poniedziałek, 29 września 2014

Chapter 36

-Blair!
Odwracam się i dostrzegam Jane uśmiechającą się do mnie.
-Hej! -mówię starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę
-Muszę powiedzieć, że ta sukienka wygląda pięknie na tobie. -mówi i upija łyk drinka
-Dzięki
-Gdzie jest Harry? -pyta dziewczyna
-Nie wiem, nie widziałam go. -kłamię
-Widzę. -mówi Jane
Dziewczyna wbija we mnie wzrok, jej oczy mają kpiący wyraz.Przełykam gulę w gardle. Rozglądam się nerwowo w okół i dostrzegam Perrie przy barze.Posyłam Jane fałszywy uśmiech i kieruję się w stronę barku z alkoholami, gdzie dziewczyna Zayna robi drinka dla Nialla.
-Hej -wita mnie dziewczyna -Jane daje wycisk?
Kręcę głową.
-Chcę tylko jeszcze jednego malinowego drinka. -mówię, a Niall się śmieje
Tak naprawdę prawie go nie znam.Wiem tylko, że jest najbliższym przyjacielem Louisa. Chłopak ma na prawdę zaraźliwy śmiech,a jego włosy wyglądają na takie miękkie.Stoję tak patrząc na niego , dopijając kolejnego drinka i czując jak alkohol wypełnia moje żyły.
-Czy mogę dotknąć twoich włosów? -pytam Nialla zanim zdążę pomyśleć
Chłopak spogląda w moją stronę.
-Dlaczego? -pyta lekko się śmiejąc
Z moich ust też wydobywa się lekki chichot.
-Nie wiem, po prostu wyglądają tak miękko...
-Jasne, śmiało -mówi i pochyla się do przodu, a jak wplatam dłonie w jego włosy
-Łał! Naprawdę są takie delikatne i miękkie!
Chłopak się śmieje.
-Dzięki...tak sądzę.
-Jakiego szamponu używasz? -pytam bez namysłu
-Blair- słyszę głos za mną
Nawet się nie zorientowałam kiedy Harry do nas dołączył.Harry patrzy na mnie miażdżącym wzrokiem. Jeśli spojrzenie mogłoby zabić, już bym nie żyła.
-Cześć Harry -mówię -Wiesz jakie włosy ma Niall? Najbardziej miękkie włosy jakie kiedykolwiek widziałam!
-Zabieram cię do domu- mówi Harry
-Nie! -odmawiam -Nie chcę jeszcze iść.
-Blair -mówi przez zaciśnięte zęby
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-lekko bełkoczę biorąc kolejnego łyka mojego drinka
-Kurwa, przestań pić! -rozkazuje mi
Nie słucham go. Kiedy chcę wziąć kolejny łyk Harry wyrywa mi szklankę i ciska nią o ziemię tak, że przedmiot się tłucze, a jego zawartość wylewa się na podłogę.
-Zobacz co zrobiłeś Harry. -mówię -Narobiłeś bałaganu.
Schylam się aby podnieść to co zostało ze szklanki,ale mój obraz rozmywa się i nie mogę niczego dostrzec.
-Blair, chodź. -Harry szarpie mnie za ramię, ale ja wyrywam się mu
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! -powtarzam
Gniew przejmuje kontrolę nad moim pijanym ciałem.
-Tak, będę -warczy niebezpiecznie Harry
-Możesz wbijać we mnie swój wzrok do woli, Harry, ale mnie nie przestraszysz. -mówię do niego odwracając się i idąc w stronę Perrie i Nialla
-Nie odchodź ode mnie! -krzyczy Harry, robi długi krok w moją stronę i  łapie mnie za nadgarstek
Próbuję się wyrwać, ale oczywiście jestem zbyt pijana i słaba aby mu się wyrwać.
-Mogę robić to co chcę. -mówię mu
-Nie, nie możesz Blair. Jest wiele rzeczy, których nie powinnaś robić. Na przykład przychodzić na tą głupią imprezę!
-To ty kazałeś mi przyjść! -krzyczę na niego - Praktycznie mnie do tego zmusiłeś!
-Tak, wiem i nie powinienem tego robić. Ty nie powinnaś przyjść. To wszystko było pomyłką.
-Tak, to był błąd, masz rację.Tak samo błędem było całowanie mnie! -krzyczę, a Perrie krztusi się swoim drinkiem.
Harry otwiera szeroko oczy ,a jak korzystam z okazji, wyrywam nadgarstek z jego uścisku i staram się zniknąć w bawiącym się tłumie.Większość ludzi ma na sobie ciemne kolory ubrań więc nie trudno jest mi się zamaskować. Muzyka głośno dudni z głośników zagłuszając krzyki Harry'ego. Próbuję wmieszać się w bawiący tłum pijanych ludzi i też zaczynam tańczyć.Cały czas przed oczyma mam gniewny wyraz twarzy Harry'ego. Zatrzymuję się i łapię głęboki oddech. Nie jest to łatwe jak człowiek jest pijany. Czyjeś ręka chwyta mnie za nadgarstek i prowadzi do wyjścia.Zadzieram głowę i widzę zwężone w gniewie oczy Harry'ego.
-Nie masz pojęcia, jak kurwa jestem wkurzony. -mówi
Ciągnie mnie dalej przez tłum ,aż dochodzimy do wyjścia i opuszczamy budynek, wchodząc na parking oświetlony tylko kilkoma latarniami.Czuję, że alkohol mimo naszej kłótni nie wyparował jeszcze z mojego organizmu.
Dochodzimy z Harrym do jego auta. Chłopak pcha mnie na drzwi samochodu i zagradza mi drogę rękoma opierając je o dach Land Rover'a.Wygląda jakby miał zaraz spłonąć ze złości.
-Blair- mówi trzęsącym się głosem -Jeśli jeszcze raz kurwa spróbujesz ode mnie uciec to...
-Nie jestem dzieckiem -spluwam
-Ale tak się zachowujesz!
-Oh, naprawdę? Po prostu staram się żyć moim własnym życiem bez twojego ciągłego interweniowania i rozkazów jak mam żyć!
-Jesteś pijana jak cholera Blair!
-Ty jesteś tą osobą, która kazała mi tu przyjść!
-Nie mogę uwierzyć w to co powiedziałaś przy Perrie! -krzyczy Harry
-Co? Że się całowaliśmy? Dlaczego to taki sekret? Jane całowałeś przed wszystkimi! A kto wie, może nadal chcesz! -krzyczę, alkohol buzuje w moich żyłach
-Lepiej to kurwa cofnij!
-Zmuś mnie! -krzyczę
Wiem,że za chwilę przekroczę jego granicę.
-Dlaczego tak się zachowujesz? -pyta chłopak
-Bo mnie pocałowałeś i powiedziałeś, że mnie kochasz i że jestem twoim światłem, ale na koniec nie chcesz się do tego przyznać! Nie uważasz, że ciągle zataczamy koło? Ciągle to samo? Ta sama sytuacja?
-Co ty do cholery chcesz abym zrobił, co? Żebym zapytał cię, czy będziesz moją dziewczyną? -Harry prawie się śmieje
Patrzę na ziemię. Nie mogę przyznać mu racji.
-Nie -kłamię -To jest ostatnia rzecz jaką chcę. -mówię
Próbuję unikać jego wzroku jednak to mi się nie udaje.
-Więc czego chcesz? -pyta
-Chcę abyś się wreszcie ode mnie odczepił. Raz na zawsze! -krzyczę
Harry cofa się jakbym go uderzyła.
-Nie miałaś tego na myśli. -mówi -Mówisz tak teraz ,ale oboje wiemy, że jutro znowu będziesz wlec się do mnie.
-Więc tym jestem dla ciebie, tak Harry? Osobą ,która ciągle do ciebie lgnie?!
-To nie prawda. -broni się chłopak
-Jestem po prostu propagatorem twojej samooceny, twoim....-krzyczę, ale Harry mi przerywa
-Blair! Znaczysz dla mnie więcej niż całe moje pieprzone życie! -krzyczy chłopak
-Oh, bzdura. -szydzę -Mam dosyć tego gówna, którym stale mnie faszerujesz! Oszczędzaj swój pieprzony oddech na te sentymenty!
-Bądź moją dziewczyną -mówi Harry zaskakując mnie

                                                                      *****
czytasz = komentujesz <3


poniedziałek, 22 września 2014

Chapter 35

Wsiadam do samochodu mojego przyrodniego brata i ruszamy na imprezę. Nagle słyszę wibrację mojego telefonu.
-Będziesz? -pyta Harry
Wzdycham.
-Tak.
-To dobrze- mówi
Nawet przez słuchawkę wiem, że się uśmiecha.
-Kto to był? -pyta Louis jak się rozłączam
-Harry -odpowiadam
Lou przewraca oczami.
Po krótkiej jeździe podjeżdżamy pod duży, szary budynek.
-Chodź- mówi Louis- I bądź ostrożna,dobrze? -mówi z troską w głosie
Kiwam głową i podążam za Louisem do monolitowego domu. Jane światła prawie oślepiły mnie przy samym wejściu. Ogromna scena mieści się w środku budynku,a wzdłuż niej, z jej prawej strony bar. Cały obszar jest ciemny, z wyjątkiem oślepiających świateł na parkiecie. Głośna muzyka dobiega z każdego zakamarka budynku.
-To jest świetne! -mówię do Louisa przekrzykując muzykę
Chłopak kiwa głową.
-Zawsze wymyślają coś odjechanego.
Przewracam oczami na jego dobór słów i idę za nim do baru, gdzie są już Luke, Zayn i Perrie.Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
-Widzę, że założyłaś mój prezent. -mówi zadowolona -Chłopaki, czyż nie wygląda zabójczo?
 -O tak -mówi Luke lustrując moje ciało -Wyglądasz gorąco.
Moje policzki pąsowieją więc odwracam wzrok.
-Przyszłaś.
Przekręcam głowę i zauważam Harry'ego,który stoi za mną z uśmiechem na twarzy. Jego oczy robią się szersze kiedy odwracam się do niego przodem. Śledzi mnie wzrokiem dopóki znowu nie patrzy w moje oczy. Uśmieszek, który jeszcze przed chwilą widniał na jego twarzy znikł.
-Ty....-zaczyna chłopak
-Blair. -słyszę moje imię i odwracam się
Moje oczy napotykają Jane opierającą się o blat baru. Jej ciemnie włosy idealnie układają się w okół jej twarzy. Dziewczyna uśmiecha się do mnie.
-Wyglądasz świetnie. -mówi do mnie, ale nie wyczuwam sarkazmu w jej słowach
-Dzięki -mówię
-Powinnaś dzisiaj się kimś zabawić.-mówi podnosząc swoje brwi -Imprezy w magazynie są do tego najlepsze.
Harry cały się napina, a ja kręcę głową.
-Nie sądzę. -lekko się śmieję
Perrie posyła mi przyjazne spojrzenie i  podaje mi drinka, którego od razu przykładam do ust.
Większość osób odchodzi z baru. Zostaliśmy tylko ja i Harry.
-Skąd masz tą sukienkę? -pyta nagle
-Perrie- odpowiadam krótko.
-Ona jest...um -Chłopak odchrząka, jak zwykle kiedy znajduje się w niewygodnej sytuacji. -Ona...
Patrzę na niego.
-Ostatni raz jak ze sobą rozmawialiśmy o imprezie to kłóciłeś się ze mną i namawiałeś, abym nie przyszła tutaj.
On patrzy z dla ode mnie.
-Mam to w dupie. -mówi
-Dwa dni temu nie miałeś....
-Blair....
-Harry -mówię -Wiem, że się martwiłeś, ale....
-Blair, prawie cię straciłem.Przynajmniej tak myślałem -prawie szepcze, a jego oczy są czujne
- Czy wiesz, jak to jest?
-Tak -odpowiadam
Wiem jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Harry głośno przełyka ślinę.
-Byłem przerażony jak zobaczyłem u mnie te tabletki.
-Hej,ludzie!
Luke podchodzi do nas z Ashley na ramieniu. Ona oczywiście już jest pijana. Jej bląd włosy są lekko rozczochrane.
-Czeeść -mówi do nas lekko się zataczając
Kiwam głową aby się przywitać, a Harry bierze po prostu łyk drinka jakby nie zauważył pijanej dziewczyny.
-Będziemy tańczyć. -mówi -Doołączcie.
Ashley łapie czkawkę i wybucha śmiechem.
-Ja nie tańczę. -Harry i ja mówimy w tym samym czasie
Luke i Ashley patrzą na nas na odchodne i znikają w bawiącym się tłumie.
-Chodź -mówi do mnie Harry łapiąc mnie za rękę -Pokażę ci coś.
Odkładam malinowy drink na blat i pozwalam się ciągnąć za rękę przez Harry'ego. Prowadzi mnie przez wąski korytarz. Wychodzimy z magazynu i kierujemy się schodami w górę.
-Harry-skomlę
-Po prostu chodź. -mówi
Po chwili docieramy na górę.Nie słychać już muzyki z imprezy.Jest cicho.Harry otwiera ciężkie stalowe drzwi, a ja czuję na twarzy podmuch świeżego powietrza.To co spostrzegam przede mną zapiera mi dech w piersi. Stoimy na dachu budynku,a w okół nas rozciąga się widok na Londyn. Patrzę z podziwem na piękne, tętniące życiem miasto.
-Spójrz -mówi cicho Harry
Podnoszę głowę do góry, a moim oczom ukazuje się mnóstwo świecących punkcików. Setki gwiazd wypełniają nocne niebo.
-O mój Boże -mówię -to jest wspaniałe.
Naprzemiennie patrzę na światła nade mną na niebie i na światła pochodzące z miasta. Śmieję się do siebie uderzona przez czyste piękno tego wszystkiego co mnie otacza.Harry również się uśmiecha.
-Jak znalazłeś to miejsce? -pytam -Mam na myśli,dach.Skąd wiedziałeś jak można tu przyjść?
Harry wzrusza ramionami.
-Po tej nocy. -mówi wypuszczając powietrze -Jak pobiłem Luke'a. Po prostu chodziłem po okolicy i znalazłem to. -mówi
Wzdycham.
-To jest...naprawdę piękne,Harry. Patrzę w dół i widzę światła na ulicy,a potem patrzę w górę i widzę światła na niebie.To jest po prostu...światła są wszędzie.- czuję jak wypełnia mnie radość jak tylko się rozglądam
-W twoich oczach też są. -mówi delikatnie Harry -Światło jest zawsze w twoich oczach.
Przełykam ślinę kiedy zdaję sobie sprawę jak blisko siebie stoimy. Cofam się nieco ,ale Harry łapie mój nadgarstek.
-Światła są w twoich oczach, w twoim sercu i w twojej duszy. -czuję jego oddech na mojej twarzy, jak mówi do mnie te łagodne słowa
-Harry- mówię cicho i patrzę w dół.
Chłopak patrzy na mnie i wiem, że  stara się wyczytać emocje z mojej twarzy.
-Blair, przepraszam -wzdycha -Przykro mi ,że byłem taki zły w stosunku do ciebie tamtego dnia.-mówi i zakłada mi mój niesforny kosmyk włosów za ucho -Nie mogę cię stracić, rozumiesz to? Jeśli tak by się stało...stracę wszystkie światła.
Patrzę w jego oczy.
-Harry -oddycham
Jesteśmy blisko siebie. Nasze nosy prawie się stykają.
Harry oplata ramionami moją talię i przyciska mocno jego usta do moich. Czuję, że kruszę  się w jego ramionach. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo brakowało mi smaku jego ust, jego dotyku i jego zapachu.
Odsuwam się do Harry'ego i robię kilka kroków do tyłu. Znowu odwracam się i patrzę na światła uliczne oświetlające Londyn. Wzdycham kiedy chłodne,letnie powietrze mocno zawiewa. Owijam ramiona w okół siebie,aby się ogrzać.
-Co my tutaj robimy,Harry? -pytam -Co my robimy?
Chłopak podchodzi do mnie.
-Co masz na my myśli?
-Chodzi o to,że...ciągle walczymy ze sobą ,a potem ty mnie całujesz i mówisz, że ci na mnie zależy, ale potem znów wracamy do codzienności i zachowujemy się jakby nic co się między nami wydarzyło nie miało miejsca i po prostu wracamy do punktu wyjścia?
Harry przygląda mi się z uwagą.
-O co ty mnie pytasz,Blair? -pyta chłopak
-O nic cię nie pytam. -mówię -Jestem po prostu....zmęczona, tak mi się wydaje. To jest dla mnie za dużo.Chcę wiedzieć na czym stoimy.
Harry otwiera usta, ale zaraz je zamyka. Przechodzę obok niego i kieruję się schodami w dół budynku.Chcę dać mu czas do zastanowienia, chociaż tak naprawdę nie wiem nad czym. Nawet nie wiem czego dla nas chcę. Czy chcę, aby Harry był moim chłopakiem? Pewnie zaśmiałby mi się w twarz gdybym mu o tym wspomniała. Myślę, że dam mu trochę czasu....jak zawsze.

                                                                     
                                                                        *****
czytasz = komentujesz <3



piątek, 12 września 2014

Chapter 34

Ściągam ze mnie kurtkę i wręczam ją Harry'emu.
-Dziękuję -mówię cicho
Chłopak wzrusza ramionami, przewiesza kurtkę przez oparcie krzesła i rzuca kauczukową piłkę z powrotem do Katie.
-Blarie!Twoja zmiana się skończyła! Jesteś wolna!-słyszę głos Shawna dobiegający zza ściany
-Dziękuję! -odkrzyknęłam
Wstałam i wzięłam swoje rzeczy.Pożegnałam się z Bryce i Katie i wyszłam z Harrym z budynku.
Stoimy naprzeciwko siebie w niezręcznej ciszy,a duszne letnie powietrze wiruje między nami.Przygryzam wewnętrzną stronę policzka i patrzę na ziemię.
-Cóż...-mówię w końcu-Dzięki za przybycie.Wiem, że byłeś w pracy,...
-W porządku. -mówi Harry
Biorę głęboki oddech.
-Przepraszam,że na ciebie nakrzyczałam. -mówię
-Za coś jeszcze masz żal? -pyta ironicznie unosząc brwi
-Wiesz co, zapomnij o tym. -odwracam się i idę w kierunku mojego samochodu
-Blair...-Harry idzie tuż za mną
Odwracam się do niego.
-Staram się być dojrzała i przeprosić, a ty zachowujesz się jak totalny kretyn. -mówię  -Cofam to. Nie jest mi przykro za naskoczenie na ciebie dzisiaj w pracy, bo na to zasłużyłeś!-mówię zanim zdążę pomyśleć
-Wiem. -mówi -Jestem totalnym dupkiem.-wzrusza ramionami
Zakładam niesforny kosmyk włosów za ucho.
-Pójdę już. -mówię
-Przyjdź dzisiaj na imprezę. -mówi Harry zaskakując mnie kompletnie
-Na tą w magazynie? -pytam zdziwiona
Harry kiwa głową na potwierdzenie.
-Nie wiem, Harry. -mówię
-Proszę?
Wzdycham.
-Ja....dobrze.Dobrze,pójdę.
Harry uśmiecha si. W jego policzkach ukazują się dołeczki po raz pierwszy od dłuższego czasu.
-Dobrze -mówi
Odwraca się w stronę swojego auta i odchodzi ode mnie.
Patrzę się na niego przez parę chwil, dopóki nie odjeżdża z parkingu. Kilka dni temu omal nie rozsadził go gniew jak próbował mi wmawiać, że nie pójdę na tą imprezę.A teraz błaga mnie abym przyszła? Co się zmieniło? On nigdy nie przestanie mieszać mi w głowie i dezorientować mnie.
Jadę do domu w ciszy, wciąż zastanawiając się nad Harrym.
Kiedy przyjeżdżam Louis czeka na mnie w kuchni.
-Perrie coś ci podrzuciła kiedy nie byłaś w domu -mówi -Jest w twoim pokoju.
-Co? -pytam wyrwana z zamyślenia
-Idziesz dzisiaj na imprezę w magazynie,tak? -pyta
-Chyba tak. -odpowiadam
-Cóż, najwyraźniej przyniosła ci to co masz włożyć.Wyjeżdżamy o siódmej więc się pośpiesz.
-My? -pytam
-Też idę, Blarie. Pośpiesz się kurwa! -mówi uśmiechając się
Wchodzę do pokoju i zastaję tam Fizzy i Lottie wpatrującą się w moje łóżko.
-To jest najładniejsza sukienka jakąkolwiek widziałam. -mówi Fizzy
Patrzę na to co leży na moim łóżku.
To obcisła, czarna sukienka z głębokim dekoltem i z rękawami, które ledwo będą zakrywać moje ramiona.Idealna sukienka na gust Perrie. Uśmiecham się pod nosem.
-Cóż, włóż ją!-piszczy Lottie
Natychmiast wkładam sukienkę.Kiedy przeglądam się w lustrze uważam, że naprawdę jest wspaniale dobrana, pomijając fakt, że nie przepadam za sukienkami do połowy uda,a le i tak uśmiecham się na mój widok.
-Siadaj. Pomożemy ci się wyszykować -instruuje mnie Lottie
Fizzy natychmiast podskakuje z krzesła.
Kiedy siedzę na łóżku Lottie i Fizzy nakładają mi warstwę makijażu i pudru, od nadmiaru którego wierci minie w nosie. Kładą mi na powiekę eyeliner, na rzęsy czarny tusz, a włosy kręcą lokówką, tak że teraz układają się w delikatne fale.
-Gotowe- mówi Fizzy i pcha mnie w stronę lustra
Wstrzymuję oddech przygotowując się na nieprzyjemy widok,ale to co widzę w lustrze mnie zaskakuje. Wyglądam....ładnie.Nie jestem tak mocno umalowana jak myślałam. Nie przypominam dziwki takiej jak Penny, czy Jane. Wyglądam delikatnie i dość niewinnie.
-Blair!- słyszę wołanie Louisa z dołu
-Harry'emu opadnie szczęka jak cię zobaczy. -mówi Lottie
-Nie obchodzi mnie co zrobi Harry- mówię jej jak przekraczam próg drzwi, aby wyjść z pokoju.
Widzę jak Louis unosi brwi na mój widok.
-Mam nadzieję, że nie ubrałaś się tak dla Harry'ego -spluwa
-Nie -odpowiadam -Ubrałam się tak, bo idziemy na imprezę.
-Louis lekko się uśmiecha i kiwa głową.
-Dobrze.Chodźmy.

                                                                     *****
czytasz = komentujesz <3

niedziela, 7 września 2014

Chapter 33

-O...tak -kaszlę, aby przeczyścić zachrypnięte gardło -Cóż...jestem w pracy. -mówię
-To cudownie -słyszę Harry'ego
Przewracam oczami słysząc sarkazm w jego głosie.
-Opiekuję się dziećmi Shawna- mówię -Chcą cię zobaczyć.
Staram się ukryć irytację w moim głosie.
-Chcą mnie widzieć? -prycha -Mam po prostu przyjechać do ciebie do pracy, bo dzieci twojego pieprzonego szefa chcą się ze mną widzieć?
Na mojej twarzy pojawia się grymas.
-W porządku, zapomnij, że dzwoniłam.
-Czekaj, czekaj...
Wstrzymuję się z naciśnięciem czerwonej słuchawki sapiąc z irytacji.
-Co? -pytam szorstko
-Dzieci chcą mnie widzieć....czy ty chcesz się ze mną zobaczyć? -pyta Harry
-Dzieci chcą. -odpowiadam
-Stwierdzam, że trochę trudno mi w to uwierzyć. -mówi
-Dobra, więc nie wierz. Nie obchodzi mnie to.
-Myślę, że chcesz mnie zobaczyć.
-Oh, proszę. -prycham - Jeśli już to miałam nadzieję unikać cię przez jakiś czas odkąd obchodziłeś się ze mną jak z sześcioletnim dzieckiem. -kątem oka zauważam maskowany chichot Katie
-Gówno prawda.-mówi Harry
-Dobra, przychodzisz, czy nie? -pytam zniecierpliwiona i mocno zirytowana
-Jeśli powiesz, że to ty jesteś tą, która chciała abym przyszedł, a nie dzieci.
-Nie powiem tego.
-Dobrze, to cześć.
-Czekaj..-wzdycham i przykładam dłoń do czoła
-W porządku. To ja chciałam się z tobą zobaczyć. -mówię przewracając oczami
-Co powiedziałaś?
-Przekraczasz granicę...-ostrzegam go
-Czyżby?
-Harry...-ostrzegam go ponownie przez zaciśnięte zęby
-Blair.
-Chcę cię zobaczyć. -mówię monotonnie
-Okej, będę wkrótce. -mówi Harry
Praktycznie słyszę rozbawienie w jego głosie.
Przewracam oczami i rozłączam nas. Odwracam się do Katie i Bryce'a i  widzę ich śmiejących się histerycznie.
-Co jest takiego śmiesznego? -pytam
-Powinnaś zobaczyć swoją minę. -chichocze Bryce
Jego twarz przyjmuje nazbyt zirytowany wyraz i nic nie poradzę na to, ale też zaczynam się śmiać.
-Nie wyglądałam tak -bronię się
-Dokładnie tak samo! -śmieje się  Katie
-Wyglądałaś też tak cały czas podczas powrotu z lotniska -dodaje Bryce
Unoszę brwi.
-Dlatego, że Harry to idiota.-mówię z lekkim uśmiechem
-Znowu ta mina! -śmieje się Katie
-Bardzo zabawne -mówię opierając się na krześle
-Teraz cisza, albo zadzwonię do Harry'ego i powiem mu żeby tu nie przyjeżdżał.
Nastolatki przestają się śmiać, a ja uśmiecham się triumfalnie.
Kilka minut później słyszę wołanie Shawn'a z jego gabinetu.
-Blair! Twój chłopak tu jest! -mówi mój szef
Posyłam miażdżące spojrzenie dzieciom ,które już chichoczą. Przewracam oczami i wychodzę z pokoju po Harry'ego.
-On nie jest moim chłopakiem! -odkrzykuję -Nawet nikim blisko tego!
Harry ma zadowolony wyraz twarzy.
-Ciebie też miło widzieć, Blair. -mówi
-Zamknij się. -mówię do niego i odwracam się i podążam na zaplecze
-Jesteś mi winna za to. -mówi Harry kiedy idzie za mną do miejsca gdzie są dzieci
-Nie jestem ci nic winna. -mówię kiedy wchodzimy do dużego pokoju -Dzieci, pamiętacie Harry'ego.
One uśmiecha się się do chłopaka i machają mu na powitanie. Harry odwzajemnia się im najbardziej udawanym uśmiechem jaki kiedykolwiek u niego widziałam i siada na krześle.
-Wiesz, byłem w pracy kiedy zadzwoniłaś. -mówi kiedy ja siadam na krześle naprzeciwko niego
-Czy powinno mnie to obchodzić? -prycham
-Mógłbym teraz tatuować kogoś, ale jestem tutaj z tobą. -mówi chłodno
-Przepraszam, że oderwałam cię od sztuki. -mówię, a mój głos przesiąknięty jest sarkazmem
-Jezu, stonuj PMS* -mówi Harry
Moja szczęka opada, a Bryce się śmieje.
-Jesteś niewiarygodny -mówię mu przez moje niedowierzanie
-Nawet nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła. -mówi -Nie zrobiłem nic złego.
-Nakrzyczałeś na mnie kiedy byłam przy granicach pieprzonej wytrzymałości psychicznej,dupku. -spluwam -Oczywiście, że jestem do cholery wkurzona!
Dzieci już się nie śmieją. Wiedzą, że to zbyt poważny temat na chichoty.
-Nie powiedziałaś mi gdzie...
-Nie będę z tobą o tym rozmawiać. -mówię do Harry'ego krzyżując ręce na piersi
-Musisz...
-Nie teraz. Nie tutaj. -mówię przez zaciśnięte zęby
Katie i Bryce patrzą na nas z uwagą.
-Podaj mi tą gównianą, gumową piłkę -Harry mówi, a Katie rzuca mu ją
Harry rzuca nią trzy razy, psując, czy zbijając kilka drobiazgów Shawna.Łapię jedną z książek mojego szefa leżących na biurku i zaczynam czytać.Żle wyszło z kłótnią moją i Harry'ego...szczególnie przy dzieciach.
Czytam jeszcze przez chwilę książkę zanim powoli odpływam przy słabych dźwiękach odbijanej piłki.
-Czy ona śpi? -słyszę stłumiony głos
-Tak, nie budź jej. Oderwie ci za to głowę.Zaufaj mi, wiem to. -mówi cicho Harry
-Wygląda tak spokojnie.
- Tak.
-Czy jest jej zimno? -pyta Katie
-Na to wygląda.
Przez chwilę trwa cisza zanim nie czuję czegoś ciepłego wokół mojego ciała i od razu czuje się lepiej.
-Już. -mówi Harry
-Kiedy ją mamy obudzić?
-Pozwól jej jeszcze trochę odpocząć. Miała ciężko przez ostatnie kilka dni. Teraz podaj mi tą cholerną piłkę.
Kiedy wreszcie decyduje się otworzyć oczy zdaję sobie sprawę, że Harry przykrył mnie swoją kurtką.Nie mam pojęcia dlaczego on nosi ze sobą kurtkę i to na Boga w połowie sierpnia, ale jestem mu za to wdzięczna.

PMS* - zespół napięcia przedmiesiączkowego

                                                                *****
 notka od autorki:Miałam wczoraj wstawić rozdział,ale nie miałam możliwości bo korki na moim osiedlu wysiadły i do dzisiaj do południa nie miałam internetu.Przepraszam za to i dlatego teraz wstawiam rozdział, który dedykuje dzisiejszej solenizantce Kindze.Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. I love you.
czytasz = komentujesz <3



czwartek, 4 września 2014

Chapter 32

-Blair?
Patrzę w górę.Nie zdawałam sobie sprawy, że Phoebe i Daisy są w pokoju i bawią się starymi zabawkami Lottie. Moje przybrane siostry patrzą na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Blair, otwórz pieprzone drzwi!
Słyszę głos Harry'ego, na dźwięk którego wszystkie trzy podskakujemy.
-Odejdź, Harry! -krzyczę -Po prostu idź!
Słyszę westchnienie Harry'ego zza drzwi i oddalające się kroki.Oddycham z ulgą.
-Chodźcie tutaj! -mówię do bliźniaczek
Wspinają się na moje łóżko i obejmują mnie w pasie.
-Nie płacz, Blarrie -mówi Daisy -Jest w porządku.
Uśmiecham się blado na jej pseudonim jaki mi dała.
-Dlaczego Harry jest taki zły? -pyta Phoebe
-Ponieważ się o mnie martwił. -odpowiedam
-Dlaczego?
-Bo jestem chora. -mówię -Jestem chora.
-Nie wyglądasz na chorą. -mówi Daisy przykładając jej małą dłoń do mojego czoła, aby sprawdzić czy mam gorączkę
-To nie jest rodzaj choroby, którą możesz zobaczyć. -mówię -To jest taki rodzaj choroby, że wiesz, że ją masz. Czujesz ją w sobie.
-Wydobrzejesz, Blarrie -mówi Daisy -Weźmiesz swoje leki i wydobrzejesz.
Jej oczy zachodzą łzami, a ja orientuję się jak zżyłam się z tymi dziewczynkami przez ponad półtora roku od kiedy mieszkamy razem.
Więcej łez opuszcza moje oczy jak cicho się śmieję i przyciągam Daisy i Phoebe do siebie w ciasnym uścisku.
-Wydobrzeje, Daisy. -mówię -Nie martw się. Nigdzie się nie wybieram.
Phoebe bawi się moimi włosami.
-Harry też nie chce abyś odeszła. -mówi dziewczynka -Harry cię kocha.
Przygryzam język, aby ponownie się nie rozpłakać.Wzdycham.
-Czasami myślę że mnie kocha. mówię -Ale innymi razy nie sądzę, żeby tak było.
-Nie -mówi Phoebe gwałtowne kręcąc głową -Nie. To tak nie działa.
-Co?
-Miłość. Ona tak nie działa. -dostrzegam błysk mądrości w jej dziecięcych oczach
Daisy przytakuje głową.
-Harry cię kocha. To znaczy, że kocha cię cały czas, choćby nie wiem co. -mówi
Moja przyrodnia siostra podnosi rękę i wierzchem dłoni ociera płynącą po moim poliku łzę.
-A ty też go kochasz. -kontynuuje -Przez cały czas.
Patrzę dziewczynkom prosto w oczy. Ich twarze spoczywają na mojej klatce piersiowej kiedy całuję czubek głowy Phoebe i Daisy.
-Chodź- mówi Phoebe i ciągnie mnie za rękę -Pobaw się z nami.
Kiwam głową, ześlizguję się z łóżka i siadam na dywanie obok dziewczynek.Czuję,że  na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech kiedy widzę lalkę o platynowych, blond włosach i szmaragdowym stroju w mojej ręce.Bawię się z nimi, aż do dziewiątej wieczorem kiedy Jay puka do drzwi, aby dostać się do swojego łóżka. Zaprowadzam dziewczynki do ich łóżek i całuję ich czoła na dobranoc uświadamiając sobie, że może i nie są moją prawdziwą rodziną i nie łączą nas więzy krwi, ale są wszystkim co teraz posiadam.
Po dobrze przespanej nocy i długim prysznicu czuję, że wróciłam do starej siebie. Cokolwiek ta 'stara ja' oznacza. Po prostu czuję się dużo lepiej niż wcześniej.
Biorę szybko tabletki zanim schodzę na dół na śniadanie. Mimo przedwczesnego zakończenia naszej podróży czuję ,że przywróciliśmy niektóre relacje z moim ojcem. I cieszę się z tego powodu.
Uśmiecham się do niego jak nalewam mleka do miski z płatkami zbożowymi.
-Czujesz się już lepiej? -pyta mnie jak leniwie przerzuca strony gazety, którą trzyma w dłonach
-Dużo lepiej -odpowiadam siedząc na przeciwko niego -Przepraszam, że musieliśmy tak szybko wyjechać znad jeziora.
-Nie martw się. -mówi -Następnym razem.
Kiwam głową szybko jedząc śniadanie, ponieważ śpieszę się do pracy.
-Dzień dobry Blair -wita mnie Shawn znad swojego biurka
-Dzień dobry. -mówię -Gdzie jest Liam?
-Wziął dzień wolny, aby odwiedzić rodziców.
Kiwam głową, kładąc moje rzeczy na biurko.Shawn Pochyla się ku mnie wkładając sobie do ust listek gumy do żucia.
-Słuchaj, Blair. -mówi -Dzieci są na zapleczu. Wiem,że nie potrzebują wiele nadzoru, ale....jeśli nie miałabyś nic przeciwko. -wskazuje głową w kierunku zaplecza
Marszczę brwi.
-Serio, Shawn? -pytam
-Zapłacę ci dzisiaj dolara ekstra za każdą godzinę. -mówi
-Sprzedane -zgadzam się na jego propozycję
Łapię swoje rzeczy i idę na zaplecze.Kiedy wchodzę do pomieszczenia widzę dwójkę dzieci uśmiechających się do mnie z uznaniem.
-Hej Blair -witają mnie
-Cześć. -mówię
Kładę swoje rzeczy na biurko się tam znajdujące i siadam na jednym z krzeseł.
-Jak się macie? -pytam
-Znudzeni -mówi Katie monotonnie
-Od dwóch godzin siedzimy na stłoczonym zapleczu tej gównianej księgarni i się nudzimy. -mówi Bryce
-Pracuję tutaj cztery dni w tygodniu. -mówię z małym uśmiechem -Wygrałam.
Katie wzrusza ramionami i odbija kauczukową piłeczkę o ścianę.
-Gdzie jest Harry? -pyta Bryce
-On jest....tak na prawdę to nie wiem gdzie jest.
Wzruszam ramionami.
-Powinnaśgo tu przyprowadzić. -mówi Katie
-Tak! -mówi Bryce kilka sekund później
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł...-zaczynam
-Oj, daj spokój. Będzie zabawnie!
Marszczę czoło.
-Harry i słowo zabawa nie umieszcza się w jednym zdaniu.
-Proszę, Blair. Nie jest zabawnie tylko we trójkę. -mówi Katie
Jęczę i wyciągam komórkę. Z wahaniem wybieram numer Harry'ego. Po kilku sekundach włącza się poczta głosowa. Oddycham z ulgą.
-Chyba jest zajęty. -mówię starając się ukryć ulgę na twarzy.
-Szkoda- słyszę dwa jęki rozczarowania
-Czy Harry naprawdę jest taki fajny? -musiałam zadać to pytanie
- Nie -odpowiada Bryce -Po prostu lubimy patrzeć jak wasza dwójka nabija się z siebie. To wszystko.
Patrzę na niego zdziwiona. Nagle dzwoni mój telefon strasząc mnie.
-Halo? -mówię
Dwójka nastolatków pochyla się w moją stronę mając nadzieje,że dzwoni Harry.
-Dzwoniłaś...-słyszę zachrypnięty głos Harry'ego po drugiej stronie słuchawki

                                                   
                                                                       *****
 czytasz = komentujesz <3



poniedziałek, 1 września 2014

Chapter 31

Biorę prysznic i próbuję wymazać sen z mojej pamięci. Jesteś wystarczająco silna aby żyć beze mnie. Czy jestem? Czy mam tyle siły? Jak patrzę w lustro na moje odbicie, na moją zmęczoną twarz nie jestem pewna słów mojej mamy.
Zakładam ubrania z roztargnieniem i szczotkuję włosy w niechlujny kucyk na głowie.
Idąc do samochodu oglądam się za siebie i patrzę na jezioro. Promienie słońca odbijają się na tafli jeziora.Wzdycham i wsiadam do samochodu gdzie czeka już na nie mój tata. Staram się nie myśleć o moim śnie. Jedziemy w ciszy, aż do momentu kiedy zaczynamy się zbliżać do domu.
-Przepraszam za  zrujnowanie naszych wakacji. -mówię
-To było nieodpowiedzialne -mówi mój ojciec, a jego oczy łagodnieją nieznacznie -Pozostawienie pigułek.
-To był wypadek -bełkoczę, mdłości powracają
-Bądź bardziej ostrożna. Masz dziewiętnaście lat. Musisz być odpowiedzialna. -mówi
Otwieram moje usta aby przypomnieć mu o jego odpowiedzialności kiedy był w moim wieku, ale uświadamiam sobie, że to nie jest odpowiedni moment i miejsce na taką rozmowę, szczególnie ,że zajechaliśmy już na podjazd przed domem.Zauważam, że samochód Louisa i Harry'ego też tu stoją. Przełykam głośno ślinę.
Mój ojciec otwiera drzwi przede mną i wchodzę do domu.Widzę Louisa i Harry'ego siedzących w salonie. Głowa Harry'ego jest w jego dłoniach, a Louis patrzy w sufit.Oboje podskakują kiedy wchodzimy do pokoju.Spodziewam się krzyków i pytań, ale Harry po prostu podaje mi buteleczkę z lekami przeciwdepresyjnymi i butelkę wody. Błagalny wyraz jego twarzy miga mi przed oczami przypominając straszny sen,ale mija kiedy przełykam pigułki.Mój ojciec wchodzi do swojego gabinetu zamykając za sobą drzwi.Kładę się na kanapie.Wiem ,że Harry próbuje powstrzymać sój gniew i niepokój. Widzę dwie emocje staczające walkę w jego oczach, jak patrzy na mnie z góry.
Louis w końcu przerywa ciszę.
-Martwiliśmy się cholernie kurwa o ciebie. -mówi spokojnie
-Byłam z moim tatą...było w porządku...jestem bezpieczna. -mówię cicho
Louis kiwa głową.
-Dobrze- mówi
Widzę jak z jego twarzy odpływa niepokój.
-Muszę się napić- mówi mój przyrodni brat
Wychodzi z pokoju zamykając za sobą drzwi.Harry wciąż toczy psychiczną walkę. Ma zaciśniętą szczękę, a jego oczy wypełnia gniew.
-Przepraszam -mówię cicho, jakby to miało pomóc
-Wiesz...- mówi głosem dziwnie spokojnym -Czy wiesz jak kurwa się martwiłem?
Patrzę na moje ręce.
-A szczególnie....szczególnie jak znalazłem twoje pigułki u mnie w domu. -jego głos jest chwiejny
Wiem, że próbuje się kontrolować.Jego ręce są mocno zaciśnięte jedna na drugiej.
Nic nie mówię.
-Nie odpowiadałaś na moje telefony...-kontynuuje
-Nie miałam zasięgu. -bronię się
-Czy wiesz jak połączyłem kropki? -pyta chodząc w te i z powrotem przypominając drapieżnika -Czy wiesz co myślałem,że się stało?! -podnosi głos
Czuję, że moje gardło się zaciska.
-Myślałem,że cię kurwa straciłem! -krzyczy, niezdolny już do kontrolowania swoich emocji -Myślałem,że cię już nigdy kurwa nie zobaczę po tym jak zachowywałem się jak pieprzony kutas w stosunku do ciebie!
Moje oczy wypełniają się łzami.
-Ja....
-Nie jadłem i nie spałem od wczorajszego popołudnia.Jestem cholernym gównem i wszystko dlatego, że nie byłaś na tyle przyzwoita aby powiedzieć mi o twoim cholernym wyjeździe nad jezioro z ojcem! -chłopak łapie powietrze
Kładę głowę w dłoniach, a moje ramiona zaczynają się trząść.Nie mogę nic zrobić, czy powiedzieć aby sprawić, że nie będzie miał racji. Nie mogę rzucić jakiegoś obronnego argumentu bo wszystko co powiedział jest prawdą.
-Nawet przyszłem tu i pytałem pieprzonego Louisa o ciebie i zgadnij co! On też kurwa nie wiedział gdzie jesteś! -Harry zrobił kilka kroków przez pokój, tak że teraz stoi przede mną, jego oczy wbijają się we mnie -Nigdy się tak cholernie nie martwiłem w całym moim życiu, Blair.
Kiwam głową, ocierając łzy z mojej twarzy. Wstaję z fotela ściskając buteleczkę z moimi tabletkami.
-Jeśli już skończyłeś wypominać mi jaka jestem nieodpowiedzialna i dziecinna pójdę już sobie. -mówię spokojne
Mój głos jest zaskakująco silny zważając na stan w jakim się teraz znajduję.
Harry wypuszcza gniewnie powietrze cofając się o krok.
-Blair....-zaczyna
Nic nie odpowiadam tylko przechodzę obok niego i biegnę po schodach do mojego pokoju. Zatrzaskuję drzwi za sobą, rzucam moje pigułki na łóżko, ale zaraz je podnoszę, uświadamiając sobie, że są one jedną z niewielu rzeczy, które trzymają mnie przy życiu.
Drugą jest Harry.
Jak zdaję sobie z tego sprawę opadam na łóżko odganiając luźne kosmyki włosów z mojej twarzy.Pociągam nosem, a z mojego gardła wydobywa się cichy szloch.

                                                       
                                                       *****
czytasz = komentujesz <3