprawiając okulary -Teraz, panie Styles jeśli pozwolisz przejdziemy do mojego gabinetu...
-Blair też idzie. -mówi automatycznie Harry
-Niestety panie Styles, pierwsza sesja jest jeden na jeden. Polityka prywatności.
-Nie możesz raz tej polityki złamać? -pyta Harry
Błagam go w myślach aby nie wszczynał kłótni.
-Niestety nie panie Styles. A teraz jeśli pozwolisz. -mówi wskazując gabinet
Kiwam zachęcająco do Harry'ego który zaraz odwraca się i podąża za doktorem do jego gabinetu. Przygryzam wargę mając nadzieję, że sesja coś pomoże.
Siadam z powrotem na kanapie i czekam na Harry'ego .Pacjenci opuszczają sale spotkań i w końcu zostaję sama.Leniwie przerzucam strony czasopisma i spoglądam na zegar na ścianie. Minęło dopiero pół godziny. Wzdycham.
-Blair -Sally wstaje zza lady
Unoszę głowę i widzę, że idzie w moim kierunku.Siada naprzeciwko mnie i krzyżuje nogi uśmiechając się.
-Jak się masz kochanie? Chyba minęły wieki odkąd się nie widziałyśmy.
Śmieję się.
-Tylko cztery lata, Sally.
-Boże, pamiętam jak przychodziłaś to co czwartek po szkole narzekając na ilość zadanych prac domowych! -chichocze kobieta
-O tak, pamiętam. Najwięcej zadawali z matematyki.
Sally się uśmiecha.
-Popatrz na siebie, jak wyrosłaś.
Rumienię się.
-Jak Michael i dzieci? -pytam
Kobieta spuszcza wzrok.
-Nie zbyt dobrze -mówi -Rozwiedliśmy się poprzedniej jesieni.
Pochylam głowę.
-Oh,przykro mi.
-Nie -mówi -Okazało się, że był totalnym gnojkiem.Teraz jest mi lepiej. -kobieta przeczesuje ręką włosy -Dzieci mają się dobrze.Moly zaczyna liceum w przyszłym roku, dasz wiarę? Jezu wydaje się, że dopiero była w pieluchach. Aha i powinnaś zobaczyć Braxtona, rośnie jak na drożdżach!
Przez paręnaście minut kobieta nawija o swoich dzieciach.Patrzę niecierpliwie na zegar i oddycham z ulg kiedy widzę,że zegar wskazuje szesnastą.
-No cóż -mówi Sally -Będę wracać do swojego biurka. -Jest czwarta więc Gary powinien za chwilę wyjść.Ups, miałam na myśli doktor Stone. -chichocze
Opada mi szczęka.
-Nie ma mowy -mówię -Ty i Dr.Stone?!
Wzrusza ramionami.
-Też rozwiódł się jakiś czas temu. Nigdy nic nie wiadomo. -mruga do mnie zanim wraca do biurka
-Blair.
Odwracam się i widzę Harry'ego stojącego przede mną wraz z doktorem.
-Jak poszło? -pytam
-Cóż -mówi Dr.Stone -Chciałbym cię Blair widzieć za chwilę w moim gabinecie.
Kiwam głową spoglądając na Harry'ego zanim podążam za doktorem.
Kiedy wchodzimy do gabinetu na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech.
-Łał -mówię jak siadam na znajomej skórzanej kanapie -Ani trochę się tu nie zmieniło.
-Jestem mężczyzną i nie lubię nic zmieniać -chichocze -Nieprawdaż?
Śmieję się grzecznie krzyżując nogi.
-Blair- mówi Dr.Stone siadając naprzeciw mnie -Zanim przejdziemy do tego co chcę ci powiedzieć, porozmawiajmy o tobie.
Kiwam głową.
-Okej.
-Bierzesz swoje antydepresanty?
-Tak.
-Żadnych myśli samobójczych?
-Brak -odpowiadam przełykając głośno ślinę
Przynajmniej jeśli chodzi o pigułki.
-Dobrze,dobrze... -Gary odchyla się w fotelu -Co u ciebie? -pyta
-W porządku -Zaczynam wkrótce studiować na uniwersytecie.
-Łał. Wydaje się jakbyś dopiero wczoraj przyszła tu ze stertą książek,które chciałaś mi pokazać.
Śmieję się.
-To na pewno się nie zmieniło.
-Wciąż czytasz? -pyta doktor
-Cały czas.
-Dobrze. Zawsze wierzyłem, że czytanie jest dobre dla duszy.
Kiwam głową.
-Zgadzam się.
-Jak sytuacja w rodzinie?
-Mój ojciec i ja....zaczynamy naprawiać nasze relacje -mówię kładąc ręce na kolana
-Ach! To wspaniale!
-On....on nie  jest takim dupkiem jak kiedyś myślałam.
Dr. Stone się śmieje.
-Ty...i Harry...jesteście bliska, jak widzę. -mówi z uśmiechem
Oblewam się rumieńcem
-T-tak.
-Czy możesz powiedzieć mi coś o Harrym.
Zastanawiam się przez chwilę.
-Nie cierpi długo na bezsenność. -mówię - Szybo się denerwuje.Jest nieco brutalny, ale nie powiedziałabym, że jest niebezpieczny.On jest....ekspresyjny.
Dr.Stone kiwa głową.
-Jest insomaniakiem*,co do tego nie ma wątpliwości. Występuję u niego wszystkie podstawowe objawy.
-Tak właśnie myślałam.
-Jednakże -kontynuuje mężczyzna -Podczas naszej rozmowy zaznaczył,że nie był w stanie spać, chyba, że cię trzymał. -Dr. Stone składa ręce - Jedyne co mogę o tym powiedzieć jest to, że....pragnął cię od dłuższego czasu.Latami, jak sądzę. A teraz, kiedy już ciebie ma, boi się, że cię straci.To walka psychologiczna.
Mrugam z niedowierzaniem.
-Boi się,że....że mnie straci. Chcesz powiedzieć, że to ja jestem przyczyną jego bezsenności?
-W niektórych aspektach tak...-Dr. Stone pauzuje - Sypia dobrze, kiedy jesteś z nim.Kiedy czuje ciebie obok niego coś przestawia się w jego mózgu,bo wie, że jesteś tuż obok. Jeśli nie jesteś przy nim jego psychika nie pozwala mu zasnąć.
-Cuż....co mogę zrobić?
-Nie wiele. -mówi doktor -On jest w tobie zakochany. Zakładam, że im dłużej będzie cię miał to tym lepiej zwalczy bezsenność, nawet jeśli nie będziesz obok. -Dr. Stone pochyla się w moją stronę. -Wydaje się być bardzo tajemniczym człowiekiem. Dobrym w kłamstwie. Masz jakieś z tym doświadczenia?
Przeszukuję mój umysł. Harry okłamywał mnie wcześniej, ale to nie były wielkie rzeczy.
-Nie, nie zbyt -mówię -Ale jest dobrym kłamcom.
Doktor Stone przytakuje.
-Tak też sądziłem. -mówi i wstaje z fotela aby mnie pożegnać -Nie bierz tego do siebie, Blair.Nie zrobiłaś nic złego.Po prostu jego umysł pragnie cię tak bardzo.
Ściskam mu dłoń na pożegnanie.
-Dziękuje- mówię- Za wszystko.
Kiwa głową.
-To moja praca.-mówi -Wspaniale było cię znowu widzieć.
-Ciebie też.
Idziemy do poczekalni, gdzie Harry jak nas dostrzega natychmiast wstaje z fotela wkładając ręce do kieszeni spodni.
-Jeśli wtorek wam pasuje to widzimy się w następnym tygodniu. -mówi Dr.Stone -Jeśli nie, porozmawiajcie z Sally i ustalcie termin.
-Chwilę, następny tydzień?-pyta Harry
-Tak.Będę cię widywać raz w tygodniu aż do odwołania. -mówi
Kiwa głową na pożegnanie i podchodzi do innego pacjenta ściskając dłoń jego matce.
Harry chwyta moją dłoń.Wychodzimy z budynku i kierujemy się w ciszy w stronę mojego samochodu.
Słowa doktora Stone'a chodzą mi po głowie.
"On wydaje się być  bardzo tajemniczym człowiekiem.Dobrym w kłamstwie"
-Wszystko w porządku? -pyta Harry z sąsiedniego siedzenia po paru minutach jazdy
Natychmiast powracam do rzeczywistości.
-Oh...tak. -odpowiadam
-Dziękuję, że ze mną poszłaś -mamrocze.
-Nie ma sprawy -uśmiecham się -Czy...czy myślisz, że to pomogło?
-To była tylko jedna sesja.
-Zdaję sobie z tego sprawę ,ale wiem jak ja poczułam się lepiej po pierwszej sesji -mówię
Patrzę na Harry'ego z wahaniem.
-O co cie pytał?
Harry wzrusza ramionami.
-Podstawowe rzeczy.Prawie te same, które ty mnie pytałaś, ale bardziej się zagłębiał.
Kiwam głową.
-Dobrze było porozmawiać z kimś, prawda?
Harry patrzy na mnie.
-To nie tak, że mam jakiś poważny problem!-podnosi głos -To wszystko było bez sensu i nie potrzebne.Nie ma o czym mówić. -zbywa mnie chłopak
Odwracam oczy od Harry'ego i skupiam mój wzrok na drodze urażona jego słowami.Chciałam mu pomóc, a on mówi, że to było niepotrzebne!
-W porządku.Przepraszam -mówię
Harry wyczuwa mój lęk.
-Nie.Nie ja nie chciałem...
-Zapomnij.
Jedziemy w ciszy.Myślę o tym jak dobra atmosfera panowała pomiędzy mną, a Harrym przy potoku i żałuję,że teraz taka nie panuje. Nienawidzę kiedy jesteśmy oboje zdystansowani do siebie.
Harry też odwraca wzrok i wygląda przez okno.
-O czym on z tobą rozmawiał? -mamrocze Harry po długich minutach ciszy
Czy mam mu powiedzieć?Harry się wścieknie...nie lubi jak ktoś mówi o nim za jego plecami.Przełykam ślinę.
-Po prostu rozmawialiśmy -kłamię
-O czym? -naciska Harry
-Chciał się upewnić...czy wszystko ze mną w porządku. -praktycznie prawda
-Oh.
W końcu dojeżdżam samochodem pod dom Harry'ego
-Do zobaczenia -mówię do niego na pożegnanie
Wysiada z auta i zamyka drzwi, ale za chwile daje mi znak ręką abym opuściła szybę.
-Chcesz wejść do środka? -pyta z nadzieją
Kręcę głową.
-Mój ojciec oczekuje mnie w domu.
-Jesteś dorosła.Nie musisz go słuchać.
-Mam dość tej gównianej relacji z moim ojcem,Harry.Najlepiej będzie jak pójdę do domu.
Chłopak kiwa głową.
-W porządku.-mówi Harry
-To cześć -mówię zanim wyjeżdżam z podjazdu Harry'ego i kieruję się w stronę mojego domu

                                                                         *****
*insomaniak- osoba cierpiąca na bezsenność

czytasz = komentujesz <3

poniedziałek, 27 października 2014

Chapter 39

Harry ma dobry humor kiedy jedziemy w stronę jego domu.
Kiedy dojeżdżamy chłopak idzie na górę wziąć prysznic, a ja postanawiam zadzwonić do mojego ojca. Włącza się jego poczta głosowa.
-Cześć tato -mówię po sygnale  -Wiem,że oczekiwałeś, że wrócę dzisiaj na noc do domu, ale prześpię się u Harry'ego. Ostatnio nie sypia zbyt dobrze, więc pomyślałam, że zostanę u niego , aby mógł wreszcie odpocząć....w domu będę nad ranem.Cześć. - rozłączam się
Wiem, że mój ojciec nie będzie szczęśliwy z mojej decyzje, ale zaryzykuję.
Przebieram się w piżamę, którą przygotował dla mnie Harry i wiążę włosy w kucyk. Włączam telewizor i przeskakuję po kanałach, czekając aż Harry wyjdzie z łazienki. Chłopak po kilku minutach wchodzi do pokoju. Ma na sobie biały t-shirt i dresy.Posyła mi mały uśmiech i rzuca brudne ciuchy na podłogę. Posyłam mu miażdżące spojrzenie.
-Co? -pyta Harry
-Złóż swoje ubrania. -nakazuję mu
Chłopak prycha.
-Nie.
Krzyżuję ręce na piersi.
-Złóż je!
Harry przewraca oczami.
-Dobrze.
Kuca i podnosi ubrania z podłogi. Patrzę na niego jak niechlujnie je składa i rzuca na szafkę.
-Zadowolona? -pyta z sarkazmem w głosie
-Nie! -mówię wstając z łóżka i kładąc ręce na biodra -Czy ty w ogóle wiesz jak powinno się składać ciuchy?
On wzrusza ramionami.
Wzdycham i składam idealnie jego ubrania, łapiąc przy tym kątem oka jego mały uśmiech. Kiedy kończę uśmiecham się do siebie, a potem wślizguję się pod kołdrę.
-Jesteś szalona, wiesz? -mówi Harry kładąc się obok mnie
Wzruszam ramionami i odsuwam się od niego.Ona natomiast łapię mnie w swoje ramiona i wkłada rękę w moje włosy.
Patrzę mu w oczy i widzę jak bardzo jest zmęczony od tyle nieprzespanych nocy.Kładę dłoń na jego policzku, głaszcząc go lekko.
-Śpij, Harry. -szepczę
Chłopak wzdycha i odwraca się na plecy.
-Kocham cię- mówi
Uśmiecham się i posyłam mu całusa w policzek zanim odwracam się i zamykam oczy i zanurzam się w swój własny sen.
     Kilka godzin później budzę się nagle na szelest przewracanej kartki. Otwieram oczy i dostrzegam zapaloną lampkę nocną na szafce. Przecieram oczy i widzę Harry'ego siedzącego na skraju łóżka. Ma skupiony wyraz twarzy. Czyta jakąś książkę i dopiero mrużąc oczy dostrzegam jej tytuł: Igrzyska Śmierci - W Pierścieniu Ognia".Spoglądam na zegar na ścianie i widzę, że wskazówki pokazują pierwszą w nocy.
-Harry- szepczę siadając na łóżku
Chłopak zamyka książkę i spogląda na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Nie wiem co się dzieje. -mówi -Przecież tu jesteś. -jego oczy wyglądają na wykończone
-Jak długo nie śpisz? -pytam
-W ogóle nie zasnąłem. -odpowiada Harry odwracając wzrok
-Co? Dlaczego mnie nie obudziłeś?
-Pomyślałem,że chociaż jedno z nas powinno się wyspać.
-To...to tak dzieje się każdej nocy? -pytam
-Czasami nie czytam. -mówi
-Harry -mówię ze współczuciem i przybliżam się do niego wplatając dłonie w jego loki.Harry znowu na mnie spogląda.
-Cierpię na bezsenność -mówi wzruszając ramionami
Przytulam go i całuję jego czoło.
-Może dlatego, że mnie dzisiaj nie trzymałeś.-mówię aby go pocieszyć
Harry natychmiast się ożywia.
-To dlatego! -uśmiecha się lekko- Musze cię trzymać.
Nic nie poradzę na to,że też się uśmiecham. Harry odkłada książkę i gasi lampkę na nocnej szafce, a potem kładzie się do łóżka i przyciąga mnie blisko siebie oplatając ramionami.Zamyka oczy i po paru minutach czuję jak jego oddech się wyrównuje. Teraz to ja zamykam oczy i wdycham jego zapach mając nadzieję, że w końcu wyśpi się i nadrobi tyle nieprzespanych nocy.
   Budzę się o godzinie dziewiątej. Harry jeszcze śpi, ale ja już nie zamierzam. Składam pocałunek na jego policzku i wychodzę z łóżka. Myję pośpiesznie zęby szczoteczką Harry'ego, a potem schodzę ze schodów do kuchni. Otwieram lodówkę i skanuję jej zawartość, ale jedyne co w niej dostrzegam to pusty karton po mleku. Muszę kupić nam coś na śniadanie. Chwytam moje buty, telefon i kluczyki do samochodu Harry'ego i jestem gotowa do wyjścia do sklepu.
    -Naleśnikowy mix. Naleśnikowy mix. -mówię do siebie przechadzając się między półkami w sklepie
Po paru minutach poddaje się i podchodzę do wolnej kasy, aby poprosić kogoś o pomoc.
-Przepraszam, gdzie mogę znaleźć naleśnikowy mix...-urywam kiedy orientuję się ,że przede mną siedzi Zayn
-Cześć, Blair -wita mnie uprzejmie -Wcześnie wstałaś.
Wzruszam ramionami.
-Zapomniałam, ze tu pracujesz. -mówię
Śmieję się.
-Nie martw się. To tylko chwilowo.Pracuję tu tylko wtedy kiedy nie mam zajęć na uczelni.
-Jesteś na uczelni? Przecież ona jest daleko.-pytam zdumiona
Chłopak kiwa głową.
-Wiem. Chodzę tam ,ale nie chciałem mieszkać w akademiku i być z dla od Perrie. -wyjaśnia -Do długa droga, ale jest warto.
-To urocze. -mówię
Zastanawiam się, czy Harry zrobiłby coś takiego dla mnie.
-W każdym razie naleśnikowy mix jest na tamtej półce -mówi wskazując placem obiekt
-Oh dziękuję -uśmiecham się do niego -Byłam zaraz obok, nie wiem jak ją przeoczyła. -śmieję się z siebie
-Miłego dnia - mówi do mnie Zayn zanim odchodzę
Kupuję naleśnikowy mix i szybko wracam do Harry'ego.
  Wchodzę po schodach do góry i otwieram cicho drzwi do sypialni. Harry jeszcze śpi. Na moich ustach pojawia się mały uśmiech jak widzę go rozłożonego w poprzek łóżka z lekko otwartymi ustami. Wzdycham z ulgą . Jest dziesiąta, ale on nadal śpi.
Wracam na dół, aby zrobić nam naleśniki. Nucę pod nosem piosenkę kiedy smażę je na patelni. Śmieję się kiedy podrzucam naleśnika, a on idealnie ląduje odwrócony na patelnię. Odwracam się aby nałożyć naleśniki na talerz, który stoi na kuchennym stole, gdy dostrzegam Harry'ego opartego o ścianę przy schodach z wymalowanym uśmieszkiem na twarzy. Krzyczę przestraszona i upuszczam patelnie. Naleśniki unoszą się w powierze, patelnia spada na podłogę.Harry śmieje się z mojej reakcji.
-Jak długo tam stoisz? -pytam go
-Pięć, może dziesięć minut. -mówi
Kątem oka patrze na zegar. Jest jedenasta.
-Dobrze spałeś? -pytam jak schylam się po patelnię i naleśniki
-Właściwie tak. -mówi -Dziękuję...potrzebowałem tego.
Uśmiecham się.
-Nie ma problemu, Harry. -podnoszę naleśnika i wystawiam do chłopaka -Śniadanie? -pytam
Oboje wybuchamy śmiechem. Po kilku minutach kładę nową partię naleśników na talerz.
-Nie przypominam sobie, żebym kupował kiedyś naleśnikowy mix.
-Oh...musiałam pobiec do sklepu.Przy okazji sortuj swoje kartony po mleku!
-Recykling? Żartujesz sobie?!
-Pomóż Ziemi!
Harry prycha.
-A także... jeśli będą leżeć za długo w lodówce może pojawić się jakaś pleśń, czy coś.
-Aleś dowaliła. -mówi sarkastycznie Harry -Teraz jestem skończony.
Szturcham jego ramię.
-Ale nie przychodź do mnie z płaczem jak złapiesz jakąś 'brudną' chorobę. -mówię
-Od pustych kartonów po mleku?
-Tak.
-Jesteś nienormalna, wiesz?
-Dzięki.Każdy wie, że uciekłam z lokalnego azylu i chowam tu bron- mówię przewracając oczami
Harry śmieje się ukazując swoje dołeczki w policzkach. Od razu widać, że jest bardziej wypoczęty i wygląda zdrowiej po dobrze przespanej nocy. Wkładam y nasze naczynia do zmywarki, jak opieram  się o ścianę i patrzę jak Harry zamyka maszynę.
-Blair....-Harry odwraca się do mnie z poważnym wyrazem twarzy. -Proszę...nie mów nikomu o mojej...bezsenności.
Kiwam głową.
-Nie powiem.
-Dziękuję, -odpowiada
-Harry, nie złość się...-mówię idąc powoli w jego stronę - Ale...ale nie sądzisz, że powinieneś zobaczyć się ze specjalistą? Nie mogę być tu każdej nocy, wiesz to.
Harry spuszcza głowę.
-Mogłabyś, jeślibyś chciała. -mówi cicho
-Nie mogę. -mówię -Wiesz to.
On patrzy z dla ode mnie.
-Nie jestem....-zaczyna Harry
-Harry, tylko dlatego, że nie możesz spać nie znaczy,że jesteś szalony. -mówię i oplatam jego szyję ramionami -Ja biorę antydepresanty. Jestem tysiąc razy bardziej szalona od ciebie. -posyłam mu nieśmiały uśmiech
On patrzy mi w oczy.
-Czy...czy jeśli kiedykolwiek chciałbym się z kimś w tej sprawie zobaczyć...to obiecujesz, że pójdziesz ze mną?
-Oczywiście.
Oddycham głęboko z ulgą z to, że Harry nie nakrzyczał na mnie za tą sugestię.Całuję jego policzek.
-Wiesz....możemy pójść dzisiaj. -mówię niepewnie -Znam kogoś z kim widywałam się przez długi czas po tym jak moja mama...-urywam
Harry patrzy na mnie.
-Ja nie wiem, Blair. -mówi
Harry odsuwa się ode mnie i przeczesuje ręką włosy.
-Co się stało? -pytam
-Nie mam przecież problemu. -burczy pod nosem
-Masz -mówię - Jeśli nie możesz spać....
-Powiedziałem, nie mam problemu! -krzyczy z frustracją
-Czy uważasz, że łatwo było mi przyznać się ,że mam problem? -podnoszę głos -Harry, chyba wyszyłeś z proporcji. Depresja, czy bezsenność. Co jest gorsze?!
Harry odwraca się do mnie.
-Przepraszam -mówi już spokojnym głosem -Pójdę.
Uśmiecham się lekko.
-W porządku.-mówię -Zadzwonię do nich.
Harry wzdycha.
-Tylko jeśli jakiś facet będzie mnie 'leczył'...-mówi powoli -To nie znaczy nie zostaniesz i nie poczekasz, prawda?
Prawie się śmieję.
-Tym się martwisz? Że cię zostawię.
Harry wzrusza ramionami
-Oczywiście, że zostanę. -mówię schylając się ,aby pocałować go w usta
Harry odwzajemnia pocałunek, a ja czuję jak chłopak się rozluźnia.
Odsuwam się i wyjmuje telefon z kieszeni.
-Zadzwonię. -mówię
Harry zaciska szczękę.
-W porządku. -mówi kiwając glową


                                                                         *****
czytasz = komentujesz




wtorek, 14 października 2014

Chapter 38

-Blair! Harry już jest! -krzyczy mój ojciec
Moje serce radośnie zabiło w piersi. Nakładam na usta błyszczyk,który nadaje im lekki,różowy kolor. Staję na środku pokoju i przeglądam się w lustrze. Harry prosił mnie abym się nie stroiła ,bo zabiera mnie tylko na wieczorny obiad. Oczywiście nie posłuchałam go.
Założyłam jak zwykle ciemne dżinsy, ale jako top wybrałam srebrny sweterek, który znalazłam na tyłach mojej szafy. Nie ma w nim nic szczególnego ,co by zwracało uwagę ,ale jest ładny na tyle, aby delikatnie wkurzyć Harry'ego.
Chwytam moją torebkę i zaczynam schodzić ze schodów na parter. Z ganku dobiegają strzępki rozmowy Harry'ego z moim ojcem. Choć wiem,że źle robię opieram się o drzwi przyciskając mocno do nich ucho, tak abym mogła usłyszeć o czym rozmawiają.
-Gdzie idziecie dzisiaj wieczorem? -pyta mój ojciec
-Tylko na obiad.-odpowiada Harry -Nic wielkiego.
-Ach...
Przez parę sekund nastaje cisza.
-Gdzie ona jest? Wołałem ją już. -słyszę mojego tatę
-Za chwilę przyjdzie. -mówi Harry
-Więc....ty i Blair, huh?
Harry chrząka niezręcznie. Wstrzymuję oddech, czekając na jego odpowiedź.
-Uh...tak. Tak.
-Ufam ci, Harry. Wiesz to.
Wyobrażam sobie jak Harry przenosi ciężar z nogi na nogę.
-Mam nadzieję.
-Blair też ci ufa.Od zawsze ci ufała....Wiesz, że zawsze się za tobą wstawia.
-Czasami zbyt brutalnie. -śmieje się nerwowo Harry
Jako jej ojciec muszę cię spytać- kontynuuje mój ojciec
Zamieram w bezruchu.
-Jakie są twoje intencje wobec mojej córki. - pyta bezpośrednio
Moje oczy się rozszerzają i  ja natychmiast otwieram drzwi wpadając do ganku ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-Hej -mówię trochę za szybko do mojego ojca
Oczy Harry'ego zdają się dziękować mi kiedy zamykam drzwi za mną i kiwam do mojego ojca.
-Idziemy? -mówię do Harry'ego
Chłopak wyciąga rękę, a ja od razu ją łapię.Ciągle czuję moje serce gwałtownie bijące w piersi.
Żegnam się z tatą i kieruję się z Harrym do jego samochodu. Oglądam się przez ramię i widzę w oknie mojego ojca, który nadal patrzy się na nas z małym uśmiechem na twarzy.
Harry uruchamia silnik, a potem na mnie patrzy.
-Okej, jak długo podsłuchiwałaś? -pyta
Jak Boga kocham ten chłopak za dobrze mnie zna.
-Nie podsłuchiwałam! -kłamię przeczesując ręką włosy
Harry prycha.
-Widziałem jak schodzisz ze schodów w oknie. -mówi -Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam. -uśmiecha się wyjeżdżając z podjazdu na ulicę
-To nie tak, że wyglądasz głupio.-mówię -Tylko oblałeś cztery klasy w ostatnim roku nauki w szkole.
-Nie oblałem! -protestuje -Po prostu się nie wysilałem. -pociąga nosem
-Och,oczywiście. -mówię -To nie tak,że musiałam cię uczyć matmy ostatnie trzy lata z rzędu.
-Nienawidziłem matmy i ty dobrze o tym wiesz.-ripostuje -Nie jestem naturalnie inteligentny, tak jak ty.
Śmieję się na jego słowa.
-Jeśli nie liczyć sztuki. -uśmiecham się głupawo -Nie mogłabym robić sztuki w życiu. -patrzę na Harry'ego -Dlatego ty robisz tatuaże, a ja nie. -mówię
Wie,że się z niego nabijam dlatego przewraca oczami.
-To jest sztuka! -mówi Harry -Musisz rysować tatuaż!
-Na skórze ludzi!
-Właśnie! To sztuka,którą będą nosić do końca ich życia!
-Tak, ale co kiedy będą miały osiemdziesiąt lat. Będą stare....sflaczałe i wyblakłe?! -staram się ukryć mój uśmiech
-Sflaczałe? Co kurwa!? -mówi Harry
-Sflaczałe i wyblakłe na skórze....starego mężczyzny. -staram się nie wybuchnąć śmiechem
-Jezu, Blair chodźmy na obiad! -Harry mówi, kiedy w policzkach pojawiają się mu dołeczki
-To chyba zbyt wulgarny język, nie uważasz? -mówi Harry, a jak parskam śmiechem
-To ty jesteś tym ,który rzuca k-bomby przy każdym zdaniu. -ciężko oddycham , a w powietrzu unosi się jeszcze mój śmiech
-K-bomba? Masz na myśli kurwa? -uśmiecha się Harry
-Tak. -śmieję się
-Cóż, kurwa nie obchodzi mnie to, czy ty kurwa myślisz, że ten kurewski język jest kurwa wulgarny. -mówi Harry niczego nie tracąc
-Czy masz mi zamiar powiedzieć, gdzie jedziemy...
-Nie, nie mam kurwa zamiaru powiedzieć ci gdzie kurwa....
-Dosyć! -śmieję się uderzając jego ramię
-To jest kurwa twoja kara za te sflaczałe tatuaże.
-Wiesz, że to prawda, Harold. -mówię śpiewnym głosem i odchylam fotel do tyłu
-Harold? Od kiedy mówisz do mnie Harold?-pyta
-Myślę, że pasuje do ciebie. -drażnię się -Harold, Harold, Harold....
-Ugh -mówi Harry -To brzmi jak kurwa imię dla księcia, czy coś.
-Jesteś księciem sflaczałych tatuaży!
-Cofnij to!
Wciągam głośno powietrze.
-Książę Harold sflaczałych...
-Patrz, jesteśmy na miejscu. Wysiadaj z auta. -mówi Harry kiedy zwalnia aby się zatrzymać
Uśmiecham się głupawo i wychodzę z samochodu. Kiedy tylko moje oczy przyzwyczajają się do otaczającej nas ciemności otwieram szeroko oczy na widok rozciągający się przede mną.
Jesteśmy przy potoku, nad który przychodziliśmy kiedy byśmy mali. Ledwo poznałam to miejsce. Oprócz lampek choinkowych rozwieszonych na drzewach i gwiazd na niebie nic nie oświetla tego miejsca.
-Harold, ty to zrobiłeś? -pytam dokuczliwie
-Powiedz tak jeszcze raz i pójdziemy.
-Dobrze Har....-chłopak posyła mi spojrzenie -Har...ry. -śmieję się z mojego małego żartu
-Takie zabawne, Blair.- mówi Harry sięgając po moją rękę i przewracając oczami -Teraz usiądź i przestań drażnić.
Uśmiecham się do niego zajmując moje miejsce, wkładając nogi do strumyka i odchylając się do tyłu, opierając na łokciach.
-To jest piękne,Harry -mówię poważnie- Naprawdę.
Harry uśmiecha się do mnie. Lekki rumieniec pojawia się na jego twarzy. Lekko uderzam w jego ramię.
-Harold, ty się rumienisz? -wzdycham fałszywie
On patrzy na mnie.
-Harold? -mówi Harry przez zaciśnięte zęby
-Przykro mi, samo się wymsknęło -mówię podnosząc ręce do góry w geście poddania
-Mam kurwa taką nadzieję. -mówi żartobliwie kiedy sięga po kosz piknikowy z jedzeniem
-Sałatka dla ciebie -uśmiecha się -Bo po prostu wiem,że ubóstwiasz sałatki.
Przewracam oczami na jego słowa.
-A dla ciebie?
-Burger oczywiście. -jego oczy błyszczą
Śmieję się z niego.
Jemy w ciszy obserwując płynącą wodę. Harry i ja chodzimy ze sobą....od około dwóch dni? Straciłam poczucie czasu. Wydaje się dłużej. Może nie potrzebna była mi etykieta z nazwą 'dziewczyna Harry'ego' abym wiedziała,że on jest mój, a ja jego?
Kończę sałatkę i przechylam się do tyłu patrząc na rozgwieżdżone niebo i na lampki rozwieszone na drzewach.
-Jak zawiesiłeś tam te lampki? -pytam Harry'ego
-Tam gdzie?
-Na drzewach.
-Ed mi pomógł.
-Ed?
-Współpracownik.
-Oh, inny artysta? -pytam z przekąsem
-Boże, czy ty kiedykolwiek mi odpuścisz? -pyta mnie Harry
-Nie -sięgam ręką do jego włosów i okręcam sobie jedno ich pasmo w okół palca
Harry patrzy na mnie z błyszczącymi oczami. Chciałabym wiedzieć co on myśli, co siedzi w jego głowie.
-O czym myslisz? -pytam
-Twoje oczy przypominają mi ocean. -mówi, a potem odwraca wzrok jakby nie chciał wypowiedzieć tych słów na głos
Chichoczę i wyciągam rękę z jego włosów.
-Jak to?
-One są....niebieskie....-zaczyna
-Naprawdę? -pytam wydobywając śmiech z nas obu -Nie wiedziałam!
Harry uśmiecha się, a jego dołeczki są widoczne
-Ale one nie są zwykłe niebieskie...mają kolor błękitnego oceanu. Tak, że chciałbym w nich zanurkować. -mówi uśmiechając się delikatnie -Są piękne. -Sięga ręką do moich włosów i zakłada mi niesforny ich kosmyk za ucho. -Ty jesteś piękna.
Odwracam twarz od Harry'ego starając się ukryć mój uśmiech. Nikt nie powiedział mi nigdy czegoś takiego, a zwłaszcza Harry.Wiem,że on nigdy nie lubił prawić takich komplementów.
Pochylam się do niego, aby dać mu lekkiego całusa w policzek. Harry przyciąga mnie do siebie oplatając ręce w okół mojej talii. Kładę głowę na jego ramieniu i znowu spoglądam na strumyk.
-Pamiętasz jak odkryliśmy to miejsce? -pytam
Harry kiwa głową.
-Gemma przywiozła nas tutaj i powiedziała żebyśmy pozostali tu dopóki ona nie wróci z imprezy. -chłopak uśmiecha się na wspomnienia
-Ona była dosłownie imprezowym zwierzęciem.-wspominam
Harry prycha.
-Już nie -mówie
-To zabawne jak szybko ludzie się zmieniają...
Mój telefon zaczyna nagle wibrować mi w kieszeni. Odsuwam się od Harry'ego, aby odebrać połączenie.
-Halo?
-Cześć, Blair -natychmiast poznaje miły głos Liama
-Hej, Liam.
-Jesteś zajęta?
-Um...-patrzę na Harry'ego, który spogląda na mnie z ciekawością w oczach
-Tak.Czy wszystko w porządku? -pytam
-Jestem...hm -Liam chrząka -Opiekuję się dziećmi Shawna -mówi spokojnym głosem
Chichoczę.
-Pomogłabym ci, ale mam coś innego do załatwienia.
-Nie ma sprawy.Chciałem tylko sprawdzić.Do zobaczenia w pracy!
-Pogadamy później!-żegnam się i nas rozłączam
Kiedy odwracam się w stronę Harry'ego chłopak wpatruje się we mnie gniewnym wzrokiem.
-Co to kurwa było? -pyta przy moim zaskoczeniu
-To był Liam- mówię -Mój współpracownik...
-Jestem dla ciebie tylko czymś innym do załatwienia !?
-Nie oczywiście,że nie -mówię
-Powiedziałaś,że chcesz mu pomóc, ale stoję ci na drodze, czyż nie?
-Nie Harry...
-Wiesz co? To było głupie.Chodźmy. -Harry podnosi do jego pełnej postawy
-Harry! -krzyczę i po chwili stoję obok niego -Zachowujesz się głupio.
-Oh,naprawdę? Więc powinnaś iść, pomóc Liam'owi -mówi przez zaciśnięte zęby
Nie mogę powstrzymać uśmiechu, który pojawia się na mojej twarzy.
-Dlaczego się uśmiechasz? -pyta z jadem w głosie
-Jesteś zazdrosny. -prawie się śmieję
-Bzdura- Harry natychmiast protestuje -Nie jestem zazdrosny.
-Tak,jesteś. Zielony nie jest dla ciebie dobrym kolorem, Harold.
Jego oczy błyszczą.
-Mówiłem ci, przestań mnie tak nazywać.
-Harry, jeśli myślisz,że wolałabym być teraz z Liam'em i pomagać mu, niż być tu z tobą, no to dalej, zawieź mnie do pracy. -mówię krzyżując ręce na piersi
Harry otwiera usta ,ale zaraz je zamyka. Patrzy z dala na mnie, wyraźnie wściekły.
Patrzę na niego wyczekująco.
-Tak myślałam. -mówię w końcu
Podchodzę znowu do brzegu potoku. Zdejmuję buty i wkładam nogi do wody. Woda nie jest ani zimna ,ani ciepła. Słyszę za mną Harry'ego ,który nadal próbuje się uspokoić.Odwracam się twarzą do niego.
-Poczuj wodę, Harry -mówię zbyt wesoło -To miłe i fajne.
Wiem,że wkurza go to, jak optymistycznie teraz brzmię.
On patrzy na mnie jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu.
-Nie patrz tak na mnie. -mówię -Chodź. Woda cię uspokoi.
W końcu potrząsa głową i siada obok mnie,ale jego oczy nadal są ciemno zielone.
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa -narzeka Harry kiedy zdejmuje swoje buty i zanurza kostki w wodzie
Wzruszam ramionami.
-Wiem -mówię i sięgam po jego dłoń splatając nasze palce i przyciągając go jeszcze bliżej
Uśmiecham się do niego, a chłopak przewraca oczami.
-Nie bądź w złym humorze. -mówię mu
-Nie jestem w złym humorze.
Parskam.
-Powiedz to swojej twarzy.
Patrzy na mnie i posyła mi najbardziej udawany uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
-zadowolona? -pyta
Śmieję się.
-Tak -mówię zadowolona,że jesteśmy tylko kilka centymetrów od siebie. -Kocham cię.
Harry przewraca oczami,ale na jego ustach pojawia się uśmiech.
-No dalej. Powiedz to z powrotem. -mówię trącając go w ramię
-Dobrze -mówi powstrzymując uśmiech -Kocham cię.
-Proszę bardzo. -mówię przyciągając go jeszcze bliżej, tak że mogę go pocałować
Harry puszcza moją rękę i owija swoją w okół mojej talii. Wkładam ręce w jego loki szczęśliwa, że wygrałam nad jego złym humorem.
Odsuwamy się od siebie chwilę później, Harry łapie powietrze.
-Co? -pytam
-Myślę, że coś dotknęło mojej nogi -mówi patrząc w dół na nogi w wodzie
Natychmiast wyskakuję z wody i biegnę do miejsca gdzie zostawiliśmy nasze buty.
Patrzę na Harry'ego, który zwija się ze śmiechu.
-Żartowałem -mówi głośno się śmiejąc -Powinnaś widzieć swoją twarz....-mówi i wykrzywia sie w grymasie naśladując mnie
-Nie śmieszne -mówię
On wie co od małego czuję do ryb,czy innych obślizgłych zwierząt. Po prostu mnie obrzydzają i ich nie lubię.
-Musiałem to zrobić. -mówi
Przewracam oczami .
-Wracaj tu. -Harry wyciąga do mnie ręce
-Nie -krzyżuję ręce na piersi
-No dalej, Blair. Tylko żartowałem.
-Tak, cóż teraz doprowadziłeś mnie do paranoi.
-Nie pozwolę, by cokolwiek cię ugryzło, Blair. -Harry moi, a jego oczy błyszczą
-Nie obchodzi mnie to.
-Blair,proszę...
-Nie!
-Dobrze -mówi Harry
Wstaje i idzie w moją stronę.Patrzę na niego zdezorientowana. Kiedy do mnie podchodzi chwyta mnie w pasie i przerzuca przez ramię. Odwraca się i idzie w stronę potoku.
-Harold, postaw mnie na miejsce! -krzyczę
-Wrzucę cię do wody, jesli jeszcze raz nazwiesz mnie Harold.-ostrzega mnie
-Harry! -skomlę
-Oj, Blair nie bądź taką histeryczką.
-Nie jestem.
-Więc, przestań marudzić.
Moje ramiona oplatają szyję Harry'ego. Zerkam w dół na dość czystą wodę.
-To jest zbyt płytkie, aby coś tu pływało. -mówi Harry -Nie trzeba się bać.
-Nie boję się. -mówię
-Więc mogę cię wrzucić,tak?
-Nie! -piszczę i zaciskam uścisk
-Blair -mówi cicho Harry -Jeśli nie masz nic przeciwko....ja naprawdę nie mogę....oddychać.
-Oh -luzuję uścisk -Przepraszam.
Harry śmieje się, a jego głęboki głos wibruje w szyi. Opieram głowę na jego ramieniu i wdycham jego zapach.
-Blair, czy ty mnie wąchasz?-pyta Harry
Śmieję się.
-Nie. -mówię rumieniąc się -Po prostu.....ładnie pachniesz.
Teraz śmieje się Harry
-Chodź Blair. Postawię cię na dół i nie pozwolę aby coś ci się stało.
Wzdycham.
-Dobrze.
Harry stawie mnie na ziemi ,a jak siadam przy brzegu strumyka i ostrożnie zanurzam kostki w wodzie. Harry siada obok mnie i łapie mnie za rękę.
-Widzisz -mówi -Żadnych potworów.
Prycham.
-Widzisz co zrobiłeś.Przez ciebie dostałam paranoi.
Harry uśmiecha się.
-Przecież ty robisz paranoję o wszystko.
Przeczesuję ręką włosy.
-Cóż.
-Spójrz w górę. -mówi nagle Harry
Podnoszę głowę i to co widzę zapiera mi dech w piersi. Na początku zauważam tylko korony drzew ,ale kiedy porządnie się przyglądam dostrzegam setki gwiazd na nocnym niebie.
-Łał...-nie potrafię powiedzieć niczego więcej
-Wspaniałe,prawda? -mówi Harry
-Tak.
Patrzę na Harry'ego.Jego twarz jest zadarta ku gwiazdom,a na niej widnieje mały uśmiech.
-Harry -mówię,a chłopak odwraca się w moją stronę -Dzisiaj było cudownie. Naprawdę.
Chłopak uśmiecha się lekko.
-Dobrze -mówi -Mimo,że mnie wkurzyłaś.
-A ty uczyniłeś mnie paranoiczką. -przypominam mu
Harry się usmiecha.
-Jest już późno. -mówi
-Skąd wiesz? Nie masz nawet zegarka.- prycham
-Zamknij się -mówi i wstaje na równe nogi
Podążam za nim i też wyciągam nogi ze strumyka. Harry bierze swój telefon z koca i sprawdza czas.
-I miałem rację. -mówi -Jest późno.
Wkładam buty i podaję Harry'emu jego.
-Dobrze. -mówię i idę za Harrym do samochodu.
-Nie zamierzasz tego posprzątać? -pytam zdziwiona
-Nie.
-Dlaczego?
-Zapłaciłem Edowi dwadzieścia dolarów, aby pomógł mi z przygotowaniem tego wszystkiego, co obejmuje też sprzątanie.
-Chciałabym dzisiaj spać u ciebie -mówię -Ale obawiam , że mój ojciec skręcił by ci kark.
Harry uśmiecha się.
-Wcześniej nie miał nic przeciwko. -mówi chłopak
-Bo nie pytałam go o to.
Harry przewraca oczami.
-Przecież nie zamierzam próbować z tobą niczego nieprzyzwoitego. -mówi -Jeśli nie chcesz. -dodaje
-W twoich snach,Harold. -mówię
-Nie waż się kurwa...
-Wiem, wiem-mówię ,ale uśmiech i tak pojawia się na mojej twarzy
-Znowu nie spałem. -mówi cicho Harry -Czytanie nie pomaga.
Patrzę na niego.
-Może powinieneś zobaczyć kogoś....wiesz, jakiegoś specjalistę.
-Nie potrzebuję pieprzonego psychiatry. -syczy Harry
-W porządku. Ja tylko mówię, że....
-Mówisz co?! Że jestem szalony?!
-Uspokój się, Harry. Nic takiego nie mówię.
Chłopak bierze kilka głębokich oddechów patrząc przed siebie.
-Mój umysł...po prostu nie chce przestać myśleć. -mówi spokojnym i łagodnym głosem  -Nie ważne co zrobię.
-Więc....nie śpisz...w ogóle? -pytam starając się utrzymać spokojny ton głosu
-Niektóre noce nie. Większość z nich po prostu leże do trzeciej, czwartej nad ranem, a potem wstaje i kręcę się po mieszkaniu.
-Kiedy....kiedy ostatni raz przespałeś całą noc? -pytam
-Gdy zostałaś u mnie na noc.-mówi ,a jego oczy napotykają moje na ułamek sekundy ,ale zaraz odwraca głowę
Kładę delikatnie rekę na jego ramieniu.
-Naprawdę? -pytam
Harry kiwa głową.
-Nie chcę cię winić to co ....
-Nie, Harry. W porządku.Mój ojciec zrozumie. -posyłam mu przyjazne spojrzenie
Uśmiech rozprzestrzenia się na jego twarzy.
-Naprawdę? -pyta
Kiwam głową.
-Oczywiście. -mówię
Całuje go w policzek i przechylam fotel samochodowy do tyłu rozkoszując się ciszą panującą w samochodzie pochłoniętym ciemnością

                                                                      *****
czytasz = komentujesz

poniedziałek, 6 października 2014

Chapter 37

-Co powiedziałeś? - pytam
-Zostań moją dziewczyną, Blair. -mówi z pewnością siebie Harry
Przewracam oczami.
-Nie rób mi żadnych przysług, których potem nie dotrzymasz. -mówię
-Blair, ja chcę abyś była moją dziewczyną bardziej niż cokolwiek. -mówi
Przełykam gulę w gardle i odwracam od niego wzrok.
-Czy to nie jest to czego chcesz? -pyta
Nie od powiadam unikając jego wzroku. Dlaczego podchodzę do tego tak niechętnie? Czyż nie chciałam tego przez cały czas? Czy nie o tym marzyłam?
-Nie rozumiem. -mówi Harry -Kurwa nie rozumiem cię. Czego ty do jasnej cholery chcesz?
Chłopak odchodzi od samochodu i kieruje się w stronę magazynu gdzie impreza trwa w najlepsze. Harry nawet nie odwraca się aby na mnie spojrzeć.
Wiem, że najlepsze co powinnam teraz zrobić to wrócić do budynku, znaleźć Louisa i powiedzieć aby zabrał mnie do domu.Zapomnieć o tym, że Harry zapytał mnie o bycie jego dziewczyną i wymazać z pamięci całą naszą rozmowę. Wiem,że mogłabym po prostu wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim, a z Harrym porozmawiać jutro.
Ale nie mogę tego zrobić.
Zanim się orientuję co robię już jestem w połowie drogi do magazynu. Mój wzrok poszukuje zielonych oczy Harry'ego i jego kręconych włosów. Wiem, że podjęłam złą decyzję. Wiem ,że jak go znajdę to znowu zaczniemy się kłócić i walczyć ze sobą, ale ostatecznie zdaję sobie sprawę, że wcale mnie to nie obchodzi.
Muzyka zdaję się głośniejsza niż jak byłam tu kilkanaście minut temu. Patrząc przed siebie dostrzegam niebieskie włosy Penny. Obok niej stoi Luke. Mimo,że mój umysł zabrania mi, to moje ciało kieruje się w ich stronę.
-Hej, Blair- wita mnie Luke
-Hej..hej -mówię z roztargnieniem
-Ładnie wyglądasz- mówi Penny lustrując mnie wzrokiem - Widzę duży wkład Perrie -mówi dziewczyna
Kiwam głową na potwierdzenie jej słów.
-Ty....też ładnie wyglądasz -mówię patrząc na jej bordową sukienkę
Jak ona może oddychać w czymś takim?!
-Czy widzieliście Harry'ego? -pytam lekko błgalnie
-Gdzieś na parkiecie -odpowiada krótko Penny
Kiwam głową i ruszam w bawiący się tłum. Po kilkunastu sekundach przepychania się między spoconymi ciałami pijanych osób wreszcie go dostrzegam. Stoi oparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Jego tatuaże są dobrze widoczne na odsłoniętych rękach. Czarny t-shirt leży na nim idealnie. Światła z parkietu padają na niego tak, że widać jego muskularne ramiona. Oczy ma zwrócone w dół jakby nad czymś myślał.
Piosenka "Salt Skin" Ellie Goulding  zaczyna sączyć się z basowych głośników jak idę w stronę Harry'ego. Staram się uformować w moich myślach to co mu powiem, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Kiedy jestem blisko niego chłopak podnosi głowę, a jego oczy ciemnieją. Zatrzymuję się w pół kroku przed nim i zakładam włosy za ucho nie wiedząc co powiedzieć.
-Hej -mówię nieśmiało
Harry nie odpowiada. Przygląda się mi jakby chciał zapamiętać mój wygląd. Jego wzrok jest chłodny i bez wyrazu.
-Przepraszam -mówię najprostsze słowo na świacie jednak wypowiadam je z ogromnym trudem. Harry nadal wpatruje się we mnie. Biorę śmiały krok naprzód. Serce wali mi w klatce piersiowej.
-Ja...-szukam odpowiednich słów - Myślę, że nie powinnam pić tyle alkoholu, bo oczywiście staję się po nim bardzo wkurzająca i dziwna i rozbawiona wszystkim co mnie otacza, a ty tak mnie zaskoczyłeś na parkingu i ja po prostu....
-Czego do cholery chcesz, Blair? -odzywa się Harry zimnym głosem
Przełykam ślinę.
-Chcę był twoją dziewczyną -mówię pokonując barierę wstydu -Chcę tego bardziej niż czegokolwiek. Chcę ciebie bardziej niż cokolwiek innego.
Myślę, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi bo jego usta lekko się otwierają. Melodia zaczyna lecieć z głośników, a ja owijam ręce w okół szyi Harry'ego i całuję go starając się tym udowodnić mu jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo go pragnę.
Oczekuję, że chłopak odepchnie mnie, ponieważ znajdujemy się w miejscu publicznym z masą wścibskich oczu, ale zamiast tego Harry przyciąga mnie tak, że teraz nasze ciała przylegają do siebie. Oplata ręce w okół mojej talii i czuję się jakby chciał mnie przed wszystkim ochronić. Czuję się lekka jak piórko, jak w stanie nieważkości.
Po tym wszystkim co przeszliśmy zdaję sobie sprawę, że on też jest światłem w moim życiu i najważniejszą w nim osobą. Kocham Harry'ego. Kocham wszystko co jest z nim związane. I chcę go na zawsze.

                                                                       *****
czytasz = komentujesz <3
(BLAIRRY!!)

poniedziałek, 29 września 2014

Chapter 36

-Blair!
Odwracam się i dostrzegam Jane uśmiechającą się do mnie.
-Hej! -mówię starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę
-Muszę powiedzieć, że ta sukienka wygląda pięknie na tobie. -mówi i upija łyk drinka
-Dzięki
-Gdzie jest Harry? -pyta dziewczyna
-Nie wiem, nie widziałam go. -kłamię
-Widzę. -mówi Jane
Dziewczyna wbija we mnie wzrok, jej oczy mają kpiący wyraz.Przełykam gulę w gardle. Rozglądam się nerwowo w okół i dostrzegam Perrie przy barze.Posyłam Jane fałszywy uśmiech i kieruję się w stronę barku z alkoholami, gdzie dziewczyna Zayna robi drinka dla Nialla.
-Hej -wita mnie dziewczyna -Jane daje wycisk?
Kręcę głową.
-Chcę tylko jeszcze jednego malinowego drinka. -mówię, a Niall się śmieje
Tak naprawdę prawie go nie znam.Wiem tylko, że jest najbliższym przyjacielem Louisa. Chłopak ma na prawdę zaraźliwy śmiech,a jego włosy wyglądają na takie miękkie.Stoję tak patrząc na niego , dopijając kolejnego drinka i czując jak alkohol wypełnia moje żyły.
-Czy mogę dotknąć twoich włosów? -pytam Nialla zanim zdążę pomyśleć
Chłopak spogląda w moją stronę.
-Dlaczego? -pyta lekko się śmiejąc
Z moich ust też wydobywa się lekki chichot.
-Nie wiem, po prostu wyglądają tak miękko...
-Jasne, śmiało -mówi i pochyla się do przodu, a jak wplatam dłonie w jego włosy
-Łał! Naprawdę są takie delikatne i miękkie!
Chłopak się śmieje.
-Dzięki...tak sądzę.
-Jakiego szamponu używasz? -pytam bez namysłu
-Blair- słyszę głos za mną
Nawet się nie zorientowałam kiedy Harry do nas dołączył.Harry patrzy na mnie miażdżącym wzrokiem. Jeśli spojrzenie mogłoby zabić, już bym nie żyła.
-Cześć Harry -mówię -Wiesz jakie włosy ma Niall? Najbardziej miękkie włosy jakie kiedykolwiek widziałam!
-Zabieram cię do domu- mówi Harry
-Nie! -odmawiam -Nie chcę jeszcze iść.
-Blair -mówi przez zaciśnięte zęby
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-lekko bełkoczę biorąc kolejnego łyka mojego drinka
-Kurwa, przestań pić! -rozkazuje mi
Nie słucham go. Kiedy chcę wziąć kolejny łyk Harry wyrywa mi szklankę i ciska nią o ziemię tak, że przedmiot się tłucze, a jego zawartość wylewa się na podłogę.
-Zobacz co zrobiłeś Harry. -mówię -Narobiłeś bałaganu.
Schylam się aby podnieść to co zostało ze szklanki,ale mój obraz rozmywa się i nie mogę niczego dostrzec.
-Blair, chodź. -Harry szarpie mnie za ramię, ale ja wyrywam się mu
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! -powtarzam
Gniew przejmuje kontrolę nad moim pijanym ciałem.
-Tak, będę -warczy niebezpiecznie Harry
-Możesz wbijać we mnie swój wzrok do woli, Harry, ale mnie nie przestraszysz. -mówię do niego odwracając się i idąc w stronę Perrie i Nialla
-Nie odchodź ode mnie! -krzyczy Harry, robi długi krok w moją stronę i  łapie mnie za nadgarstek
Próbuję się wyrwać, ale oczywiście jestem zbyt pijana i słaba aby mu się wyrwać.
-Mogę robić to co chcę. -mówię mu
-Nie, nie możesz Blair. Jest wiele rzeczy, których nie powinnaś robić. Na przykład przychodzić na tą głupią imprezę!
-To ty kazałeś mi przyjść! -krzyczę na niego - Praktycznie mnie do tego zmusiłeś!
-Tak, wiem i nie powinienem tego robić. Ty nie powinnaś przyjść. To wszystko było pomyłką.
-Tak, to był błąd, masz rację.Tak samo błędem było całowanie mnie! -krzyczę, a Perrie krztusi się swoim drinkiem.
Harry otwiera szeroko oczy ,a jak korzystam z okazji, wyrywam nadgarstek z jego uścisku i staram się zniknąć w bawiącym się tłumie.Większość ludzi ma na sobie ciemne kolory ubrań więc nie trudno jest mi się zamaskować. Muzyka głośno dudni z głośników zagłuszając krzyki Harry'ego. Próbuję wmieszać się w bawiący tłum pijanych ludzi i też zaczynam tańczyć.Cały czas przed oczyma mam gniewny wyraz twarzy Harry'ego. Zatrzymuję się i łapię głęboki oddech. Nie jest to łatwe jak człowiek jest pijany. Czyjeś ręka chwyta mnie za nadgarstek i prowadzi do wyjścia.Zadzieram głowę i widzę zwężone w gniewie oczy Harry'ego.
-Nie masz pojęcia, jak kurwa jestem wkurzony. -mówi
Ciągnie mnie dalej przez tłum ,aż dochodzimy do wyjścia i opuszczamy budynek, wchodząc na parking oświetlony tylko kilkoma latarniami.Czuję, że alkohol mimo naszej kłótni nie wyparował jeszcze z mojego organizmu.
Dochodzimy z Harrym do jego auta. Chłopak pcha mnie na drzwi samochodu i zagradza mi drogę rękoma opierając je o dach Land Rover'a.Wygląda jakby miał zaraz spłonąć ze złości.
-Blair- mówi trzęsącym się głosem -Jeśli jeszcze raz kurwa spróbujesz ode mnie uciec to...
-Nie jestem dzieckiem -spluwam
-Ale tak się zachowujesz!
-Oh, naprawdę? Po prostu staram się żyć moim własnym życiem bez twojego ciągłego interweniowania i rozkazów jak mam żyć!
-Jesteś pijana jak cholera Blair!
-Ty jesteś tą osobą, która kazała mi tu przyjść!
-Nie mogę uwierzyć w to co powiedziałaś przy Perrie! -krzyczy Harry
-Co? Że się całowaliśmy? Dlaczego to taki sekret? Jane całowałeś przed wszystkimi! A kto wie, może nadal chcesz! -krzyczę, alkohol buzuje w moich żyłach
-Lepiej to kurwa cofnij!
-Zmuś mnie! -krzyczę
Wiem,że za chwilę przekroczę jego granicę.
-Dlaczego tak się zachowujesz? -pyta chłopak
-Bo mnie pocałowałeś i powiedziałeś, że mnie kochasz i że jestem twoim światłem, ale na koniec nie chcesz się do tego przyznać! Nie uważasz, że ciągle zataczamy koło? Ciągle to samo? Ta sama sytuacja?
-Co ty do cholery chcesz abym zrobił, co? Żebym zapytał cię, czy będziesz moją dziewczyną? -Harry prawie się śmieje
Patrzę na ziemię. Nie mogę przyznać mu racji.
-Nie -kłamię -To jest ostatnia rzecz jaką chcę. -mówię
Próbuję unikać jego wzroku jednak to mi się nie udaje.
-Więc czego chcesz? -pyta
-Chcę abyś się wreszcie ode mnie odczepił. Raz na zawsze! -krzyczę
Harry cofa się jakbym go uderzyła.
-Nie miałaś tego na myśli. -mówi -Mówisz tak teraz ,ale oboje wiemy, że jutro znowu będziesz wlec się do mnie.
-Więc tym jestem dla ciebie, tak Harry? Osobą ,która ciągle do ciebie lgnie?!
-To nie prawda. -broni się chłopak
-Jestem po prostu propagatorem twojej samooceny, twoim....-krzyczę, ale Harry mi przerywa
-Blair! Znaczysz dla mnie więcej niż całe moje pieprzone życie! -krzyczy chłopak
-Oh, bzdura. -szydzę -Mam dosyć tego gówna, którym stale mnie faszerujesz! Oszczędzaj swój pieprzony oddech na te sentymenty!
-Bądź moją dziewczyną -mówi Harry zaskakując mnie

                                                                      *****
czytasz = komentujesz <3


poniedziałek, 22 września 2014

Chapter 35

Wsiadam do samochodu mojego przyrodniego brata i ruszamy na imprezę. Nagle słyszę wibrację mojego telefonu.
-Będziesz? -pyta Harry
Wzdycham.
-Tak.
-To dobrze- mówi
Nawet przez słuchawkę wiem, że się uśmiecha.
-Kto to był? -pyta Louis jak się rozłączam
-Harry -odpowiadam
Lou przewraca oczami.
Po krótkiej jeździe podjeżdżamy pod duży, szary budynek.
-Chodź- mówi Louis- I bądź ostrożna,dobrze? -mówi z troską w głosie
Kiwam głową i podążam za Louisem do monolitowego domu. Jane światła prawie oślepiły mnie przy samym wejściu. Ogromna scena mieści się w środku budynku,a wzdłuż niej, z jej prawej strony bar. Cały obszar jest ciemny, z wyjątkiem oślepiających świateł na parkiecie. Głośna muzyka dobiega z każdego zakamarka budynku.
-To jest świetne! -mówię do Louisa przekrzykując muzykę
Chłopak kiwa głową.
-Zawsze wymyślają coś odjechanego.
Przewracam oczami na jego dobór słów i idę za nim do baru, gdzie są już Luke, Zayn i Perrie.Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
-Widzę, że założyłaś mój prezent. -mówi zadowolona -Chłopaki, czyż nie wygląda zabójczo?
 -O tak -mówi Luke lustrując moje ciało -Wyglądasz gorąco.
Moje policzki pąsowieją więc odwracam wzrok.
-Przyszłaś.
Przekręcam głowę i zauważam Harry'ego,który stoi za mną z uśmiechem na twarzy. Jego oczy robią się szersze kiedy odwracam się do niego przodem. Śledzi mnie wzrokiem dopóki znowu nie patrzy w moje oczy. Uśmieszek, który jeszcze przed chwilą widniał na jego twarzy znikł.
-Ty....-zaczyna chłopak
-Blair. -słyszę moje imię i odwracam się
Moje oczy napotykają Jane opierającą się o blat baru. Jej ciemnie włosy idealnie układają się w okół jej twarzy. Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
-Wyglądasz świetnie. -mówi do mnie, ale nie wyczuwam sarkazmu w jej słowach
-Dzięki -mówię
-Powinnaś dzisiaj się kimś zabawić.-mówi podnosząc swoje brwi -Imprezy w magazynie są do tego najlepsze.
Harry cały się napina, a ja kręcę głową.
-Nie sądzę. -lekko się śmieję
Perrie posyła mi przyjazne spojrzenie i  podaje mi drinka, którego od razu przykładam do ust.
Większość osób odchodzi z baru. Zostaliśmy tylko ja i Harry.
-Skąd masz tą sukienkę? -pyta nagle
-Perrie- odpowiadam krótko.
-Ona jest...um -Chłopak odchrząka, jak zwykle kiedy znajduje się w niewygodnej sytuacji. -Ona...
Patrzę na niego.
-Ostatni raz jak ze sobą rozmawialiśmy o imprezie to kłóciłeś się ze mną i namawiałeś, abym nie przyszła tutaj.
On patrzy z dla ode mnie.
-Mam to w dupie. -mówi
-Dwa dni temu nie miałeś....
-Blair....
-Harry -mówię -Wiem, że się martwiłeś, ale....
-Blair, prawie cię straciłem.Przynajmniej tak myślałem -prawie szepcze, a jego oczy są czujne
- Czy wiesz, jak to jest?
-Tak -odpowiadam
Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Harry głośno przełyka ślinę.
-Byłem przerażony jak zobaczyłem u mnie te tabletki.
-Hej,ludzie!
Luke podchodzi do nas z Ashley na ramieniu. Ona oczywiście już jest pijana. Jej bląd włosy są lekko rozczochrane.
-Czeeść -mówi do nas lekko się zataczając
Kiwam głową aby się przywitać, a Harry bierze po prostu łyk drinka jakby nie zauważył pijanej dziewczyny.
-Będziemy tańczyć. -mówi -Doołączcie.
Ashley łapie czkawkę i wybucha śmiechem.
-Ja nie tańczę. -Harry i ja mówimy w tym samym czasie
Luke i Ashley patrzą na nas na odchodne i znikają w bawiącym się tłumie.
-Chodź -mówi do mnie Harry łapiąc mnie za rękę -Pokażę ci coś.
Odkładam malinowy drink na blat i pozwalam się ciągnąć za rękę przez Harry'ego. Prowadzi mnie przez wąski korytarz. Wychodzimy z magazynu i kierujemy się schodami w górę.
-Harry-skomlę
-Po prostu chodź. -mówi
Po chwili docieramy na górę.Nie słychać już muzyki z imprezy.Jest cicho.Harry otwiera ciężkie stalowe drzwi, a ja czuję na twarzy podmuch świeżego powietrza.To co spostrzegam przede mną zapiera mi dech w piersi. Stoimy na dachu budynku,a w okół nas rozciąga się widok na Londyn. Patrzę z podziwem na piękne, tętniące życiem miasto.
-Spójrz -mówi cicho Harry
Podnoszę głowę do góry, a moim oczom ukazuje się mnóstwo świecących punkcików. Setki gwiazd wypełniają nocne niebo.
-O mój Boże -mówię -to jest wspaniałe.
Naprzemiennie patrzę na światła nade mną na niebie i na światła pochodzące z miasta. Śmieję się do siebie uderzona przez czyste piękno tego wszystkiego co mnie otacza.Harry również się uśmiecha.
-Jak znalazłeś to miejsce? -pytam -Mam na myśli,dach.Skąd wiedziałeś jak można tu przyjść?
Harry wzrusza ramionami.
-Po tej nocy. -mówi wypuszczając powietrze -Jak pobiłem Luke'a. Po prostu chodziłem po okolicy i znalazłem to. -mówi
Wzdycham.
-To jest...naprawdę piękne,Harry. Patrzę w dół i widzę światła na ulicy,a potem patrzę w górę i widzę światła na niebie.To jest po prostu...światła są wszędzie.- czuję jak wypełnia mnie radość jak tylko się rozglądam
-W twoich oczach też są. -mówi delikatnie Harry -Światło jest zawsze w twoich oczach.
Przełykam ślinę kiedy zdaję sobie sprawę jak blisko siebie stoimy. Cofam się nieco ,ale Harry łapie mój nadgarstek.
-Światła są w twoich oczach, w twoim sercu i w twojej duszy. -czuję jego oddech na mojej twarzy, jak mówi do mnie te łagodne słowa
-Harry- mówię cicho i patrzę w dół.
Chłopak patrzy na mnie i wiem, że  stara się wyczytać emocje z mojej twarzy.
-Blair, przepraszam -wzdycha -Przykro mi ,że byłem taki zły w stosunku do ciebie tamtego dnia.-mówi i zakłada mi mój niesforny kosmyk włosów za ucho -Nie mogę cię stracić, rozumiesz to? Jeśli tak by się stało...stracę wszystkie światła.
Patrzę w jego oczy.
-Harry -oddycham
Jesteśmy blisko siebie. Nasze nosy prawie się stykają.
Harry oplata ramionami moją talię i przyciska mocno jego usta do moich. Czuję, że kruszę  się w jego ramionach. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo brakowało mi smaku jego ust, jego dotyku i jego zapachu.
Odsuwam się do Harry'ego i robię kilka kroków do tyłu. Znowu odwracam się i patrzę na światła uliczne oświetlające Londyn. Wzdycham kiedy chłodne,letnie powietrze mocno zawiewa. Owijam ramiona w okół siebie,aby się ogrzać.
-Co my tutaj robimy,Harry? -pytam -Co my robimy?
Chłopak podchodzi do mnie.
-Co masz na my myśli?
-Chodzi o to,że...ciągle walczymy ze sobą ,a potem ty mnie całujesz i mówisz, że ci na mnie zależy, ale potem znów wracamy do codzienności i zachowujemy się jakby nic co się między nami wydarzyło nie miało miejsca i po prostu wracamy do punktu wyjścia?
Harry przygląda mi się z uwagą.
-O co ty mnie pytasz,Blair? -pyta chłopak
-O nic cię nie pytam. -mówię -Jestem po prostu....zmęczona, tak mi się wydaje. To jest dla mnie za dużo.Chcę wiedzieć na czym stoimy.
Harry otwiera usta, ale zaraz je zamyka. Przechodzę obok niego i kieruję się schodami w dół budynku.Chcę dać mu czas do zastanowienia, chociaż tak naprawdę nie wiem nad czym. Nawet nie wiem czego dla nas chcę. Czy chcę, aby Harry był moim chłopakiem? Pewnie zaśmiałby mi się w twarz gdybym mu o tym wspomniała. Myślę, że dam mu trochę czasu....jak zawsze.

                                                                     
                                                                        *****
czytasz = komentujesz <3



piątek, 12 września 2014

Chapter 34

Ściągam ze mnie kurtkę i wręczam ją Harry'emu.
-Dziękuję -mówię cicho
Chłopak wzrusza ramionami, przewiesza kurtkę przez oparcie krzesła i rzuca kauczukową piłkę z powrotem do Katie.
-Blarie!Twoja zmiana się skończyła! Jesteś wolna!-słyszę głos Shawna dobiegający zza ściany
-Dziękuję! -odkrzyknęłam
Wstałam i wzięłam swoje rzeczy.Pożegnałam się z Bryce i Katie i wyszłam z Harrym z budynku.
Stoimy naprzeciwko siebie w niezręcznej ciszy,a duszne letnie powietrze wiruje między nami.Przygryzam wewnętrzną stronę policzka i patrzę na ziemię.
-Cóż...-mówię w końcu-Dzięki za przybycie.Wiem, że byłeś w pracy,...
-W porządku. -mówi Harry
Biorę głęboki oddech.
-Przepraszam,że na ciebie nakrzyczałam. -mówię
-Za coś jeszcze masz żal? -pyta ironicznie unosząc brwi
-Wiesz co, zapomnij o tym. -odwracam się i idę w kierunku mojego samochodu
-Blair...-Harry idzie tuż za mną
Odwracam się do niego.
-Staram się być dojrzała i przeprosić, a ty zachowujesz się jak totalny kretyn. -mówię  -Cofam to. Nie jest mi przykro za naskoczenie na ciebie dzisiaj w pracy, bo na to zasłużyłeś!-mówię zanim zdążę pomyśleć
-Wiem. -mówi -Jestem totalnym dupkiem.-wzrusza ramionami
Zakładam niesforny kosmyk włosów za ucho.
-Pójdę już. -mówię
-Przyjdź dzisiaj na imprezę. -mówi Harry zaskakując mnie kompletnie
-Na tą w magazynie? -pytam zdziwiona
Harry kiwa głową na potwierdzenie.
-Nie wiem, Harry. -mówię
-Proszę?
Wzdycham.
-Ja....dobrze.Dobrze,pójdę.
Harry uśmiecha si. W jego policzkach ukazują się dołeczki po raz pierwszy od dłuższego czasu.
-Dobrze -mówi
Odwraca się w stronę swojego auta i odchodzi ode mnie.
Patrzę się na niego przez parę chwil, dopóki nie odjeżdża z parkingu. Kilka dni temu omal nie rozsadził go gniew jak próbował mi wmawiać, że nie pójdę na tą imprezę.A teraz błaga mnie abym przyszła? Co się zmieniło? On nigdy nie przestanie mieszać mi w głowie i dezorientować mnie.
Jadę do domu w ciszy, wciąż zastanawiając się nad Harrym.
Kiedy przyjeżdżam Louis czeka na mnie w kuchni.
-Perrie coś ci podrzuciła kiedy nie byłaś w domu -mówi -Jest w twoim pokoju.
-Co? -pytam wyrwana z zamyślenia
-Idziesz dzisiaj na imprezę w magazynie,tak? -pyta
-Chyba tak. -odpowiadam
-Cóż, najwyraźniej przyniosła ci to co masz włożyć.Wyjeżdżamy o siódmej więc się pośpiesz.
-My? -pytam
-Też idę, Blarie. Pośpiesz się kurwa! -mówi uśmiechając się
Wchodzę do pokoju i zastaję tam Fizzy i Lottie wpatrującą się w moje łóżko.
-To jest najładniejsza sukienka jakąkolwiek widziałam. -mówi Fizzy
Patrzę na to co leży na moim łóżku.
To obcisła, czarna sukienka z głębokim dekoltem i z rękawami, które ledwo będą zakrywać moje ramiona.Idealna sukienka na gust Perrie. Uśmiecham się pod nosem.
-Cóż, włóż ją!-piszczy Lottie
Natychmiast wkładam sukienkę.Kiedy przeglądam się w lustrze uważam, że naprawdę jest wspaniale dobrana, pomijając fakt, że nie przepadam za sukienkami do połowy uda,a le i tak uśmiecham się na mój widok.
-Siadaj. Pomożemy ci się wyszykować -instruuje mnie Lottie
Fizzy natychmiast podskakuje z krzesła.
Kiedy siedzę na łóżku Lottie i Fizzy nakładają mi warstwę makijażu i pudru, od nadmiaru którego wierci minie w nosie. Kładą mi na powiekę eyeliner, na rzęsy czarny tusz, a włosy kręcą lokówką, tak że teraz układają się w delikatne fale.
-Gotowe- mówi Fizzy i pcha mnie w stronę lustra
Wstrzymuję oddech przygotowując się na nieprzyjemy widok,ale to co widzę w lustrze mnie zaskakuje. Wyglądam....ładnie.Nie jestem tak mocno umalowana jak myślałam. Nie przypominam dziwki takiej jak Penny, czy Jane. Wyglądam delikatnie i dość niewinnie.
-Blair!- słyszę wołanie Louisa z dołu
-Harry'emu opadnie szczęka jak cię zobaczy. -mówi Lottie
-Nie obchodzi mnie co zrobi Harry- mówię jej jak przekraczam próg drzwi, aby wyjść z pokoju.
Widzę jak Louis unosi brwi na mój widok.
-Mam nadzieję, że nie ubrałaś się tak dla Harry'ego -spluwa
-Nie -odpowiadam -Ubrałam się tak, bo idziemy na imprezę.
-Louis lekko się uśmiecha i kiwa głową.
-Dobrze.Chodźmy.

                                                                     *****
czytasz = komentujesz <3

niedziela, 7 września 2014

Chapter 33

-O...tak -kaszlę, aby przeczyścić zachrypnięte gardło -Cóż...jestem w pracy. -mówię
-To cudownie -słyszę Harry'ego
Przewracam oczami słysząc sarkazm w jego głosie.
-Opiekuję się dziećmi Shawna- mówię -Chcą cię zobaczyć.
Staram się ukryć irytację w moim głosie.
-Chcą mnie widzieć? -prycha -Mam po prostu przyjechać do ciebie do pracy, bo dzieci twojego pieprzonego szefa chcą się ze mną widzieć?
Na mojej twarzy pojawia się grymas.
-W porządku, zapomnij, że dzwoniłam.
-Czekaj, czekaj...
Wstrzymuję się z naciśnięciem czerwonej słuchawki sapiąc z irytacji.
-Co? -pytam szorstko
-Dzieci chcą mnie widzieć....czy ty chcesz się ze mną zobaczyć? -pyta Harry
-Dzieci chcą. -odpowiadam
-Stwierdzam, że trochę trudno mi w to uwierzyć. -mówi
-Dobra, więc nie wierz. Nie obchodzi mnie to.
-Myślę, że chcesz mnie zobaczyć.
-Oh, proszę. -prycham - Jeśli już to miałam nadzieję unikać cię przez jakiś czas odkąd obchodziłeś się ze mną jak z sześcioletnim dzieckiem. -kątem oka zauważam maskowany chichot Katie
-Gówno prawda.-mówi Harry
-Dobra, przychodzisz, czy nie? -pytam zniecierpliwiona i mocno zirytowana
-Jeśli powiesz, że to ty jesteś tą, która chciała abym przyszedł, a nie dzieci.
-Nie powiem tego.
-Dobrze, to cześć.
-Czekaj..-wzdycham i przykładam dłoń do czoła
-W porządku. To ja chciałam się z tobą zobaczyć. -mówię przewracając oczami
-Co powiedziałaś?
-Przekraczasz granicę...-ostrzegam go
-Czyżby?
-Harry...-ostrzegam go ponownie przez zaciśnięte zęby
-Blair.
-Chcę cię zobaczyć. -mówię monotonnie
-Okej, będę wkrótce. -mówi Harry
Praktycznie słyszę rozbawienie w jego głosie.
Przewracam oczami i rozłączam nas. Odwracam się do Katie i Bryce'a i  widzę ich śmiejących się histerycznie.
-Co jest takiego śmiesznego? -pytam
-Powinnaś zobaczyć swoją minę. -chichocze Bryce
Jego twarz przyjmuje nazbyt zirytowany wyraz i nic nie poradzę na to, ale też zaczynam się śmiać.
-Nie wyglądałam tak -bronię się
-Dokładnie tak samo! -śmieje się  Katie
-Wyglądałaś też tak cały czas podczas powrotu z lotniska -dodaje Bryce
Unoszę brwi.
-Dlatego, że Harry to idiota.-mówię z lekkim uśmiechem
-Znowu ta mina! -śmieje się Katie
-Bardzo zabawne -mówię opierając się na krześle
-Teraz cisza, albo zadzwonię do Harry'ego i powiem mu żeby tu nie przyjeżdżał.
Nastolatki przestają się śmiać, a ja uśmiecham się triumfalnie.
Kilka minut później słyszę wołanie Shawn'a z jego gabinetu.
-Blair! Twój chłopak tu jest! -mówi mój szef
Posyłam miażdżące spojrzenie dzieciom ,które już chichoczą. Przewracam oczami i wychodzę z pokoju po Harry'ego.
-On nie jest moim chłopakiem! -odkrzykuję -Nawet nikim blisko tego!
Harry ma zadowolony wyraz twarzy.
-Ciebie też miło widzieć, Blair. -mówi
-Zamknij się. -mówię do niego i odwracam się i podążam na zaplecze
-Jesteś mi winna za to. -mówi Harry kiedy idzie za mną do miejsca gdzie są dzieci
-Nie jestem ci nic winna. -mówię kiedy wchodzimy do dużego pokoju -Dzieci, pamiętacie Harry'ego.
One uśmiecha się się do chłopaka i machają mu na powitanie. Harry odwzajemnia się im najbardziej udawanym uśmiechem jaki kiedykolwiek u niego widziałam i siada na krześle.
-Wiesz, byłem w pracy kiedy zadzwoniłaś. -mówi kiedy ja siadam na krześle naprzeciwko niego
-Czy powinno mnie to obchodzić? -prycham
-Mógłbym teraz tatuować kogoś, ale jestem tutaj z tobą. -mówi chłodno
-Przepraszam, że oderwałam cię od sztuki. -mówię, a mój głos przesiąknięty jest sarkazmem
-Jezu, stonuj PMS* -mówi Harry
Moja szczęka opada, a Bryce się śmieje.
-Jesteś niewiarygodny -mówię mu przez moje niedowierzanie
-Nawet nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła. -mówi -Nie zrobiłem nic złego.
-Nakrzyczałeś na mnie kiedy byłam przy granicach pieprzonej wytrzymałości psychicznej,dupku. -spluwam -Oczywiście, że jestem do cholery wkurzona!
Dzieci już się nie śmieją. Wiedzą, że to zbyt poważny temat na chichoty.
-Nie powiedziałaś mi gdzie...
-Nie będę z tobą o tym rozmawiać. -mówię do Harry'ego krzyżując ręce na piersi
-Musisz...
-Nie teraz. Nie tutaj. -mówię przez zaciśnięte zęby
Katie i Bryce patrzą na nas z uwagą.
-Podaj mi tą gównianą, gumową piłkę -Harry mówi, a Katie rzuca mu ją
Harry rzuca nią trzy razy, psując, czy zbijając kilka drobiazgów Shawna.Łapię jedną z książek mojego szefa leżących na biurku i zaczynam czytać.Żle wyszło z kłótnią moją i Harry'ego...szczególnie przy dzieciach.
Czytam jeszcze przez chwilę książkę zanim powoli odpływam przy słabych dźwiękach odbijanej piłki.
-Czy ona śpi? -słyszę stłumiony głos
-Tak, nie budź jej. Oderwie ci za to głowę.Zaufaj mi, wiem to. -mówi cicho Harry
-Wygląda tak spokojnie.
- Tak.
-Czy jest jej zimno? -pyta Katie
-Na to wygląda.
Przez chwilę trwa cisza zanim nie czuję czegoś ciepłego wokół mojego ciała i od razu czuje się lepiej.
-Już. -mówi Harry
-Kiedy ją mamy obudzić?
-Pozwól jej jeszcze trochę odpocząć. Miała ciężko przez ostatnie kilka dni. Teraz podaj mi tą cholerną piłkę.
Kiedy wreszcie decyduje się otworzyć oczy zdaję sobie sprawę, że Harry przykrył mnie swoją kurtką.Nie mam pojęcia dlaczego on nosi ze sobą kurtkę i to na Boga w połowie sierpnia, ale jestem mu za to wdzięczna.

PMS* - zespół napięcia przedmiesiączkowego

                                                                *****
 notka od autorki:Miałam wczoraj wstawić rozdział,ale nie miałam możliwości bo korki na moim osiedlu wysiadły i do dzisiaj do południa nie miałam internetu.Przepraszam za to i dlatego teraz wstawiam rozdział, który dedykuje dzisiejszej solenizantce Kindze.Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. I love you.
czytasz = komentujesz <3



czwartek, 4 września 2014

Chapter 32

-Blair?
Patrzę w górę.Nie zdawałam sobie sprawy, że Phoebe i Daisy są w pokoju i bawią się starymi zabawkami Lottie. Moje przybrane siostry patrzą na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Blair, otwórz pieprzone drzwi!
Słyszę głos Harry'ego, na dźwięk którego wszystkie trzy podskakujemy.
-Odejdź, Harry! -krzyczę -Po prostu idź!
Słyszę westchnienie Harry'ego zza drzwi i oddalające się kroki.Oddycham z ulgą.
-Chodźcie tutaj! -mówię do bliźniaczek
Wspinają się na moje łóżko i obejmują mnie w pasie.
-Nie płacz, Blarrie -mówi Daisy -Jest w porządku.
Uśmiecham się blado na jej pseudonim jaki mi dała.
-Dlaczego Harry jest taki zły? -pyta Phoebe
-Ponieważ się o mnie martwił. -odpowiedam
-Dlaczego?
-Bo jestem chora. -mówię -Jestem chora.
-Nie wyglądasz na chorą. -mówi Daisy przykładając jej małą dłoń do mojego czoła, aby sprawdzić czy mam gorączkę
-To nie jest rodzaj choroby, którą możesz zobaczyć. -mówię -To jest taki rodzaj choroby, że wiesz, że ją masz. Czujesz ją w sobie.
-Wydobrzejesz, Blarrie -mówi Daisy -Weźmiesz swoje leki i wydobrzejesz.
Jej oczy zachodzą łzami, a ja orientuję się jak zżyłam się z tymi dziewczynkami przez ponad półtora roku od kiedy mieszkamy razem.
Więcej łez opuszcza moje oczy jak cicho się śmieję i przyciągam Daisy i Phoebe do siebie w ciasnym uścisku.
-Wydobrzeje, Daisy. -mówię -Nie martw się. Nigdzie się nie wybieram.
Phoebe bawi się moimi włosami.
-Harry też nie chce abyś odeszła. -mówi dziewczynka -Harry cię kocha.
Przygryzam język, aby ponownie się nie rozpłakać.Wzdycham.
-Czasami myślę że mnie kocha. mówię -Ale innymi razy nie sądzę, żeby tak było.
-Nie -mówi Phoebe gwałtowne kręcąc głową -Nie. To tak nie działa.
-Co?
-Miłość. Ona tak nie działa. -dostrzegam błysk mądrości w jej dziecięcych oczach
Daisy przytakuje głową.
-Harry cię kocha. To znaczy, że kocha cię cały czas, choćby nie wiem co. -mówi
Moja przyrodnia siostra podnosi rękę i wierzchem dłoni ociera płynącą po moim poliku łzę.
-A ty też go kochasz. -kontynuuje -Przez cały czas.
Patrzę dziewczynkom prosto w oczy. Ich twarze spoczywają na mojej klatce piersiowej kiedy całuję czubek głowy Phoebe i Daisy.
-Chodź- mówi Phoebe i ciągnie mnie za rękę -Pobaw się z nami.
Kiwam głową, ześlizguję się z łóżka i siadam na dywanie obok dziewczynek.Czuję,że  na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech kiedy widzę lalkę o platynowych, blond włosach i szmaragdowym stroju w mojej ręce.Bawię się z nimi, aż do dziewiątej wieczorem kiedy Jay puka do drzwi, aby dostać się do swojego łóżka. Zaprowadzam dziewczynki do ich łóżek i całuję ich czoła na dobranoc uświadamiając sobie, że może i nie są moją prawdziwą rodziną i nie łączą nas więzy krwi, ale są wszystkim co teraz posiadam.
Po dobrze przespanej nocy i długim prysznicu czuję, że wróciłam do starej siebie. Cokolwiek ta 'stara ja' oznacza. Po prostu czuję się dużo lepiej niż wcześniej.
Biorę szybko tabletki zanim schodzę na dół na śniadanie. Mimo przedwczesnego zakończenia naszej podróży czuję ,że przywróciliśmy niektóre relacje z moim ojcem. I cieszę się z tego powodu.
Uśmiecham się do niego jak nalewam mleka do miski z płatkami zbożowymi.
-Czujesz się już lepiej? -pyta mnie jak leniwie przerzuca strony gazety, którą trzyma w dłonach
-Dużo lepiej -odpowiadam siedząc na przeciwko niego -Przepraszam, że musieliśmy tak szybko wyjechać znad jeziora.
-Nie martw się. -mówi -Następnym razem.
Kiwam głową szybko jedząc śniadanie, ponieważ śpieszę się do pracy.
-Dzień dobry Blair -wita mnie Shawn znad swojego biurka
-Dzień dobry. -mówię -Gdzie jest Liam?
-Wziął dzień wolny, aby odwiedzić rodziców.
Kiwam głową, kładąc moje rzeczy na biurko.Shawn Pochyla się ku mnie wkładając sobie do ust listek gumy do żucia.
-Słuchaj, Blair. -mówi -Dzieci są na zapleczu. Wiem,że nie potrzebują wiele nadzoru, ale....jeśli nie miałabyś nic przeciwko. -wskazuje głową w kierunku zaplecza
Marszczę brwi.
-Serio, Shawn? -pytam
-Zapłacę ci dzisiaj dolara ekstra za każdą godzinę. -mówi
-Sprzedane -zgadzam się na jego propozycję
Łapię swoje rzeczy i idę na zaplecze.Kiedy wchodzę do pomieszczenia widzę dwójkę dzieci uśmiechających się do mnie z uznaniem.
-Hej Blair -witają mnie
-Cześć. -mówię
Kładę swoje rzeczy na biurko się tam znajdujące i siadam na jednym z krzeseł.
-Jak się macie? -pytam
-Znudzeni -mówi Katie monotonnie
-Od dwóch godzin siedzimy na stłoczonym zapleczu tej gównianej księgarni i się nudzimy. -mówi Bryce
-Pracuję tutaj cztery dni w tygodniu. -mówię z małym uśmiechem -Wygrałam.
Katie wzrusza ramionami i odbija kauczukową piłeczkę o ścianę.
-Gdzie jest Harry? -pyta Bryce
-On jest....tak na prawdę to nie wiem gdzie jest.
Wzruszam ramionami.
-Powinnaśgo tu przyprowadzić. -mówi Katie
-Tak! -mówi Bryce kilka sekund później
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł...-zaczynam
-Oj, daj spokój. Będzie zabawnie!
Marszczę czoło.
-Harry i słowo zabawa nie umieszcza się w jednym zdaniu.
-Proszę, Blair. Nie jest zabawnie tylko we trójkę. -mówi Katie
Jęczę i wyciągam komórkę. Z wahaniem wybieram numer Harry'ego. Po kilku sekundach włącza się poczta głosowa. Oddycham z ulgą.
-Chyba jest zajęty. -mówię starając się ukryć ulgę na twarzy.
-Szkoda- słyszę dwa jęki rozczarowania
-Czy Harry naprawdę jest taki fajny? -musiałam zadać to pytanie
- Nie -odpowiada Bryce -Po prostu lubimy patrzeć jak wasza dwójka nabija się z siebie. To wszystko.
Patrzę na niego zdziwiona. Nagle dzwoni mój telefon strasząc mnie.
-Halo? -mówię
Dwójka nastolatków pochyla się w moją stronę mając nadzieje,że dzwoni Harry.
-Dzwoniłaś...-słyszę zachrypnięty głos Harry'ego po drugiej stronie słuchawki

                                                   
                                                                       *****
 czytasz = komentujesz <3



poniedziałek, 1 września 2014

Chapter 31

Biorę prysznic i próbuję wymazać sen z mojej pamięci. Jesteś wystarczająco silna aby żyć beze mnie. Czy jestem? Czy mam tyle siły? Jak patrzę w lustro na moje odbicie, na moją zmęczoną twarz nie jestem pewna słów mojej mamy.
Zakładam ubrania z roztargnieniem i szczotkuję włosy w niechlujny kucyk na głowie.
Idąc do samochodu oglądam się za siebie i patrzę na jezioro. Promienie słońca odbijają się na tafli jeziora.Wzdycham i wsiadam do samochodu gdzie czeka już na nie mój tata. Staram się nie myśleć o moim śnie. Jedziemy w ciszy, aż do momentu kiedy zaczynamy się zbliżać do domu.
-Przepraszam za  zrujnowanie naszych wakacji. -mówię
-To było nieodpowiedzialne -mówi mój ojciec, a jego oczy łagodnieją nieznacznie -Pozostawienie pigułek.
-To był wypadek -bełkoczę, mdłości powracają
-Bądź bardziej ostrożna. Masz dziewiętnaście lat. Musisz być odpowiedzialna. -mówi
Otwieram moje usta aby przypomnieć mu o jego odpowiedzialności kiedy był w moim wieku, ale uświadamiam sobie, że to nie jest odpowiedni moment i miejsce na taką rozmowę, szczególnie ,że zajechaliśmy już na podjazd przed domem.Zauważam, że samochód Louisa i Harry'ego też tu stoją. Przełykam głośno ślinę.
Mój ojciec otwiera drzwi przede mną i wchodzę do domu.Widzę Louisa i Harry'ego siedzących w salonie. Głowa Harry'ego jest w jego dłoniach, a Louis patrzy w sufit.Oboje podskakują kiedy wchodzimy do pokoju.Spodziewam się krzyków i pytań, ale Harry po prostu podaje mi buteleczkę z lekami przeciwdepresyjnymi i butelkę wody. Błagalny wyraz jego twarzy miga mi przed oczami przypominając straszny sen,ale mija kiedy przełykam pigułki.Mój ojciec wchodzi do swojego gabinetu zamykając za sobą drzwi.Kładę się na kanapie.Wiem ,że Harry próbuje powstrzymać sój gniew i niepokój. Widzę dwie emocje staczające walkę w jego oczach, jak patrzy na mnie z góry.
Louis w końcu przerywa ciszę.
-Martwiliśmy się cholernie kurwa o ciebie. -mówi spokojnie
-Byłam z moim tatą...było w porządku...jestem bezpieczna. -mówię cicho
Louis kiwa głową.
-Dobrze- mówi
Widzę jak z jego twarzy odpływa niepokój.
-Muszę się napić- mówi mój przyrodni brat
Wychodzi z pokoju zamykając za sobą drzwi.Harry wciąż toczy psychiczną walkę. Ma zaciśniętą szczękę, a jego oczy wypełnia gniew.
-Przepraszam -mówię cicho, jakby to miało pomóc
-Wiesz...- mówi głosem dziwnie spokojnym -Czy wiesz jak kurwa się martwiłem?
Patrzę na moje ręce.
-A szczególnie....szczególnie jak znalazłem twoje pigułki u mnie w domu. -jego głos jest chwiejny
Wiem, że próbuje się kontrolować.Jego ręce są mocno zaciśnięte jedna na drugiej.
Nic nie mówię.
-Nie odpowiadałaś na moje telefony...-kontynuuje
-Nie miałam zasięgu. -bronię się
-Czy wiesz jak połączyłem kropki? -pyta chodząc w te i z powrotem przypominając drapieżnika -Czy wiesz co myślałem,że się stało?! -podnosi głos
Czuję, że moje gardło się zaciska.
-Myślałem,że cię kurwa straciłem! -krzyczy, niezdolny już do kontrolowania swoich emocji -Myślałem,że cię już nigdy kurwa nie zobaczę po tym jak zachowywałem się jak pieprzony kutas w stosunku do ciebie!
Moje oczy wypełniają się łzami.
-Ja....
-Nie jadłem i nie spałem od wczorajszego popołudnia.Jestem cholernym gównem i wszystko dlatego, że nie byłaś na tyle przyzwoita aby powiedzieć mi o twoim cholernym wyjeździe nad jezioro z ojcem! -chłopak łapie powietrze
Kładę głowę w dłoniach, a moje ramiona zaczynają się trząść.Nie mogę nic zrobić, czy powiedzieć aby sprawić, że nie będzie miał racji. Nie mogę rzucić jakiegoś obronnego argumentu bo wszystko co powiedział jest prawdą.
-Nawet przyszłem tu i pytałem pieprzonego Louisa o ciebie i zgadnij co! On też kurwa nie wiedział gdzie jesteś! -Harry zrobił kilka kroków przez pokój, tak że teraz stoi przede mną, jego oczy wbijają się we mnie -Nigdy się tak cholernie nie martwiłem w całym moim życiu, Blair.
Kiwam głową, ocierając łzy z mojej twarzy. Wstaję z fotela ściskając buteleczkę z moimi tabletkami.
-Jeśli już skończyłeś wypominać mi jaka jestem nieodpowiedzialna i dziecinna pójdę już sobie. -mówię spokojne
Mój głos jest zaskakująco silny zważając na stan w jakim się teraz znajduję.
Harry wypuszcza gniewnie powietrze cofając się o krok.
-Blair....-zaczyna
Nic nie odpowiadam tylko przechodzę obok niego i biegnę po schodach do mojego pokoju. Zatrzaskuję drzwi za sobą, rzucam moje pigułki na łóżko, ale zaraz je podnoszę, uświadamiając sobie, że są one jedną z niewielu rzeczy, które trzymają mnie przy życiu.
Drugą jest Harry.
Jak zdaję sobie z tego sprawę opadam na łóżko odganiając luźne kosmyki włosów z mojej twarzy.Pociągam nosem, a z mojego gardła wydobywa się cichy szloch.

                                                       
                                                       *****
czytasz = komentujesz <3

czwartek, 28 sierpnia 2014

Chapter 30


 Blair's POV:

-Blair! Obiad!
Śledzę głos mojego ojca i wchodzę do kuchni gdzie stoi wylewając sos pomidorowy na talerz.Uśmiecha się do mnie kiedy przekraczam próg kuchni. Moje oczy padają na obiad, który przygotował.
-Myślałem,że to będzie jedyne, które chciałabyś zjeść. -mówi mój ojciej -Chciałem zrobić jej ulubione.
Kiwam powoli głową wiedząc, że mówi o mojej mamie.Siadam przy kuchennym stole i patrzę jak kroi więcej pomidorów. Patrzę jak ostrze noża porusza się rytmicznie w górę w w dół. Nagle wyobrażam sobie ten nóż wbijający się w moje ciało, doprowadzający do utraty całej krwi i pozbawiając mnie życia. Potrząsam moją głową w przerażeniu. Co jest ze mną nie tak?
-Wszystko w porządku, Blair? -pyta mój ojciec patrząc na mnie z niepokojem
-Tak...ja po prostu...czuję się trochę niedobrze -mówię
-Cóż, mam nadzieje, że jesteś głodna -mówi
Nakłada makaron na dwa talerze podając mi jeden. Siada przy stole naprzeciwko mnie i zaczyna jeść.
Patrzę na mój talerz.Mój apetyt znikł błyskawicznie.Mój tata przestaje przeżuwać i patrzy na mnie. Znowu patrzę na talerz parującego jedzenia. Moim ciałem wstrząsają mdłości.
-Dlaczego nie jesz, Blair? -pyta mężczyzna
-Nie jestem głodna -mówię nie podnosząc głowy znad talerza
-Dlaczego nie? -pyta
Wzruszam ramionami.
-Blair, jeśli to przez to ,że tu jesteśmy to możemy wrócić do domu -mówi cicho
-Nie, kocham to miejsce. -argumentuję -Wiesz, że je uwielbiam.
Mój żołądek robi koziołki i czuję żółć podchodzącą do gardła.
-Przepraszam -mówię żwawo i biegnę do łazienki
Opieram się na toalecie i pozwalam uciec zawartości mojego żołądka kaszląc.
-Blair? Blair! -mój ojciec wali w drzwi
Podchodzę do nich i je odblokowuję.
-Ja...ja nie czuję się dobrze. -odpowiadam kiedy mój tata wchodzi do środka
-Czy jesteś...no wiesz...w ciąży? -pyta
Opada mi szczęka.
-Oczywiście, że nie! Nie umawiam się z nikim! -bronię się
Zmartwienie jest widoczne w każdym zakamarku jego twarzy.
-Blair...czy wzięłaś pigułki? -pyta powoli
Moje serce staje.
-O mój Boże. -mówię -Pigułki. Te zostawiłam u Harry'ego.
Łzy wypełniają moje oczy kiedy przypominam sobie dni przed przepisaniem mi pigułek przez lekarza.Jedyne co chciałam to była śmierć.
-Blair, choć. -mówi mój ojciec -Zabieraj swoje rzeczy. Musi jechać do domu.
-Tato...-zaczynam
-Blair, to kwestia zdrowia. Musimy się zbierać.
-Nie, tato, proszę. Jeśli poczuję się lepiej rano będziemy mogli pojechać. Teraz potrzebuję odpoczynku.
Mój ojciec patrzy na mnie nieufnie zanim kiwa głową.
-Jeśli poczujesz się źle...-zaczyna
-Wiem.Wiem.Po prostu potrzebuję trochę snu.-wymuszam uśmiech
On kiwa powoli głową niepewny czy powinien mi zaufać.Wzdycham kiedy wreszcie zostawia mnie samą w łazience.Wstaję. Moje kolana się trzęsą. Odkręcam kran i zwilżam ściereczkę, którą potem przejeżdżam po spoconej twarzy. Wkładam rękę do mojej kosmetyczki i wyciągam z niej pastę i szczoteczkę do zębów. Wymiociny zostawiły kwaśny smak w ustach, którego chcę się jak najszybciej pozbyć.
Po wypłukaniu moich ust idę do pokoju i sięgam do mojej walizki po piżamę.Przebieram się i wślizguję pod kołdrę.Zamykam oczy i zasypiam niemal natychmiast.

Moje palce kopią w piasku na skraju urwiska.Wzdycham za pożądaniem wolności.Nic nie poradzę na to, że zastanawiam się czy w poprzednim życiu byłam ptakiem. Czuję,że gdybym skoczyła mogłabym odlecieć. Wyciągam ręce od siebie jak najdalej potrafię. Obserwuję rozpiętość moich ramion.Niemal mogę sobie wyobrazić białe pióra wystające z moich rąk.Wiatr rozwiewa mi włosy.Biorę głęboki oddech i przygotowuję się do rozwinięcia skrzydeł i skoku.
-Blair! -słyszę jego głos,który mnie zatrzymuje
Odwracam się i dostrzegam jego brązowe loki powiewające na wietrze.Kiedy zaczynam przechylać się w stronę przepaści chłopak szybko chwyta moją dłoń i odciąga mnie od krawędzi klifu.Przyciąga mnie do siebie i oplata mnie ramionami tak ,że moja głowa spoczywa na jego klatce piersiowej. Aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, że moja twarz jest cała we łzach.
-Blair- wzdycha w moje włosy
-Muszę iść -słyszę mój głos
Iść gdzie? Dlaczego chcę go opuścić?
-Nie, nigdzie się nie wybierasz.Możesz zostać ze mną, Blair -mówi uważnie
Jego oczy szukają moich.Nic nie poradzę na to, że patrzę w stronę klifu wahając się.
-Blair, proszę zostań ze mną. Mogę cię ochronić -mówi cicho
Potrząsam głową i patrzę na ocean.Jak w transie patrzę jeszcze raz na krawędź klifu.Wyrywam się Harry'emu i podążam w stronę przepaści.
-Kocham Cię Harry. -mówię, a moje słowa unosi wiatr
-Proszę, Blair -błaga -Obiecałem Madeleine, że się tobą zaopiekuje.Proszę! Kocham Cię! -woła za mną płacząc i próbując sięgnąć mojej dłoni
-Kochanie, słuchaj go -słyszę głos
To moja mama.Odwracam się i widzę ją unoszącą się nad oceanem jak anioł.
-Mamo -płaczę z tęsknoty
Pragnę poczuć jej dłonie na moich policzkach. Kobieta potrząsa głową jakby znała moje myśli.
-Córeczko, to jeszcze nie twoja pora, aby do mnie dołączyć -mówi delikatnie -Jesteś dość silna aby żyć beze mnie.
-Blair, proszę. Zostań ze mną. -mówi Harry 
Patrzę ponownie na ocean aby spostrzec, że moja mama już zniknęła.Harry powoli podchodzi do mnie. Łapię go mocno za rękę i przyciągam do siebie jednocześnie  przechylając się w stronę spienionej wody.Krzyczę kiedy spadamy. Uderzamy w wodę,a ja obserwuję jak silna sylwetka chłopka kurczy się .Wydaje się czarna na tle światła. Po uderzeniu w taflę wody wszystko spowija ciemność.

-Blair!Blair! -słyszę krzyk mojego ojca
Mężczyzna potrząsa moimi ramionami przywracając mnie do rzeczywistości.Ma zmartwione spojrzenie.Podnoszę się na łokciach i spoglądam w stronę mojego lusterka na toaletce. Moje włosy są poplątane,a na twarzy spoczywają kropelki potu i zaschnięte łzy. Światło poranka przebija się przez zasłonięte żaluzje.
-Krzyczałaś przez sen. -tłumaczy mój ojciec -Wołałaś Harry'ego i...i mamę.
Kładę głowę w moje dłonie.
-Potrzebuję moich pigułek -mówię zachrypniętym głosem
Mój ojciec szybko kiwa głową.
-Ubierz się, spakuj i wyjeżdżamy. -mówi

                                               
                                                       *****

czytasz = komentujesz <3

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Chapter 29

-Jak w pracy? -pytam ojca, bo nie jestem w stanie skupić się na mojej książce. To tak jakby czcionka wydawała się zbyt mała.
Patrzy wyraźnie zdziwiony moim pytaniem,ale zaraz otrząsa się.
-Dobrze -mówi -Dużo pijanych. Naprawdę. Czy ludzie nie mogliby być na tyle mądrzy, aby wiedzieć że nie należy pić, a potem wsiadać za kierownicę. Na miłość Boską.
Kiwam głową.
-Rozumiem. -mówię
-Na Upper East Side jest ciąg napadów więc bądź ostrożna jeśli znajdziesz się w okolicy.- kontynuuje mój ojciec -Jeszcze nie znaleźliśmy podejrzanych...
Wiem ,że mój tata mógłby bez przerwy rozmawiać o swojej pracy więc mimowolnie go uciszam.
Godzinę później w końcu zajeżdżamy do naszego starego domku nad jeziorem z widokiem na wodę.Praktycznie wyskakuję z samochodu i biegnę do brzegu, zdejmując buty i zanurzając nogi w wodzie.
-Nie mogę uwierzyć, że nie sprzedałeś tego miejsca. -mówię do taty kiedy staje obok mnie
Mężczyzna wzrusza ramionami.
-Nie wydawało mi się to potrzebne. Po kilku remontach możemy znowu doprowadzić je do dobrej formy.
Patrzę na stary dom. Jest wielki. Dach przeciekał niezliczoną ilość razy podczas deszczu ,a letni klimatyzator się złamał, ale kocham to miejsce.
-Lepiej wejdźmy do środka. Słońce już zachodzi. -mówi mój ojciec
Patrzę w górę na horyzont i widzę, że ma rację. Słońce mieni się na pomarańczowo i leniwie tonie w tafli jeziora.
Przeciągam walizkę do mojego starego pokoju. Kiedy wchodzę do środka z moich ust wydobywa się westchnienie.Białe, drewniane łóżko ma ten sam, różowy baldachim nad nim. A lustro na toaletce nadal ma pęknięcie powstałe od rzuconego przeze mnie pantofelka kiedy miałam sześć lat. Rzuciłam butem ,bo moja mama nie pozwoliła mi zjeść ciasta przed posiłkiem. Uśmiecham się na to wspomnienie.
-W porządku? -pyta mój ojciec
-Doskonale -odpowiadam
Mężczyzna uśmiecha się i odwraca w kierunku pokoju, który dzielił kiedyś z moją mamą.
-Zrobię kolację -mówi
-Dobrze -wołam za nim
Kładę się na łóżku i patrzę przez okno na jezioro, uśmiechając się na widok błękitnej wody i białego piasku.

Harry's POV:

Rzucam telefon na łóżko przeczesując rękami włosy. Blair nie odebrała kolejnego mojego połączenia. Gdzie ona może być? Mówiła, że jest zajęta, ale co to do cholery znaczy? Ona nigdy nie jest zajęta.
Jest w pracy. Musi ta być.
Przestań się niepokoić, kutasie. Mówię sobie w myślach kiedy idę do łazienki aby przemyć moją zmęczoną twarz. Blair ma się dobrze. Zawsze tak jest.
Nigdy tak się wcześniej nie martwiłem o kogoś kto nie jest mną. Cóż, zawsze się o nią martwiłem od kiedy byliśmy dziećmi, naprawdę. O nikogo więcej.
Mój telefon dzwoni, a ja podskakuję odbierając go natychmiast.
-Halo?
-Harry, zabieraj swój tyłek i przyjeżdżaj.Jesteś spóźniony. -mówi Ashley
-Nie przyjdę -mówię jej
-Oczywiście, że tak.Jeśli nie przyjdziesz w ciągu piętnastu minut przyjadę po ciebie.
Przewracam oczami na słowa Ashley i rozłączam się.
Moje oczy napotykają coś w łazience. Wstaję z łóżka i wchodzę do pomieszczenia. To buteleczka tabletek. Nie poznaję jej do momentu przeczytania etykiety.Moje serce staje. Czytam karteczkę na butelce. Tabletki przeciwdepresyjne Blair. Cholera, musiała je tutaj zostawić jak u mnie spała! Chwytam mój telefon.
-Blair- mówię, kiedy po raz kolejny włącza się poczta głosowa -Zostawiłaś u mnie swoje leki. Przyjedź i je zabierz...martwię się. Jeśli to jest jakiś pieprzony żart to nie jest kurwa śmieszny! -rozłączam się
Serce wali mi w piersi.Czy powinienem spróbować zadzwonić do jej ojca? Nie. Ona na pewno posiada w domu drugą buteleczkę,...prawda? Oczywiście, że tak. To Blair. Jest przygotowana na wszystko.
Kładę się na łóżku i chowam twarz w dłoniach. Jeśli Blair się nie martwi ja też nie powinienem. Robię głęboki wdech i wydech, aby się uspokoić.
-Harry! -słyszę wołanie z parteru
Jęczę.Ashley nie żartowała.Schodzę na dół i zastaję Luke'a, Zayna i Ashley nalewających sobie drinka na moim blacie kuchennym. Zauważam jeszcze Jane wychodzącą zza rogu.
-Co wy kurwa robicie? -pytam przez zęby
-Klimatyzator Luke'a się popsuł -mówi Jane siadając na stole, pozostawiając jej nogi zwisające w dół -Tam jest jak na pieprzonej Saharze.
-Dzięki ci Jezu twój działa. -wzdycha Ashley wachlując się dramatycznie ręką
-Nie chcę tu imprezy -mówię
-Spokojnie,nikt więcej nie przyjdzie. -mówi Zayn -Perrie pracuje jako barman na jakiejś imprezie, a Penny jest zajęta z jakimś facetem.
-Oczywiście -uśmiecha się głupawo Luke
-Co to? -pyta Jane wskazując na to co trzymam w ręce
Patrzę z niepokojem na to co wskazuje i zdaję sobie sprawę, że zapomniałem odstawić buteleczki z lekami Blair.Cholera.
-Nic -odpowiadam szybko
 Cofam się jak ona zeskakuje z blatu i zbliża się do mnie. Ma szyderczy wzrok.
Sięga błyskawicznie za mnie i wyrywa mi przedmiot z dłoni.
-Leki przeciwdepresyjne?- drwi
 Patrzę za jej plecy.
-Co jest kurwa? -pyta Luke -Stary, czy jest coś czego nam nie mówisz?
-Nie- odpowiadam szybko -One nie są moje.
-Więc kogo -Jane pyta z rozbawieniem w głosie
Unikam jej wzroku. Dziewczyna po kilku sekundach przygryza wargę uświadamiając sobie do kogo należą.
-Kurwa, serio?! -pyta zszokowana
Posyłam jej zabójcze spojrzenie.
-Jeśli kurwa powiesz komuś obiecuję, że....-mój głos jest ledwo słyszalny, tak ,że słyszy go tylko Jane
Dziewczyna cmoka ustami.
-Oh, Harry nie musisz się martwić. Ten mały sekret jest bezpieczny ze mną. -mówi
Wciska buteleczkę z powrotem do mojej dłoni i odwraca się ode mnie.
Zaciskam moją szczękę. Wiem, że ta informacja nie będzie bezpieczna na długo.

                                                      *****

czytasz = komentujesz <3