czwartek, 28 sierpnia 2014

Chapter 30


 Blair's POV:

-Blair! Obiad!
Śledzę głos mojego ojca i wchodzę do kuchni gdzie stoi wylewając sos pomidorowy na talerz.Uśmiecha się do mnie kiedy przekraczam próg kuchni. Moje oczy padają na obiad, który przygotował.
-Myślałem,że to będzie jedyne, które chciałabyś zjeść. -mówi mój ojciej -Chciałem zrobić jej ulubione.
Kiwam powoli głową wiedząc, że mówi o mojej mamie.Siadam przy kuchennym stole i patrzę jak kroi więcej pomidorów. Patrzę jak ostrze noża porusza się rytmicznie w górę w w dół. Nagle wyobrażam sobie ten nóż wbijający się w moje ciało, doprowadzający do utraty całej krwi i pozbawiając mnie życia. Potrząsam moją głową w przerażeniu. Co jest ze mną nie tak?
-Wszystko w porządku, Blair? -pyta mój ojciec patrząc na mnie z niepokojem
-Tak...ja po prostu...czuję się trochę niedobrze -mówię
-Cóż, mam nadzieje, że jesteś głodna -mówi
Nakłada makaron na dwa talerze podając mi jeden. Siada przy stole naprzeciwko mnie i zaczyna jeść.
Patrzę na mój talerz.Mój apetyt znikł błyskawicznie.Mój tata przestaje przeżuwać i patrzy na mnie. Znowu patrzę na talerz parującego jedzenia. Moim ciałem wstrząsają mdłości.
-Dlaczego nie jesz, Blair? -pyta mężczyzna
-Nie jestem głodna -mówię nie podnosząc głowy znad talerza
-Dlaczego nie? -pyta
Wzruszam ramionami.
-Blair, jeśli to przez to ,że tu jesteśmy to możemy wrócić do domu -mówi cicho
-Nie, kocham to miejsce. -argumentuję -Wiesz, że je uwielbiam.
Mój żołądek robi koziołki i czuję żółć podchodzącą do gardła.
-Przepraszam -mówię żwawo i biegnę do łazienki
Opieram się na toalecie i pozwalam uciec zawartości mojego żołądka kaszląc.
-Blair? Blair! -mój ojciec wali w drzwi
Podchodzę do nich i je odblokowuję.
-Ja...ja nie czuję się dobrze. -odpowiadam kiedy mój tata wchodzi do środka
-Czy jesteś...no wiesz...w ciąży? -pyta
Opada mi szczęka.
-Oczywiście, że nie! Nie umawiam się z nikim! -bronię się
Zmartwienie jest widoczne w każdym zakamarku jego twarzy.
-Blair...czy wzięłaś pigułki? -pyta powoli
Moje serce staje.
-O mój Boże. -mówię -Pigułki. Te zostawiłam u Harry'ego.
Łzy wypełniają moje oczy kiedy przypominam sobie dni przed przepisaniem mi pigułek przez lekarza.Jedyne co chciałam to była śmierć.
-Blair, choć. -mówi mój ojciec -Zabieraj swoje rzeczy. Musi jechać do domu.
-Tato...-zaczynam
-Blair, to kwestia zdrowia. Musimy się zbierać.
-Nie, tato, proszę. Jeśli poczuję się lepiej rano będziemy mogli pojechać. Teraz potrzebuję odpoczynku.
Mój ojciec patrzy na mnie nieufnie zanim kiwa głową.
-Jeśli poczujesz się źle...-zaczyna
-Wiem.Wiem.Po prostu potrzebuję trochę snu.-wymuszam uśmiech
On kiwa powoli głową niepewny czy powinien mi zaufać.Wzdycham kiedy wreszcie zostawia mnie samą w łazience.Wstaję. Moje kolana się trzęsą. Odkręcam kran i zwilżam ściereczkę, którą potem przejeżdżam po spoconej twarzy. Wkładam rękę do mojej kosmetyczki i wyciągam z niej pastę i szczoteczkę do zębów. Wymiociny zostawiły kwaśny smak w ustach, którego chcę się jak najszybciej pozbyć.
Po wypłukaniu moich ust idę do pokoju i sięgam do mojej walizki po piżamę.Przebieram się i wślizguję pod kołdrę.Zamykam oczy i zasypiam niemal natychmiast.

Moje palce kopią w piasku na skraju urwiska.Wzdycham za pożądaniem wolności.Nic nie poradzę na to, że zastanawiam się czy w poprzednim życiu byłam ptakiem. Czuję,że gdybym skoczyła mogłabym odlecieć. Wyciągam ręce od siebie jak najdalej potrafię. Obserwuję rozpiętość moich ramion.Niemal mogę sobie wyobrazić białe pióra wystające z moich rąk.Wiatr rozwiewa mi włosy.Biorę głęboki oddech i przygotowuję się do rozwinięcia skrzydeł i skoku.
-Blair! -słyszę jego głos,który mnie zatrzymuje
Odwracam się i dostrzegam jego brązowe loki powiewające na wietrze.Kiedy zaczynam przechylać się w stronę przepaści chłopak szybko chwyta moją dłoń i odciąga mnie od krawędzi klifu.Przyciąga mnie do siebie i oplata mnie ramionami tak ,że moja głowa spoczywa na jego klatce piersiowej. Aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, że moja twarz jest cała we łzach.
-Blair- wzdycha w moje włosy
-Muszę iść -słyszę mój głos
Iść gdzie? Dlaczego chcę go opuścić?
-Nie, nigdzie się nie wybierasz.Możesz zostać ze mną, Blair -mówi uważnie
Jego oczy szukają moich.Nic nie poradzę na to, że patrzę w stronę klifu wahając się.
-Blair, proszę zostań ze mną. Mogę cię ochronić -mówi cicho
Potrząsam głową i patrzę na ocean.Jak w transie patrzę jeszcze raz na krawędź klifu.Wyrywam się Harry'emu i podążam w stronę przepaści.
-Kocham Cię Harry. -mówię, a moje słowa unosi wiatr
-Proszę, Blair -błaga -Obiecałem Madeleine, że się tobą zaopiekuje.Proszę! Kocham Cię! -woła za mną płacząc i próbując sięgnąć mojej dłoni
-Kochanie, słuchaj go -słyszę głos
To moja mama.Odwracam się i widzę ją unoszącą się nad oceanem jak anioł.
-Mamo -płaczę z tęsknoty
Pragnę poczuć jej dłonie na moich policzkach. Kobieta potrząsa głową jakby znała moje myśli.
-Córeczko, to jeszcze nie twoja pora, aby do mnie dołączyć -mówi delikatnie -Jesteś dość silna aby żyć beze mnie.
-Blair, proszę. Zostań ze mną. -mówi Harry 
Patrzę ponownie na ocean aby spostrzec, że moja mama już zniknęła.Harry powoli podchodzi do mnie. Łapię go mocno za rękę i przyciągam do siebie jednocześnie  przechylając się w stronę spienionej wody.Krzyczę kiedy spadamy. Uderzamy w wodę,a ja obserwuję jak silna sylwetka chłopka kurczy się .Wydaje się czarna na tle światła. Po uderzeniu w taflę wody wszystko spowija ciemność.

-Blair!Blair! -słyszę krzyk mojego ojca
Mężczyzna potrząsa moimi ramionami przywracając mnie do rzeczywistości.Ma zmartwione spojrzenie.Podnoszę się na łokciach i spoglądam w stronę mojego lusterka na toaletce. Moje włosy są poplątane,a na twarzy spoczywają kropelki potu i zaschnięte łzy. Światło poranka przebija się przez zasłonięte żaluzje.
-Krzyczałaś przez sen. -tłumaczy mój ojciec -Wołałaś Harry'ego i...i mamę.
Kładę głowę w moje dłonie.
-Potrzebuję moich pigułek -mówię zachrypniętym głosem
Mój ojciec szybko kiwa głową.
-Ubierz się, spakuj i wyjeżdżamy. -mówi

                                               
                                                       *****

czytasz = komentujesz <3

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Chapter 29

-Jak w pracy? -pytam ojca, bo nie jestem w stanie skupić się na mojej książce. To tak jakby czcionka wydawała się zbyt mała.
Patrzy wyraźnie zdziwiony moim pytaniem,ale zaraz otrząsa się.
-Dobrze -mówi -Dużo pijanych. Naprawdę. Czy ludzie nie mogliby być na tyle mądrzy, aby wiedzieć że nie należy pić, a potem wsiadać za kierownicę. Na miłość Boską.
Kiwam głową.
-Rozumiem. -mówię
-Na Upper East Side jest ciąg napadów więc bądź ostrożna jeśli znajdziesz się w okolicy.- kontynuuje mój ojciec -Jeszcze nie znaleźliśmy podejrzanych...
Wiem ,że mój tata mógłby bez przerwy rozmawiać o swojej pracy więc mimowolnie go uciszam.
Godzinę później w końcu zajeżdżamy do naszego starego domku nad jeziorem z widokiem na wodę.Praktycznie wyskakuję z samochodu i biegnę do brzegu, zdejmując buty i zanurzając nogi w wodzie.
-Nie mogę uwierzyć, że nie sprzedałeś tego miejsca. -mówię do taty kiedy staje obok mnie
Mężczyzna wzrusza ramionami.
-Nie wydawało mi się to potrzebne. Po kilku remontach możemy znowu doprowadzić je do dobrej formy.
Patrzę na stary dom. Jest wielki. Dach przeciekał niezliczoną ilość razy podczas deszczu ,a letni klimatyzator się złamał, ale kocham to miejsce.
-Lepiej wejdźmy do środka. Słońce już zachodzi. -mówi mój ojciec
Patrzę w górę na horyzont i widzę, że ma rację. Słońce mieni się na pomarańczowo i leniwie tonie w tafli jeziora.
Przeciągam walizkę do mojego starego pokoju. Kiedy wchodzę do środka z moich ust wydobywa się westchnienie.Białe, drewniane łóżko ma ten sam, różowy baldachim nad nim. A lustro na toaletce nadal ma pęknięcie powstałe od rzuconego przeze mnie pantofelka kiedy miałam sześć lat. Rzuciłam butem ,bo moja mama nie pozwoliła mi zjeść ciasta przed posiłkiem. Uśmiecham się na to wspomnienie.
-W porządku? -pyta mój ojciec
-Doskonale -odpowiadam
Mężczyzna uśmiecha się i odwraca w kierunku pokoju, który dzielił kiedyś z moją mamą.
-Zrobię kolację -mówi
-Dobrze -wołam za nim
Kładę się na łóżku i patrzę przez okno na jezioro, uśmiechając się na widok błękitnej wody i białego piasku.

Harry's POV:

Rzucam telefon na łóżko przeczesując rękami włosy. Blair nie odebrała kolejnego mojego połączenia. Gdzie ona może być? Mówiła, że jest zajęta, ale co to do cholery znaczy? Ona nigdy nie jest zajęta.
Jest w pracy. Musi ta być.
Przestań się niepokoić, kutasie. Mówię sobie w myślach kiedy idę do łazienki aby przemyć moją zmęczoną twarz. Blair ma się dobrze. Zawsze tak jest.
Nigdy tak się wcześniej nie martwiłem o kogoś kto nie jest mną. Cóż, zawsze się o nią martwiłem od kiedy byliśmy dziećmi, naprawdę. O nikogo więcej.
Mój telefon dzwoni, a ja podskakuję odbierając go natychmiast.
-Halo?
-Harry, zabieraj swój tyłek i przyjeżdżaj.Jesteś spóźniony. -mówi Ashley
-Nie przyjdę -mówię jej
-Oczywiście, że tak.Jeśli nie przyjdziesz w ciągu piętnastu minut przyjadę po ciebie.
Przewracam oczami na słowa Ashley i rozłączam się.
Moje oczy napotykają coś w łazience. Wstaję z łóżka i wchodzę do pomieszczenia. To buteleczka tabletek. Nie poznaję jej do momentu przeczytania etykiety.Moje serce staje. Czytam karteczkę na butelce. Tabletki przeciwdepresyjne Blair. Cholera, musiała je tutaj zostawić jak u mnie spała! Chwytam mój telefon.
-Blair- mówię, kiedy po raz kolejny włącza się poczta głosowa -Zostawiłaś u mnie swoje leki. Przyjedź i je zabierz...martwię się. Jeśli to jest jakiś pieprzony żart to nie jest kurwa śmieszny! -rozłączam się
Serce wali mi w piersi.Czy powinienem spróbować zadzwonić do jej ojca? Nie. Ona na pewno posiada w domu drugą buteleczkę,...prawda? Oczywiście, że tak. To Blair. Jest przygotowana na wszystko.
Kładę się na łóżku i chowam twarz w dłoniach. Jeśli Blair się nie martwi ja też nie powinienem. Robię głęboki wdech i wydech, aby się uspokoić.
-Harry! -słyszę wołanie z parteru
Jęczę.Ashley nie żartowała.Schodzę na dół i zastaję Luke'a, Zayna i Ashley nalewających sobie drinka na moim blacie kuchennym. Zauważam jeszcze Jane wychodzącą zza rogu.
-Co wy kurwa robicie? -pytam przez zęby
-Klimatyzator Luke'a się popsuł -mówi Jane siadając na stole, pozostawiając jej nogi zwisające w dół -Tam jest jak na pieprzonej Saharze.
-Dzięki ci Jezu twój działa. -wzdycha Ashley wachlując się dramatycznie ręką
-Nie chcę tu imprezy -mówię
-Spokojnie,nikt więcej nie przyjdzie. -mówi Zayn -Perrie pracuje jako barman na jakiejś imprezie, a Penny jest zajęta z jakimś facetem.
-Oczywiście -uśmiecha się głupawo Luke
-Co to? -pyta Jane wskazując na to co trzymam w ręce
Patrzę z niepokojem na to co wskazuje i zdaję sobie sprawę, że zapomniałem odstawić buteleczki z lekami Blair.Cholera.
-Nic -odpowiadam szybko
 Cofam się jak ona zeskakuje z blatu i zbliża się do mnie. Ma szyderczy wzrok.
Sięga błyskawicznie za mnie i wyrywa mi przedmiot z dłoni.
-Leki przeciwdepresyjne?- drwi
 Patrzę za jej plecy.
-Co jest kurwa? -pyta Luke -Stary, czy jest coś czego nam nie mówisz?
-Nie- odpowiadam szybko -One nie są moje.
-Więc kogo -Jane pyta z rozbawieniem w głosie
Unikam jej wzroku. Dziewczyna po kilku sekundach przygryza wargę uświadamiając sobie do kogo należą.
-Kurwa, serio?! -pyta zszokowana
Posyłam jej zabójcze spojrzenie.
-Jeśli kurwa powiesz komuś obiecuję, że....-mój głos jest ledwo słyszalny, tak ,że słyszy go tylko Jane
Dziewczyna cmoka ustami.
-Oh, Harry nie musisz się martwić. Ten mały sekret jest bezpieczny ze mną. -mówi
Wciska buteleczkę z powrotem do mojej dłoni i odwraca się ode mnie.
Zaciskam moją szczękę. Wiem, że ta informacja nie będzie bezpieczna na długo.

                                                      *****

czytasz = komentujesz <3



niedziela, 24 sierpnia 2014

Chapter 28

Schodzę w dół po schodach na śniadanie, czując jeszcze skutki niewielkiej ilości alkoholu. Naprawdę powinnam przestać pić. To rzuca się w oczy że nie radzę sobie z tym dobrze. Mam potem zawroty głowy i mdłości i nie czuję się sobą.
-Dzień dobry, Blair. -wita mnie Jay zza kuchennego stołu
Kobieta ma a na sobie szlafrok mocno zawiązany w okół pasa, trzyma kubek parującej kawy w jednej ręce i gazetę w drugiej.
-Jak tam noc? -pyta Jay
-Dobrze- odpowiadam nalewając sobie szklankę soku pomarańczowego.
-Twój ojciec powiedział, że poszłać na konkurencję w grze w bilarda. Jak poszło? -pyta uprzejmie
Tak jak nie lubię prowadzić częstych rozmów z Jay nic nie poradzę na to, że mówię jej o moim wygrywającym strzale.Uśmiecham się triumfalnie.
-To wspaniale -woła -Powtarzam Connor'owi, że powinniśmy kupić stół bilardowy abyś nauczyła się świetnie grać.
Kiwam głową.
-Byłoby wspaniale. -mówię szczerze
Jay uśmiecha się od ucha do ucha najwyraźniej zadowolona ,że zgadzam się z nią.
-Blair, słuchaj -mówi -Wiesz, że twój ojciec bardzo ciężko pracuje aby naprawić wasze relacje.
Kiwam powoli głową.Do czego ona zmierza?
-Chciał żebym cię spytała, czy miałabyś ochotę wybrać się z nim w tym tygodniu nad jezioro?  -odstawiła kubek na blat -Wiem, że to nie moja rola i miejsce na taką rozmowę, ale....myślę, że to byłoby dobre dla was obojga. -uśmiecha się do mnie przyjaźnie, wstaje od stołu i kieruje się w stronę wyjścia z kuchni
Ten weekend? Jezioro? Chodziłam tam zanim mama zmarła. Przełykam głośno ślinę. Muszę to zrobić. Nie dla taty, nie dla mnie...dla mamy.
-Jay! -wołam ją i wychodzę z kuchni zastając ją na schodach -Powiedź mojemu tacie, że....pójdę.
Jay uśmiecha się szeroko.
-Powiem mu -mówi kobieta - Lepiej się pakuj.Chciał wyjechać dziś, późnym popołudniem.
Idę po schodach do mojego pokoju i biorę szybki prysznic.Sięgam po moje tabletki z przyzwyczajenia, ale zaraz je odkładam przypominając sobie, że nie muszę już ich brać.Już ze mną lepiej,prawda? Nie muszę ich brać. Ubieram się w mój stały i najbardziej lubiany strój, czyli dżinsy i t-shirt. Wiem dokładnie co spakować nad jezioro. Zabieram dodatkowe szorty, dżinsy i stroje kąpielowe wrzucając je do walizki. Kiedy siedzę na niej, aby ją zamknąć dzwoni mój telefon na którego dźwięk podskakuje wystraszona.
-Halo? -mówię próbując dopiąć torbę podróżną
-Blair -odzywa się Harry na drugiej linii -Mogę do ciebie wpaść? -pyta
-Nie -odpowiadam, a mój głos jest spięty kiedy próbuję szarpać zamek błyskawiczny walizki prawie go urywając -Jestem teraz zajęta. Przepraszam.
Słyszę oddech Harry'ego.
-Jesteś zła? -mówi chłopak
-Dlaczego miałabym? -pytam
-Nie wiem...po zeszłej nocy wydawałaś się....nieobecna.
-Nic mi nie jest. -zapewniam go
-Czy powiedziałem coś....-zaczyna
-Harry, wszystko w porządku. -mówię prawie ze śmiechem na dźwięk niepokoju w jego głosie. Przeczesuję ręką włosy. -Przestać się martwić, dobrze? Stajesz się coraz bardziej podobny do twojej matki.
Harry chichocze.
-A jeśli tak ? -mówi
-Blair! -słyszę głos moje ojca z parteru
-Harry, muszę iść. Porozmawiam z tobą później. -mówię i rozłączam się
Chwytam walizkę i znoszę ją ze schodów krzywiąc się pod wpływem jej ciężaru. Kiedy zdążyłam tyle spakować? Mój ojciec podnosi się z krzesła kiedy widzi mnie znoszącą ogromną walizkę.
-Pomogę ci z tym. -mówi i zabiera ją ode mnie za co jestem mu wdzięczna - Jezu Chryste w niej masz? Cegły?
-Książki -odpowiadam, a mój ojciec kręci głową
-Wyjeżdżamy na dwa dni, Blair.Ile książek zapakowałaś? -pyta mój ojciec
Wzruszam ramionami.
-Straciłam rachubę. -odpowiadam
Wkładamy nasze rzeczy do samochodu mojego ojca, który jeszcze pachnie nowością.Wiem,że to co najmniej dwie godziny jazdy więc wyciągam losowa książkę z mojej torby i siadam na miejscu pasażera. Pomimo moich obecnych uczuć jakie ma względem mojego ojca jestem podekscytowana wyjazdem. Może Jay miała rację. Potrzebujemy spędzić trochę czasu razem.
-Co to za książka? -pyta mój ojciec jak ruszamy z podjazdu
Patrzę na niego, anastepnie w dół na moją książkę.
-Pakt- odpowiadam
-Ah -mówi -nie czytałem tej. Dobra?
-Tak,bardzo. -odpowiadam -Czytałam ją już wcześniej.
-Więc dlaczego czytasz ją jeszcze raz?
Wzruszam ramionami.
-Za każdym razem kiedy ją czytam dostrzegam więcej szczegółów.
-O czym jest?
-Niby samobójstwo -odpowiadam
-To okropne! -mówi mój tata
Znowu wzruszam ramionami.
-Jest wiele powodów kryjących się za tym.
Muszę powiedzieć, że mój ojciec jest podekscytowany rodzajem rozejmu jaki na razie mamy, kiedy nie naskakuję na niego za bycie złym ojcem. Poza tym nie przeszkadza mi to. Ostatni raz kiedy tak rozmawialiśmy bez kłótni, krzyków i oskarżeń był...lata, lata temu. To wydaje się nieprawdopodobne, ale to prawda.
-Jak się miewa Harry? -pyta mój ojciec po kilku minutach ciszy
-W porządku -mówię
-Dobrze cię traktuje?
Powstrzymuję się przed przewróceniem oczu.
-Nie chodzimy razem, tato.
Patrzy na mnie zdziwiony.
-Nie?
Potrząsam wolno moją głową.
-Więc dlaczego do cholery on patrzy na ciebie w ten sposób? -pyta
-W jaki sposób?
-Jakby chciał z tobą stanąć na ołtarzu każdego dnia?
Krztuszę się powietrzem.
-Harry nie ma nawyku zobowiązywania się do ludzi.
-On był oddany tobie przez te wszystkie lata. -mówi mój ojciec
-Jesteśmy trochę związani przez moją mamę. -mówię -To jedyny powód, dlaczego przebywa w pobliżu. -mówię
Wiem, że kłamię. Okłamuję mojego ojca i samą siebie.
-Bzdura -mówi mój ojciec -Jest blisko, bo cię potrzebuje.
Wywracam oczami.
-Harry nie jest taki sam jaki był lata temu jako dziecko. -mówię -On nie potrzebuje nikogo.
-Widzę. -mówi mój tata -Dlatego obawiałem się kiedy zdałem sobie sprawę, że zbliżacie się coraz bardziej do ciebie....nie wydawał się osobą która się troszczy o kogokolwiek.Przypominał trochę mnie kiedy byłem młody. -mój ojciec wzdycha -Nie chcę, aby historia się powtórzyła.
-I się nie powtórzy. -mówię -Ja i Harry się nie umawiamy.
-To tak jak my się nie umawialiśmy-mówi mając na myśli siebie i moją mamę
-Czy możemy porozmawiać o czym innym? -bełkoczę
Mój ojciec przytakuje i oboje milkniemy.Przeczesuję ręką moje włosy i skupiam ponownie moją uwagę na książce.Wiem, że przy prędkości jaką jedziemy na autostradzie za chwilę stracę zasięg w telefonie komórkowym.Naciskam przycisk ''off '' i wyłączam urządzenie. Nagle czuję falę zawrotów głowy i przytrzymuję się poręczy auta, ale mdłości przechodzą zaraz jak się pojawiają.

                                                       *****

czytasz = komentujesz <3


sobota, 23 sierpnia 2014

Liebster Awards

Ogromnie dziękuję za nominację do Liebster Awards, którą otrzymałam od: http://imaginy-o-jednokierunkowych.blogspot.com/

Pytania,które otrzymałam:
1. Jak masz na imię?
2. Do jakich fandomów należysz?
3. Jesteś Directioner?
4. Ile masz lat?
5. W jakich językach umiesz mówić?
6. Jakie jest twoje hobby?
7. Co w sobie lubisz?
8. Jaki masz cel w życiu?
9. Masz osobę, której możesz zaufać w 100% ?
10. W jakim województwie mieszkasz?
11. W jakim mieście mieszkasz?

A to moje odpowiedzi:
1.Dominika
2.PLLfamily, Sheeranator i Rihannanavy
3.Myślę, że jeśli chodzi o mnie to Directioner jest zbyt wielkim określeniem. Jestem ich ogromną fanką. Kocham tych pięciu chłopaków i wszystko co z nimi związane. Można powiedzieć, że jestem taką pół Directioner i może kiedyś stanę się nią w całości ,ale na razie jeszcze nie można mnie nią nazwać.
4.piętnaście
5.Angielski,niemiecki i podstawy hiszpańskiego
6. Główną moją pasją sa sporty. Nie posiadam jednego hobby,ale jeśli miałabym wybrać to byłoby to pływanie.Lubię też jeździć na rolkach, łyżwach, nartach, rowerze.
7.Jestem skromna i nie lubię pisać o sobie. Jednak w odpowiedzi na pytanie uważam, że moim atutem są oczy. ;*
8.Nie mam konkretnego. W życiu staram się czerpać przyjemność ze wszystkiego co robię i nie przejmować się błahostkami.
9.Jasne. Posiadam wiele takich osób, jak chociażby moi przyjaciele, czy rodzina.
10. Zachodniopomorskim
11. W Kołobrzegu.

Jeszcze raz dziękuję za nominację. Ja natomiast nie nominuję żadnego bloga. :)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Chapter 27

Chłopakom opadają szczęki, przy wiwatach i okrzykach mojego zespołu.
-Jak kurwa...-Zayn patrzy na mnie z niedowierzaniem
-Dobra robota, Blair -mówi Jane z szerokim uśmiechem -Czy możemy postawić ci drinka?
-Jasne -mówię -Dzięki.
-Nie, ja dziękuję. -odpowiada klepiąc mnie po ramieniu zanim podchodzi do baru
-Zdaje się, że cię nie doceniałem. -mówi Harry
-To zawsze była twoja wada. -mówię
-Dobry starzał. -mówi do mnie Louis -Bardzo dobry.
-Dzięki, Lou. -uśmiecham się
Przyrodni brat patrzy przez kilka sekund na Harry'ego, ac potem idzie do baru.
-Gotowa do wyjścia? -pyta Harry
Patrzę na niego z udawanym zaskoczeniem.
-Ale dopiero co skopałam ci tyłek. -mówię -Muszę nacieszyć się tym trochę dłużej.
Harry potrząsa na mnie głową.Słyszę wołanie Perrie ,która siedzi przy barku.Wślizguję się na krzesło obok niej i Ashley.Penny przesuwa po blacie piwem i podaje mi napój.
-Nadal nie sądzę,że to była uczciwa gra. -mówi Niall
Wzruszam na niego i biorę łyk piwa.Alkohol pali mnie w gardło jak go przełykam, ale staram się nie pokazywać tego na mojej twarzy.
-Okej, Blair-mówi Ashley -Opowiedz nam o sobie.
Wzruszam ramionami.
-Naprawdę nie ma wiele do powiedzenia. -mówię
-Oh, oczywiście, że jest.-mówi Jane przejeżdżając palcami po obrzeżach jej szklanki z piwem
-Więc dorastałam w Londynie i wybieram się na uniwersytet jednoroczny na jesieni.- znowu wzruszam ramionami
-Oh, ładnie. -mówi Luke -Słyszałam,że mają tam niezłe imprezy.
-Oooo, tak -mówi Penny
-To brzmi nieźle.- Perrie zwraca się do mnie. -Co studiujesz? -pyta
-Chcę pójść na lekcję z literatury lub pisania.Coś w tym kierunku.
Spodziewałam się,że Jane zakpi ze mnie i spojrzy krzywo, ale nic takiego nie nadchodzi.Może ma jakiś nowy szacunek do mnie odkąd pomogłam drużynie wygrać w bilarda.
-Więc zakładam,że żyjesz na własną rękę? -pyta Penny
Kręcę głową.
-Mieszkam z tatą i jego żoną. -odpowiadam
-Ona nie jest twoją mamą? -pyta dziewczyna ponownie
Otwieram usta aby odpowiedzieć, ale Harry nie pozwala mi dojść do głosu.
-Dość już o Blair -mówi
Posyłam mu spojrzenie pełne ulgi,a on kiwa głową. Rozmowa schodzi na temat imprezy, która odbędzie się w pustym magazynie w ten weekend.
-Słyszałem,że ktoś zamierza zatrudnić wróżki. -Perrie mówi podekscytowana
-Naprawdę? -pyta Ashley -Chore!
-Harry, przyjdziesz?- pyta Luke
Chłopak kiwa głową.
-Jasne.-odpowiada
Oczy Luke'a spoczywają na mnie.
-Co z tobą ,Blair? -pyta
-Absolutnie nie -mówi za mnie Harry
Posyłam mu mordercze spojrzenie.
-Ona może odpowiedzieć za siebie. -Louis warczy na Harry'ego
-Och, więc ona obchodzi cię, kiedy jest blisko mnie,ale kiedy ma iść na pieprzoną imprezę w magazynie to już nie!?-warczy Harry
-Zamknij się.-mówi Louis
Przez mój umysł przelatuje wspomnienie rozmowy z Perrie i od razu, bez namysłu patrzę na bliznę Luke'a.Przełykam ślinę.
-Wystarczy chłopaki.-mówię -Przemyślę to. -odpowiadam Luke'owi
Chłopak kiwa głową i się uśmiecha.
Harry wstaje od stołu z oczami przepełnionymi wściekłością kiedy patrzy na Louisa.
-Chodźmy, Blair. -mówi
Nie kwestionuję jego decyzji.Wstaję, żegnam się ze wszystkimi i zaczynam iść za Harrym do samochodu.
Jedziemy w milczeniu. Chcę, aby Harry ochłonął zanim powie coś czego będzie żałował.
-Nie ma absolutnie mowy, abyś poszła na tą piekielną imprezę. -mówi w końcu,a jego głos jest niski od gniewu.
Oczywiście, że  nie ochłonął.Nie odpowiadam. Patrzę przez szybę nie chcąc angażować się z nim w walkę.
-Mówię do ciebie.
-Wiem. -odpowiadam -Słyszę cię.
-Nie masz nic do powiedzenia? -pyta chłopak
-Nie. - patrzę na ulicę przez okno
-Bzdura,. -mówi Harry
-Nie będę się angażować z tobą w kolejną kłótnie, Harry. -mówię do niego
-Nie robię tego!
-Racja- mówię kpiąco nadal na niego nie patrząc, chociaż wiem, że to doprowadza go do szału.
-Kurwa!- słyszę przekleństwo Harry'ego
Znam go na tyle dobrze, że wiem ,że teraz ściska mocniej kierownicę, a jego oczy ciemnieją z gniewu. Nadal trzymam gębę na kłódkę.On nienawidzi tego.Robiłam tak wcześniej kiedy byliśmy mali i wiem, że milczenie jest dla niego najgorszą karą.On nie wie co powiedzieć, jeśli nie obarczam go jakimiś zarzutami.
Więc jedziemy w stosunkowej ciszy. Harry bez przerwy wypowiada pod nosem nie kończący się ciąg przekleństw.Nie spuszczam wzroku z szyby samochodowej.
-Blair- mówi w końcu kiedy parkuje samochód na podjeździe prowadzącym do mojego domu. -Obiecaj że nie pójdziesz na tą imprezę w magazynie.
Zaciskam usta.
-Niczego ci nie obiecam.- mówię po kilku sekundowym milczeniu
-Cholera, Blair! -krzyczy chłopak
Tak dzieje się zawsze jak chce zmusić mnie do rozmowy.Zaczynając cicho i łagodnie,a kończąc na krzyku.
-Dlaczego nie bierzesz tego pod uwagę -kontynuuje Harry -Miesiąc temu kiedy zapytałbym cię o przyjście na jakąkolwiek imprezę nie poszłabyś. Gówno cię to obchodziło!
Nadal nie odpowiadam.
-Spójrz na mnie, co najmniej! -krzyczy
Nie robię tego. Chłopak wzdycha.Jego oddech jest chwiejny.
-Blair. -mówi dużo spokojniej -Spójrz na mnie.
W końcu odwracam się w jego stronę i patrzę mu głęboko w oczy. Mają pusty wyraz. Chłopak podnosi rękę, aby położyć mi ją na policzku. W moim brzuchu wybuchają motyle, ale zachowuję neutralny wyraz.
-Nie chcę, abyś poszła na tą imprezę. -mówi Harry
-Już mi to wyjaśniłeś. -odpowiadam
-Obiecaj mi....
-Nie powiedziałam, że pójdę.Powiedziałam ,że się zastanowię.
Harry wypuszcza powietrze, które uderza w  moją twarz.
-Chcę ,abyś była bezpieczna.Złe rzeczy dzieją się na imprezach w magazynach, rozumiesz....wtedy, kiedy mocno zraniłem Luke'a...to stało się w magazynie.
Staram się zamaskować szok na mojej twarzy.Perrie nie wspominała, że to było w magazynie.
-Proszę- szepcze Harry -Dla mnie.
Odwracam wzrok.
-Zastanowię się.-odpowiedam
Harry zostawia na moich ustach pocałunek, a jego język odnajduje mój.Łapię oddech w gardle i odsuwam się od niego.
-Dobranoc, Harry. -mówię wychodząc z auta, kiedy chłopak odsuwa szybę.
-Blair, poczekaj. -woła mnie kiedy jestem w połowie drogi do drzwi wejściowych.
Patrzę na niego wyczekująco.
 -Nie jesteś zła, prawda? -pyta
Kręcę przecząco głową. Harry kiwa swoją na potwierdzenie i wyjeżdża z podjazdu w ciemną noc.
 
                                                       *****

notka od autorki:Ogromnie przepraszam za nie wstawianie rozdziałów na bloga przez długi okres czasu,ale miałam ku temu powody. Pod koniec lipca wyjechałam z miasta i nie miałam dostępu do internetu prawie przez całą moją nieobecność, która wynosiła 5 tygodni. Jeszcze raz przepraszam i dopóki trwają wakacje postaram się wstawiać rozdziały najczęściej jak potrafię.Muszę ostrzec też, że regularność dodawania rozdziałów spadnie wraz z rozpoczęciem się roku szkolnego.Będzie to dla mnie rok pełen nauki i obowiązków, ale nie ma mowy, abym zrezygnowała z bloga. Życzę wam wszystkim, abyście wykorzystali te ostatnie dni wakacji najlepiej jak możecie. :)

czytasz = komentujesz <3