wtorek, 15 lipca 2014

Chapter 26

-Blair! Blair!
-Co? -pytam jak poprawiam włosy w lustrze
Zdecydowałam,że ubiorę się w prostą, białą bluzkę i obcisłe, czarne dżinsy.Zrobiłam minimalny makijaż i teraz tylko czekam aż Harry ruszy swój tyłek i przyjedzie po mnie.Wiem,że Harry nie pała radością,że jadę z nim to tego baru i jeśli on po mnie nie przyjedzie o określonej godzinie, pojadę tam swoim samochodem choć jestem trochę zaniepokojona z powodu wcześniejszych ostrzeżeń Harry'ego dotyczących tej części miasta.Fizzy wpada do mojego pokoju z szeroko otwartymi oczami.
-Harry jest tutaj. -szepcze -Jest tutaj dla ciebie.
Przewracam oczami.
-Nie idę z Harrym na randkę! -jęczę
-On wygląda ładnie.-mówi -Jest ubrany w t-shirt.
-On zawsze nosi t-shirt.
-Tak, ale teraz wygląda...ekstra ładnie.-mruga do mnie
Uderzam ją w ramię.
-Baw się dobrze. -mówi śpiewnie
Chwytam swoje rzeczy z łóżka i schodzę w dół ze schodów.
Mój ojciec i Harry stali w korytarzu i rozmawiali.Przestali kiedy mnie spostrzegają.Oczy Harry'ego się rozszerzają się, jak patrzy na mnie z góry na dół,a ja nic nie mogę poradzić na to ,że się rumienię.
-Cześć- witam Harry'ego
On chrząka.
-Gotowa? -pyta
Kiwam głową.
-Więc gdzie dokładnie idziecie? -pyta mój ojciec
-Do baru po drugiej stronie miasta.Odbędzie się tam konkurencja gry w bilarda. -chłopak odpowiada płynnie
-Ach, bilard.Brzmi fajnie. -mówi ojciec
-Przywiozę ją o dwunastej. -mówi Harry
Zmierzam Harry'ego wzrokiem.Obiecywanie godziny policyjnej nie jest w stylu Harry'ego.
-Nonsens-  mówi mój tata -Ufam wam. Bawcie się dobrze.
Uśmiecha się do nas ,a mi prawie opada szczęka.Od kiedy on ufa nam kiedy jesteśmy razem?
Wychodzimy z domu.Kiedy Harry otwiera drzwi do samochodu ponownie mierzę go spojrzeniem.
-Co? -pyta
-Czy już kompletnie przełączyłeś swój włącznik osobowości od czasu naszej rozmowy w samochodzie kilka godzin temu? -pytam
- Co? Dlaczego?
-Bo zachowujesz się....inaczej.Jesteś miły.
Harry przewraca oczami.
-Wsiadaj do pieprzonego samochodu.
-To jest Harry jakiego znam. -mówię uśmiechając się i wsiadając do auta
Harry gryzie wargę, odpala samochód i wyjeżdża na drogę.Włosy Harry'ego są w jego naturalnym stylu.Koloru czekoladowego i kręcone. Jego oczy wydają się jaśniejsze, ale nie wiem dlaczego.Powiedział, że nie sypia. Jak on to robi, że wygląda jakby sypiał nawet więcej niż powinien?! W końcu podjeżdżamy pod bar gdzie byliśmy na początku tygodnia.Wychodzę z samochodu i zaczynam iść w kierunku budynku, kiedy Harry nagle mnie zatrzymuje.Chwyta mój nadgarstek i przyciąga do jego klatki piersiowej.Patrzę na niego z zaciekawieniem.
-Blair -mówi mi do ucha niskim głosem -Obiecaj, że nie zrobisz nic pochopnego na złość mnie.
Szydzę z niego.
-A czy kiedykolwiek tak zrobiłam?
On unosi na ,nie brwi.
-Dobrze -mówię -Będę grzeczna.
On uśmiecha się, a w jego policzkach pojawiają się dołeczki.
-Dziękuje -mówi puszczając mnie i zmierza w stronę baru.
Gdy wchodzimy idę za Harry i w końcu zauważam Zayna i Perrie, którzy już siedzą przy zatłoczonym stole bilardowym.Spostrzegam też Penny, Jane, Luke'a, Niall'a i Louis'a. Mój przyrodni brat patrzy na mnie z zaciekawieniem.
-Blair, co ty tu robisz? -pyta
Wzruszam ramionami.
-Jestem dobra w bilarda. -odpowiadam
Louis uśmiecha się i bierze łyk piwa.
-Dlaczego przyszłaś z Harrym? -pyta bardziej powarznie
-Hej, spierdalaj -warczy Harry kiedy podnosi kij do bilarda
Louis patrzy na niego i odwraca się opierając się o stół obok Luke'a.
-Hej, przyniosłam więcej....
Odwracam się i spostrzegam blondynkę z niebieskimi oczami i czarną, obcisłą sukienką.Natychmiast ją rozpoznaję. To ona była w łóżku Harry'ego. Musiałam ją w tedy przekonywać ,że jestem zaręczona z Harrym i jestem w ciąży....przełykam ślinę.Jej oczy zatrzymują się na mnie jak stawia piwo na stole.
-Znam cię -mówi poruszając mocno różowymi ustami -Jesteś zaręczona z Harrym, prawda?
Ona unosi brwi.
-Um...zabawna historia.....-zaczynam
Jane wykrzywia usta.
-Zaręczona? -pyta krztusząc się piwem
-Odpierdol się -mówi do niej Harry, potem odwraca się do blondynki -Ashley. Miło cię widzieć.
Dziewczyna prycha.
-Proszę, nie rozśmieszaj mnie. Przecież jesteś zaręczony i spodziewasz się...
Harry przewraca oczami.
-Nie mów mi ,że byłaś na tyle głupia ,aby w to wszystko uwierzyć.-mówi
Ashley mierzy Harry i mnie wzrokiem.
-Widzę. -mówi krótko
Przenoszę wzrok na Perrie ,która podaje mi kij bilardowy.
-Ashley jest zazdrosna. -mówi mi do ucha -Po prostu to zignoruj.
Kiwam głowa.
-Dobra tworzymy zespoły! -krzyczy Luke klaszcząc w dłonie
-Perrie, Harry i Blair są ze mną -mówi Zayn -Zdecydowaliśmy o tym wcześniej
Kiwam głową i staję bliżej Perrie.Dziewczyna uśmiecha się do mnie przyjaźnie.Czuję się bardziej komfortowo kiedy jestem niedaleko niej pomimo tych fioletowych włosów i jej wytatuowanego chłopaka.Chociaż sądzę, że nie jestem dużo lepsza.Harry nie jest moim chłopakiem,prawda? A może...NIE. Wyrzucam tą absurdalną myśl z głowy.
-Zróbmy tą grę bardziej interesującą -mówi Penny -Co wy na to ,aby dziewczyny zagrały przeciwko chłopakom? Walka płci.
Oczy Jane błyszczą.
-Podoba mi się ten pomysł. -mówi i spogląda na mnie
-Perrie, Blair, Ashley, Jane i ja -mówi Penny biorąc kij bilardowy w dłoń -Przeciwko Harry'emu, Zayn'owi, Louis'owi, Niall'owi i Luke'owi.
-Może być -mówi Niall wzruszając ramionami
Przełykam ślinę.Jedyną osobą, której mogę ufać ,albo rozmawiać w tym zespole jest Perrie.
Nie przepadam za reszta.
-Narada- mówi Jane
Wszystkie dziewczyny zbierają się w okół niej.
-Dobra, dziwki. -mówi -Musimy wygrać.Pięćdziesiąt dolarów wisi na włosku i naprawdę moge je zdobyć.
Ashley prycha.
-Po co? Aby kupić nową bieliznę? -mówi
Jane posyła jej piorunujące spojrzenie.
-Zamknij się Ashley, albo tak mocno skopię ci tyłek, że nie będziesz mogła chodzić.
Unoszę brwi na jej groźbę. Ashley jedynie się śmieje.
-Jestem pierwsza- mówi Penny
Harry patrzy na mnie,ale nie potrafię odczytać jego wyrazu twarzy.Gdybym tylko potrafiła czytać w jego myślach.
-Hej -ktoś mówi obok mnie
Odwracam się spodziewając się ujrzeć Perrie ,ale zamiast niej spostrzegam Ashley. Przełykam ślinę.
-Bez urazy, okej? -mówi -Jestem pewna,że był dobry powód ,aby skłamać dla Harry'ego.
-Ja..on jest moim najlepszym przyjacielem. -mówię
-Oczywiście- mówi Ashley -Wiem jak czasami trudno jest  być lojalnym przyjacielem.
Uśmiecha się ponownie i ponownie skupia się na grze.Wiem ,że ten rozejm ze mną nie był szczery, ale to lepsze niż bycie obrażoną.Luke kończy swoją kolej i cofa się do tyłu.Penny pochyla się nad stołem mrużąc oczy.Przewracam oczami kiedy widzę jak dziewczyna pochyla się nad stołem ukazując rąbek swojej bielizny.Perrie gromi wzrokiem Zayna. Penny uderza i trafia białą kulą w dwie inne ,które wpadają idealnie do dołka.Dziewczyna uśmiecha się z satysfakcją.
-To nie było złe- mówi Niall
-Ale też nie było bardzo dobre -mówi Harry
Zayn przechodzi obok niego.Fachowo pochyla się nad stołem i zbija cztery kule.
-Panie, bilard jest męską grą. -mówi Zayn
-Zobaczymy -odzywa się Jane podnosząc kij bilardowy
Celuje ,ale zbija tylko jedną bilę.
-Kurwa! -przeklina dziewczyna
Kątem oka widzę uśmiechającego się Harry'ego.Luke w ich drużynie jest następny.Chłopak zbija dwie kule. Słyszę za mną przekleństwa dziewczyn.
-Pójdę następna- zgłaszam się na ochotnika -Jestem całkiem dobra.....
-Perrie idzie następna, -Jane mówi chłodno
-Nie, mogę iść po niej. -mówi Perrie -Możemy zdobędziemy przewagę.
Jane wreszcie kiwa głową i podaje mi kij bilardowy.Strzelam jej najszczerszy uśmiech na jaki potrafię się zdobyć i odwracam się w stronę stołu.Cały czas czuję na sobie oczy Harry'ego.
Studiuję układ bil na stole.Są tam trzy kule które stoją w jednym rogu na przeciwko białej bili.Jeśli strzeliłabym czysto mogłabym zbić trzy bile na raz.Wiele ryzykuję ,ale postanawiam tak zrobić.Mrużę oczy i strzelam.Trafiam w białą kule, która idealnie uderza w pierwszą,a ta następnie zagarnia dwie pozostałe do dołka.Uśmiecham się triumfalnie, kiedy za moimi plecami słyszę okrzyki dziewczyn z drużyny.Oczy Harry'ego 'tańczą' wesoło.
-Jestem mile zaskoczony Blair. -mówi Luke -To był dobry strzał.
Uśmiecham się i wzruszam ramionami.
-Skopałam Harry'emu nie raz tyłek w tej grze, więc mam doświadczenie. -mówię, a Harry krzyżuje ręce na piersiach
-To był szczęśliwy strzał. -mówi naburmuszony
-Jeśli masz na myśli logiczne planowanie i zrealizowanie tego, to tak, miałam szczęście. -posylam przyjacielowi uśmieszek
Harry podchodzi do stołu.Jego zielone oczy ciemnieją kiedy się koncentruje.Strzela ,a do dołka wpada jedna bila.
-Tylko jedna, Harry? -mówię potrząsając głową. -Zawiodłeś mnie.
Harry patrzy na mnie z humorem.
-Bo pojadę z tobą Waffle House -mówi
Moje oczy się zwężają, a Harry zaczyna śmiać się z własnego żartu.
-Kto następny? -pytam zespołu
-Ty -odpowiada Ashley
-A mogę? -pytam
-Nie widzę powodu, dla którego byś nie mogła. -mówi Jane
Wzruszam ramionami.
-W porządku. -mówię i zwracam się do stołu bilardowego
-Chwilę -mówi Niall- Ona nie może znowu iść.
-Kto tak powiedział? -pyta Ashley
-Są zasady -odpowieda Niall
-Gdzie są wypisane? -pytam
Harry obserwuje mnie uważnie. Niall otwiera usta.
-Po prostu są zasady.
-Pokaż mi gdzie są napisane, a będę ich przestrzegać. Do tego czasu uważam ,że jest moja kolej. -mówię uśmiechając się
Patrzę na stół bilardowy.Widzę dwie kulki pozostawione na stole. Jeśli uda mi się je zbić wygramy. Zwężam oczy. Mogę strzelić kijem bilardowym w kolorową bilę, a przy tym trafiając też drugą. Mój kij przesuwa się nisko nad stołem.Uśmiecham się schylając nad stołem i realizując mój strzał.Rozgrywam to doskonale trafiając obie bile, które sekundę później trafiają do dołka.

                                                        *****

czytasz = komentujesz <3





piątek, 11 lipca 2014

Chapter 25

Podczas naszego jedzenia przeprowadzamy małą rozmowę, głównie dokuczamy sobie na wzajem.Lubię kiedy ja i Harry jesteśmy w stanie rozmawiać ze sobą w taki sposób bez walki pomiędzy sobą, bez sporów.Nie mam pojęcia na jakim etapie stoimy -jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, czy coś więcej.Harry nic o tym nie wspomniał, a ja wiem ,że jeśli zacznę ten temat skończymy go kłótnią, dlatego też nic się nie odzywam.Nie chcę zniszczyć teraz naszych dobrych nastroi.
-Więc słuchaj -mówi Harry -Dzisiaj jest bilard....czy zgadzasz się?
-Oh -kończę jeść i rzuca serwetkę na mój talerz -Okej.
-Myślałem,że zadzwonię do Zayna i powiem mu, że jesteś chora....
-Czekaj.... co? -siadam prościej -Chcę z wami iść.
Harry wypuszcza powietrze z frustracją.
-Blair, nie możesz iść.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-To jest całkiem gówniany powód.-mówię
-Blair...to nie jest dobre miejsce dla ciebie.-ostrzega mnie Harry
-Byłam tam już. -przypominam
-I wybiegłaś zdenerwowana. Nie pamiętasz ?
-Harry, jestem dorosła i mogę o siebie zadbać.
-Nie, nie możesz.Nie w ten sposób w jaki myśli.sz i ty to wiesz.
-Przecież ty tam będziesz.
-Jestem przyzwyczajony do tych osób. Ty nie. -mówi Harry
-Moja mama nie żyje, a ojciec jest dupkiem.Myślę, że dam radę.
Harry wydaje się zszokowany na takie wspomnienie mojej rodziny, ale wie ,że nie może się teraz ze mną kłócić, bo mam rację.
-Dobrze -mówi
Wzywa kelnerkę i płacimy rachunek.
Harry odwozi mnie do domu w ciszy.
-Jesteś zły?
-A czy wyglądam na takiego według ciebie? -pyta spokojnie
-Trochę tak.
-No cóż jestem tak jakby cholernie wkurzony.
-Czemu nie chcesz, abym z tobą poszła?
Harry ściska mocniej kierownicę.
-Nie chcę ,abyś stała się taka jak ja, okej?
Patrzę w jego stronę.
-Co masz na myśli?
-Nie chcę cię widzieć pijaną i z tatuażami.To nie jest dobre...dla ciebie.Czuję ,że im więcej przebywasz w moim towarzystwie i moimi przyjaciółmi, sądzę ,że prędzej, czy później staniesz się taka jak my, a ja tego nie chcę.Zadowolona? -mówi nie patrzą na mnie
Zadzieram lekko głowę,aby spojrzeć na chłopaka.
-Harry, ja nie zamierzam mieć tatuaży i tego wszystkiego....nie będę się dla nikogo zmieniać.Zwłaszcza dla ciebie.-mówię
Uśmiecham się lekko.
-Kiedy zobaczyłem cię na ostatnim przyjęciu...piłaś. Myślałem,że nigdy nie nadejdzie ten dzień i wtedy zdałem sobie sprawę,że nie chcę aby tak się stało.
Patrzy przed siebie trzymając mocno ręce na kierownicy.
-Harry, czy ci się to podoba, czy nie tu i tam się napiję. Ale nie zamierzam farbować włosów i zacząć ubierać się jak dziwka.Obiecuję- mówię i się uśmiecham
Harry wjeżdża na podjazd przy moim domu i wypuszcza głośno powietrze.
-W porządku -mówi -Będę po ciebie o siódmej trzydzieści.Zero sukienek powyżej kolan i absolutnie żadnego dekoltu.
-Tylko,że ja miałam zamiar zadzwonić do Penny i poprosić ją o jedną z jej obcisłych sukienek, ciasnych jak rury kanalizacyjne....
-Blair Price, przysięgam,że....
-Żartuję Harry, wyluzuj -mówię
Opieram się o pulpit sterowniczy w samochodzie i przyciskam swoje usta do warg Harry'ego składając mu krótki pocałunek.
-Do zobaczenie później. -mówię
Wysiadam z samochodu i idę ścieżką prowadzącą do domu, zamykając chwilę potem drzwi wejściowe.

                                                    *****

czytasz = komentujesz <3

Chapter 24

Praktycznie wyskakuję z samochodu Harry'ego kiedy dojeżdżamy na miejsce. Tak szybko jak siadamy w niebieskiej kabinie w IHOP dostajemy menu.
-Boże, nie wiem co wziąć -mówię przeglądając menu -Naleśniki, czy gofry? Bekon, czy kiełbaski? Jajecznicę, czy jajka na miękko?
Harry patrzy się na mnie.
-Kiedy ostatni raz byłaś w IHOP?
-Około trzech lat temu.Daj mi spokój,dobra?
Kelnerka przychodzi do naszego stolika i ostrożnie patrzy na tatuaże Harry'ego. W końcu pyta się o nasze zamówienie.Nadal wpatruję się w menu.
-Ja nie...-zaczynam
-Weź naleśniki -mówi Harry
-Ale ich gofry....
-Blair, restauracja nazywa się International House of Pancakes. Jeśli nazywała bu się International House of Waffles to wyszłoby IHOW, a to nie brzmi tak dobrze jak IHOP więc weź te cholerne naleśniki. -Harry uśmiecha się do mnie głupawo
-Dobrze -mówię -Wezmę naleśniki. -mówię do kelnerki, która pisze coś w notatniku, następnie patrzy na Harry'ego.
-A ty? -pyta ospale
-Wezmę kawę -mówi i oddaje kelnerce menu -Proszę z cukrem i śmietanką.
-Bzdura -mówię -On też weźmie naleśniki. -mówię kelnerce
Ona bazgroli coś na warstwie papieru i patrzy na chłopaka.
-W porządku -mówi
-Za chwilę podam wasze jedzenie -mówi monotonnie kobieta i odchodzi
-Ja po prostu chciałem się tylko napić kawy. -mówi
Drwię z  Harry'ego.
-Jesteśmy w IHOP, Harry International House Of Panakes. Jeśli bylibyśmy w International House Of Coffee to wyszłoby IHOC ,a to nie brzmi tak dobrze jak IHOP. -unoszę na niego brwi uśmiechając się
Harry przewraca na mnie oczami.
Nie pozwalaj sobie -mówi Harry z przekąsem
-Ale jesteśmy w IHOP, International House Of Pancakes -nadal go drażnię,a on się uśmiecha
-Nie każ mi cię zabierać do Waffle House -grozi mi -Pamiętasz co tam się stało?
Otwieram szeroko oczy.
-Nie mów o tym nigdy więcej.
-Znalazłaś robaka w syropie -Harry mówi ,rozszerzając oczy ze śmiechu -Duży, gruby....
-Harry, zamknij się! -prawię płaczę na to wspomnienie, zatykam rękoma uszy -Zamknij się, zamknij się!
Harry się śmieje ,a jego oczy tańczą. -Sama się prosiłaś.
-Hej Blair, misiaczku -słyszę
Patrzę w górę i widzę Shawna i jego dwójkę dzieci podchodzących do naszego stolika.Patrzą na mnie gorączkowo.
-Cholera -mówię pod nosem i zmuszam się do uśmiechu
-Dzieci, pamiętacie Blair? -pyta Shawn
-Tato,widzieliśmy się z nią poprzedniego wieczoru. -mówi Katie -Oczywiście,że ją pamiętamy.
Harry prycha ,a ja kopię go w goleń pod stołem.
-Za co to? -syczy przez zaciśnięte zęby
Mierzę go spojrzeniem.
-Więc, jak się masz? -pyta Shawn -Co sprowadza cię do uroczego IHOP?
-Cóż, nie mogliśmy pójść do Waffle House. -odpowiada za mnie Harry i się uśmiecha
-Harry! -syczę
-Dlaczego, co złego jest w Waffle House? -pyta Bryce
Harry otwiera usta, aby im powiedzieć ,ale wciskam się przed niego.
-Nic, po prostu chcieliśmy naleśniki.Czyż nie, Harry?
Chłopak przygryza wargę starając się nie roześmiać ,a jak kopię go raz jeszcze pod stolikiem.
-O kurwa. -mówi z bólu
Kopię go ponownie i chłopak się poprawia.
-Kurwa...znaczy kura. Widzieliśmy kury w parku któregoś dnia.
Shawn patrzy na Harry'ego z zaciekawieniem.
-Masz świetnego chłopaka -mówi mój szef
-Oh, on nie jest moim.....-zaczynam
-Tak, wiem jestem prawdziwym zwycięzcą -uśmiecha się Harry
Moja szczęka opada w dół, a dzieci chichoczą.
-Okej, cóż my już będziemy się zbierać. Do zobaczenia jutro, Blair- mówi Shawn
Żegnam się z szefem i jego dzieci i daję Harry'emu jeszcze jeden kopniak pod stołem.
-Jezu Chryste, przestaniesz z tym kopaniem? Kurwa!
-Nie miałeś na myśli kury? -pytam i się śmieję
Harry też się uśmiecha.
-Zamknij się. -ostrzega
Nadal się śmieję kiedy kelnerka przynosi nasze jedzenie.Harry otwiera zębami papierową paczuszkę cukru, a orientując się, że na niego patrzę wściekle się rumienię.Szybko patrzę na mój stos naleśników.

                                                      *****

czytasz = komentujesz <3

czwartek, 10 lipca 2014

Chapter 23

-Blair? -słyszę jak Harry mnie pyta
Jego głos jest spokojny.
-Poszła, możesz już wyjść.
Odblokowuję zamek w drzwiach łazienki wpadając od razu w ramiona Harry'ego.Przytulam się do niego mocno jak on głaszcze moje włosy.
-Przepraszam,że musiałaś tego słuchać -mówi w moje włosy
Odpycham się od niego.
-Harry,ty.... powiedziałeś, że nie chcesz jej zrobić czegoś po czym mógłbyś trafić do więzienia -patrzę w jego oczy -Proszę, powiedz,że nigdy nie uderzyłbyś kobiety.
Harry potrząsa głową.
-Nie -mówi -To była pusta groźba.
Kiwam głową.
-To dobrze -uśmiecham się do niego -Idę wziąć prysznic.
Harry kiwa głową.
-Dobrze, proszę bardzo.
Kiedy nie rusza się z miejsca wywracam na niego oczami.
-Wynoś się -mówię
-Daj spokój, Blair.
-Harry -ostrzegam -Bo zdradzę ci co wydarzyło się w trzeciej części 'Igrzysk Śmierci' jeśli nie wyjdziesz.
-Oh,czy ty mi grozisz? -uśmiecha się
-Dobra, to powiem ci, że Prim....
-Dobra, dobra, w porządku, tylko...nic mi nie mów. -Harry przykłada dłoń do moich ust ,aby mnie uciszyć
Śmieję się.Popycham go i zamykam drzwi do łazienki zaraz jak wychodzi.Biorę szybki prysznic.Wyciągam moje tabletki z torebki i czytam sto razy receptę.Jestem szczęśliwa...pigułki działają.Jestem dorosła i potrafię podejmować własne decyzje.Może nie potrzebuje lekarstw.Tak długo jak jestem z Harrym jestem szczęśliwa.Odstawiam buteleczkę na ladę.Wymyłam się szybko i jestem całkowicie zdegustowana tym w jakim stanie znajduje się prysznic.Ubieram się w moje ubrania i robię z włosów warkocz.Prześwietlam wzrokiem łazienkę w poszukiwaniu środków czystości.Nic nie znajduję więc wychodzę z łazienki.Idę do kuchni gdzie zastaję Harry'ego opartego o kuchenny blat. Kiedy mnie zauważa zamyka książkę.
-Gdzie trzymasz środki czystości? -pytam uprzejmie
-Po co ci one? -chłopak marszczy brwi
-Twoja łazienka wygląda jak gówno,w którym mieszka Szatan.
Harry przewraca oczami
-I?
-Tak długo jak tu jestem, wyczyszczę ci ten cholerny prysznic. -krzyżuję ręce na piersi
Harry wzdycha i sięga do szafki pod zlewem wyciągając pojemnik detergentów.Wręcza mi go z uśmieszkiem.
-Świetnie- mówię odwracając się na pięcie i skacząc po schodach
Harry idzie za mną do łazienki i patrzy jak zabieram się do czyszczenia przygryzając wargę w skupieniu.Opieram się o obrzydliwą wannę i i wsypuję żrący proszek do odpływu brodzika.Włączam wodę i biorę narzędzi do usunięcia zanieczyszczeń z drenażu.
-Kiedy ostatni raz czyściłeś ten prysznic? -pytam marszcząc nos kiedy powoli zaczynam opróżniać odpływ
Harry patrzy na mnie tępo.
-Myślałaś,że go kiedyś czyściłem?
-Tak, dupek!
Harry podnosi ręce do góry w geście poddania.
-Przepraszam, przepraszam -mówi z głupim uśmieszkiem na twarzy
Wyciągam zanieczyszczenia z drenażu i prawie krzyczę.
-Jezu Chryste, to dziecko?
Ogromna kępa włosów spoczywa na narzędziu.Nawet Harry marszczy nos jak wyrzucam to do kosza.
-Jak można tak żyć? -pytam Harry'ego kiedy z odpływu wyjmuję jeszcze więcej włosów.
Harry otwiera usta aby coś powiedzieć ,a le ostatecznie wzrusza ramionami.
-Nie wiedziałem, że tam było tyle...śmieci.
Staram się nie zwymiotować jak ponawiam poprzednią czynność i czyszczę prysznic.W  końcu wstaję i myję ręce w umywalce.Harry opiera się o framugę drzwi od łazienki, któe zlewają się z jego biały t-shirt'em.
-Musisz naprawdę postarać się być mniej niechlujny. -mówię uśmiechając się -Można się zmęczyć i wzmocnić mięśnie w rękach. -mówię zachęcająco
-Przykro mi ,że nie mam takiego nawyku jak ty. -mówi przewracając oczami
-Chodź tu i powiedź,czy łazienka nie wygląda teraz czyściej. -mówię
Podnoszę brwi ,a Harry uśmiecha się i podchodzi do mnie rozglądając się po łazience.
-Nie jest źle -mówi
-Oh, proszę -mówię -Jest bosko.
Harry wzrusza ramionami.Uśmiech nadal widnieje na jego twarzy.Zabieram moje rzeczy z sypialni i schodzę z Harrym na dół.Nagle mój telefon dzwoni.Jęczę gdy widzę kto wyświetla się na ekranie.Dzwoni mój ojcic.Harry patrzy na mnie kiedy przykładam komórkę do ucha.Otwieram lodówkę i szukam czegoś apetycznego do zjedzenia na śniadanie.
-Halo?
-Blair, wszystko w porządku? Próbowałem się do ciebie dodzwonić całą noc!
Odsuwam telefon od ucha i to wystarczy,aby zobaczyć dwadzieścia nieodebranych połączeń od mojego ojca i Jay.
-Jestem u Harry'ego.
-Twój samochód został odholowany na podjazd dzisiaj rano.
-Zabrakło mi paliwa gdy byłam na autostradzie.
Ojciec wzdycha.
-Dobrze, dobrze cieszę się ,że z tobą wszystko w porządku.
Rozłączam się i rzucam telefon na ladę.Nie mam ochoty na rozmowę teraz z moim ojcem.
-Poważnie, nie masz nic dobrego do jedzenia? -pytam Harry'ego
Wzrusza ramionami.
-Nie jadam rano śniadań.
Patrzę na niego z przerażeniem.
-Jak można ich nie jeść? Nie jesteś potem przez cały godny?
-Jem obiad -mówi Harry -W każdym razie jeśli jesteś naprawdę głodna to możemy gdzieś iść.Wiesz IHOP* lub coś w tym stylu.
Uśmiecham się.
-IHOP!
Harry odwzajemnia uśmiech i chwyta kluczyki do auta.
-Wezmę tą odpowiedź za tak.

IHOP*-(International House Of Pancakes) restauracje specjalizująca się w śniadaniach, przeważnie naleśnikach

                                                        *****

czytasz = komentujesz <3

wtorek, 8 lipca 2014

Chapter 22

-Hej- mówi mi głos do ucha -Hej, Blair -szybko rejestruję głos Harry'ego. Szturcha mnie w  policzek. -Blair....
-Co! -warczę
-Jezu! Również dzień dobry -burczy, a ja otwieram oczy
On unosi ręce i patrzy na mnie.
-Jak długo jesteś na nogach? -pytam
-Dwie godziny -odpowiada
Spoglądam na zegarek, aby zobaczyć, że jest dziesiąta.
-Co robiłeś przez dwie godziny?-pytam go
-Obserwowałem cię.
-To przerażające. -mówię
-No to co?
Odpycham Harry'ego tak abym mogła usiąść.Przeczesuję ręką moje ciemne włosy i ziewam zakrywając usta ręką.Harry ponownie szturcha mnie w policzek, a ja odpycham moją rękę.Harry się śmieje i próbuje znowu mnie szturchnąć,ale ty razem ja uderzam go pierś.
-Ktoś jest rano w złym humorze.-mówi i zaczyna mnie łaskotać się do mnie przybliżać.
Moje oczy się rozszerzają kiedy Harry zaczyna mnie łaskotać.Zwijam się w kłębek,a on stoi nade mną ściskając mnie po bokach.Śmieję się głośno i krzyczę jakbym została zaatakowana.
-Harry! Stop! -piszczę
-Nigdy! -mówi i kontynuuje łaskotanie
-Harry! -śmieję się głośno
Staram się walczyć, ale moje wysiłki idą na marne.
-Powiedz wujku.
-Ile my mamy, pięć lat? -śmieję się
-Powiedz!
-Okej!Okej!Wujku! -krzyczę oddychając ciężko jak mnie puszcza
Moje ciało rozluźnia się ze napiętej pozycji.Harry unosi się nade mną.Nagle jego oczy ciemnieją i zdaję sobie sprawę dlaczego.Mam na sobie tylko jego koszulę, która odktywa teraz część mojej bielizny.
-Harry....-zaczynam, ale chłopak przykłada wargi do moich ust
Gryzie lekko moją dolną wargę, kiedy pogłębiam pocałunek.Owijam nogi w okół jego pasa, a on jęczy mi w usta.Przewraca się na plecy więc teraz ja na nim leżę.Szukam wzrokiem jego oczu kiedy odpycham loki z jego twarzy.On ciągnie mnie w dół, by kontynuować pocałunek ,ale nagle słyszymy trzask otwieranych i zamkniętych drzwi wejściowych do domu.
-Harry! -słyszę nosowy głos Jane
-Cholera -Harry burczy pod nosem
-Idź i zaczekaj w łazience.Jak ona cię tu zobaczy to się wkurwi.
Szybko schodzę z łóżka i zamykam drzwi do łazienki tak cicho jak tylko mogę.Przekręcam blokadę w zamku.Na szczęście w łazience jest okno więc nie jest zupełnie ciemno.Dlaczego Harry martwi się o nią,że wpadnie w szał?Dlaczego tak mu się spieszyło, aby mnie ukryć?Moje przemyślenia przerywa głos.
-Harry -znowu słyszę wezwanie -Widziałam samochód na podjeździe ,wiem, że tu jesteś -mówi
Słyszę jak drzwi do sypialni się otwierają ,a moje serce zaczyna walić.Nigdy nie widziałam Jane kiedy się mocno wkurza i nie chcę.
-O tu jesteś -mówi
Prawie mogę wyczuć głupi uśmieszek na jej twarzy.
-Czego chcesz Jane? -warczy Harry
-Spokojnie!Chciałam ci zrobić tylko poranną niespodziankę.To wszystko.-mruczy
Słyszę skrzypienie sprężyn na łóżku i od razu robi mi się nie dobrze.
-Wyjdź! -mówi Harry -Miałem miły poranek.
-Gdzie ty byłeś, Harry?Stęskniliśmy się za tobą.Ja się za tobą stęskniłam.Tęskniłeś za mną? -Harry nie odpowiada -Czy byłeś z tą wkurzającą dziewczyną? Blair? -pyta Jane podnosząc głos
-Wynoś się stąd -mówi chłodnym głosem
-Co ta suka ma czego ja nie mam?
-Nie nazywaj jej tak!
-Ona nigdy się z tobą nie prześpi, Harry i ty to wiesz.Ja mogę ci dać czego potrzebujesz,ale z jakiegoś powodu ty nadal chcesz tą małoletnią dziewczynę.
-Zamknij się kurwa,Jane! Nie każ mi robić czegoś czego będę potem żałował. -ostrzega
-Założę się, że ona nie zna nawet połowy tego gówna, które ja znam! Ona jest pieprzoną dziewicą! -krzyczy Jane
-Wypierdalaj z moje domu ,albo obiecuję na Boga ,że wezwę po ciebie policję.Przy okazji ile zbrodni już ci się nazbierało? -jego głos ocieka jadem
-Nie zrobisz tego -warczy
-Daj mi zapasowy klucz i zabieraj swój tyłek z mojego domu! -warczy -Zanim zrobię coś za co i mnie mogliby aresztować.
Zasłaniam ręką usta w szoku.Nie uderzyłby jej,prawda?
-Jesteś dupkiem Harry! Idź do piekła!
-Skoro ty tu jesteś to już jestem w piekle! -krzyczy
Słyszę głośne trzaśnięcie drzwi do sypialni.Moje oczy wypełniają łzy jak słyszę trzask zamykanych drzwi wejściowych.Chwilowe milczenie przerywa ciche pukanie do drzwi od łazienki.

                                                  *****

czytasz = komentujesz <3


poniedziałek, 7 lipca 2014

Chapter 21

-Shawn, jesteśmy -krzyczę
Liam uśmiecha się i patrzy na mnie lekko zorientowany gdy widzi Harry'ego.Shawn wychodzi z biura i uśmiecha się do dzieci.
-Hej, dzieciaki.
-Cześć -mówią jednym głosem jak mężczyzna je przytula
-Blair, wielkie dzięki.Możesz wziąć sobie wolne do końca dnia.-mówi mój szef
Uśmiecham się i żegnam z Liam'em i z dzieciakami.Wracam z Harrym do samochodu.Wzdycham.
-Widzisz, nie było tak źle. -mówię do przyjaciela -Poza twoimi głupimi żartami o narkotykach.
-Powinnaś widzieć swoją minę.-mówi -Cały czas miałaś szeroko otwarte oczy.
On rozszerza własne oczy przedrzeźniając mnie.
-Jesteś takim idiotą. -mówię mu
Przewracam oczami. Harry wkłada swój kluczyk do stacyjki.
-O cholera! Skończyło mi się paliwo!
-Żartujesz! -krzyczę
-Tak -jego oczy tańczą z rozbawienia -Nie jestem tobą. -mówi i śmieje się jeszcze bardziej
-Ty mały gnojku -mówię uderzając go w ramię
-Totalnie mi uwierzyłaś.Jasna cholera, to najśmieszniejsza rzecz jaką widziałem przez cały dzień!
-Po prostu jedźmy już -mówię krzyżując ręce na piersi,ale nie mogę ukryć uśmiechu na mojej twarzy
Harry wyjeżdża z parkingu nadal się śmiejąc.
-O mój Boże, brzuch mnie boli ze śmiania się z ciebie.
-Zamknij się -mówię
-Ale musisz przyznać że to było cholernie zabawne.
-Oh, proszę...
-No dalej, Blair, misiaczku.-mówi
Cholera,oczywiście musiał użyć przezwiska.
-Gdzie twoje poczucie humoru? -kontynuuje -Masz okres, czy coś? -unosi brwi
Odwracam się do niego gwałtownie.
-Harry! -krzyczę poirytowana
-W porządku jeśli masz. Przecież byłem z tobą kiedy dostałaś go po raz pierwszy.-gryzie wargę aby znowu się nie roześmiać
-Obiecałeś ,że już nigdy o tym nie wspomniesz! -krzyczę rumieniąc się wściekle
-Przepraszam, przepraszam...ty....po prostu ty myślałaś, że się czymś skaleczyłaś -prycha i znowu zaczyna się głośno śmiać -Bo była tam krew, znaczy...okej, skończyłem...
-O Jezu! -kładę ręce w dłonie
-Tak właściwie to słyszałem żart o okresie. -mówi Harry zwracając się do mnie
-Nie chcę tego słuchać!
-Dobra co mówi tampon do tamponu?
-Nie słucham....
-Nic ,bo zatykały zdzirę. -on znów wybucha śmiechem
Od długiego czasu nie widziałam Harry'ego tak dużo się śmiejącego.Nic nie poradzę na to,ale myślę, że to w takim Harrym się zakochałam.
-Myślę,że zrozumiałaś ,ponieważ...
-Zrozumiałam, zrozumiałam! -krzyczę i przykładam swoją rękę do jego ust
Harry wjeżdża na podjazd.Jego oczy są jasne i pięknie zielone jak powoli zdejmuje moją rękę z jego ust.Rumienię się.
-Dzięki za podwiezienie...
Mówię wychodząc z auta ,ale nagle orientuję się, że nie stoimy pod moim domem tylko Harry'ego.
-Dlaczego tu jesteśmy? -pytam
-Pomyślałem,że może chcesz odpocząć od rodziny.
Chłopak wzrusza ramionami i wchodzi do domu.
-Chcę żebyś zabrał mnie do domu. -mówię stanowczo wchodząc za nim do środka
-Dlaczego? -odwraca się,a jego oczy są lekko zmartwione
-Po prostu...kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy...-patrzę w bok
-Powiedziałaś ,żebym wyszedł.
-Mówiłeś jak nie odpowiedni jesteś dla mnie Nie chcę cały czas kłócić się o to w kółko i w kółko.
-Cóż to jest to co właśnie robimy, tak? Cały czas te same kłótnie.Kurwa, cała nasz przyjaźń jest oparta na tym samym powodzie kłótni. -mówi
-Harry...
-I tak w kółko, ty i ja.Wkurzasz mnie ,a potem ja czuję się okropnie więc cię odnajduję ,a potem walczymy jeszcze raz! -podnosi głos
-Harry.
-Szczerze mam tego dość, Blair!
-Harry!-uciszam go -Zostanę.
-Naprawdę? -jego oczy się rozszerzają
Kiwam głową.
-Jeśli to dla ciebie tyle znaczy. -mowię
-Zna...znaczy-przyznaje -Nie byłem w stanie spać ostatnio.
-Dlaczego? -pytam
-Myślę,że to bezsenność.I myślę, że ty jesteś jej powodem. -mówi
Moje serce trzepocze kiedy chłopak robi krok w moją stronę.Delikatnie zakłada mi niesforne kosmyki za ucho.
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Blair. Naprawdę do szaleństwa.
-Dla przypomnienia to ja dzisiaj przez przypadek do ciebie zadzwoniłam.Nie stałoby się tak gdyby...
Harry ucisza mnie przykładając swoje usta do moich i pchając mnie na ścianę w kuchni.Jego język szybko odnajduje mój i czuję,że gdybym nie była oparta o ścianę roztopiłabym się. Harry w końcu się odsuwa pozwalając złapać mi oddech.
-Czy zrobić ci coś do jedzenia? -pyta
-Nie,w porządku. odpowiadam
-Okej -odwraca się ,a ja zauważam jak chwyta książkę z kuchennego blatu. To 'W Pierścieniu Ognia' druga część 'Igrzysk Śmierci'.
-Harry- mówię,a chłopak odwraca się do mnie -Od kiedy czytasz?
On rumieni się i patrzy na książkę w ręku.
-Nie mogę spać,a pamiętam jak zawsze mówiłaś,że czytanie pomaga ci zasnąć.....więc czytam przed zaśnięciem.
-Naprawdę? -uśmiecham się z niedowierzaniem
Kiwa głową.
-No dalej,wyśmiej mnie.
-Nie -mówię przechodząc przez pomieszczenie i zostawiając na jego ustach krótki pocałunek. -Jestem z ciebie dumna. -mówię odsuwając się
On rumieni się ponownie i przewraca na mnie oczami.
-To nie jest taka dobra książka.
-Kłamca - mówię śpiewnie wchodząc po schodach -Jest świetna i ty to wiesz.
-Peeta jest taką cipą -mówi przewracając -Na razie tylko wie jak przywalić pięścią.
Śmieję się.
-Siła fizyczna nie jest jest jedyną rzeczą dzięki, której można wygrać igrzyska, drogi Harry.Musisz mieć jaką broń.
-Oh,gówno prawda. -mówi Harry -A co z Cato? Używał siły fizycznej i prawie wygrał.Punkt dla niego. -uśmiecha się głupawo
-Nie staraj się sprzeczać zemną w kwestii 'Igrzysk Śmierci' ,bo trafisz do grobu. -mówię z przekąsem
-Tak?
-Tak
Obkręcam się i wystawiam Harry'emu język jak robiłam to kiedy byłam mała.Harry chwyta moje ręce.Cofam się dopóki natykam się na drzwi do sypialni.On opiera dłonie na mojej talii,a ja zakładam mu ręce na szyję.
-Może jestem jak Cato? -mówi -Wzbudzający strach i silny. -opiera swoje czoło o moje -Niszcząc wszystko co stanie mi na drodze.
Przesuwa kciukiem po moim policzku.
-Może jesteś Rue.Mała i bystra, która każdemu pomaga. -kontynuuje
Harry całuje mój nos, potem powoli kąciki moich ust.
-Może jesteś jak Peeta. -mówię -Który kocha dziewczynę przez całe swoje życie,ale boi się jej powiedzieć.-uśmiecham się
Harry się śmieje zanim delikatnie całuje moje usta.
-Jeśli jestem jak Peeta to ty jesteś Katniss.-mówi całując miejsce przy moim uchu -Dziewczyna ,która nie wie jaki wpływ ma na mnie.
On bierze moją twarz w dłonie i całuje mnie.Harry wplata palce w moje włosy by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej.Harry jest jedyną osobą ,którą chcę kiedykolwiek całować.Jedyną osobą, którą chce aby mnie trzymała w ramionach i jedyną osobą, którą chcę kochać.Kocham go.Wyrywam się z uścisku Harry'ego aby ziewnąć.Nie zdawałam sobie sprawy jak jestem zmęczona aż do teraz.
-Chodźmy do łóżka -mówi ciągnąc mnie do swojego pokoju.Stoję niezdarnie jak on przekopuje szufladę aby znaleźć dla mnie jakąś bluzkę.Wręcz mi jeden z wielu jego t-shirt'ów.Wkładam ją pod pachę jak zdejmuję moje buty i ustawiam je starannie przed drzwiami.
-Idę się przebrać -mówię kierując się do łazienki
-Zawsze się możesz przebrać tutaj. -mówi figlarnie
Moje policzki rozgrzały się do czerwoności.
-Daj spokój, braliśmy wspólne kąpiele jako małe dzieci! Myślę,że cię już widziałem.
-Zamknij się! -odszczekuję zamykając drzwi do łazienki.Układam moje ubrania starannie na łazienkowym blacie i wkładam koszulkę Harry'ego.Wracam do pokoju i zastaję go leżącego na łóżku i czytającego książkę.Uśmiecham się patrząc na niego przez kilka chwil.
-Dlaczego kurwa w refrenie cały czas powtarza się 'tick tock' i kim kurwa jest ta Kesha ? -pyta
Śmieję się i podchodzę do niego.Wspinam się pod kołdrę i przysuwam bliżej chłopaka bym mogła czytać mu przez ramię.Odwraca się i całuje mnie w czoło.Po tym jak zamyka książkę patrzy na mnie przez moment i gasi światło.Przewracam się w przeciwną stronę łóżka i zamykam oczy.Kilka minut później czuję jak Harry owija w okół mnie swoje ręce i przyciąga mnie do siebie tak ,że moje plecy dotykają jego klatki piersiowej.
-Kocham cię -mówi mi do ucha -Słodkich snów
Jedyne co pamiętam to ,że zasnęłam uśmiechnięta.

                                                   *****

czytasz = komentujesz <3


niedziela, 6 lipca 2014

Chapter 20

-Okej...lot numer 488 -mówię skanując wzrokiem ekrany na ścianach obwieszczających przyloty
-Przylatuje z....-spoglądam na wydruk -Liverpool
-Tam -wskazuje Harry na taśmę odbioru bagaży numer cztery
-Świetnie -mówię i idę w jego kierunku -Widzisz ich gdzieś? -pytam Harry'ego
-Skąd mam to wiedzieć?
-Jezu, czego dosypałeś sobie do płatków na śniadanie? -pytam go unosząc brwi
Harry próbuje ukryć uśmiech.
-Cześć, ty musisz być Blair
Obracam się i widzę kobietę w wieku Shawn'a z jasnymi, blond włosami i z za mocną warstwą czerwonej szminki na ustach.Uśmiecha się do mnie.
-Dzieci- mówi kobieta i odwraca się lewą stronę.
Spoglądam tam i widzę chłopca w wieku około trzynastu lat i dziewczynę w wieku piętnastu.Obydwoje wyglądają na znudzonych.Są starsi niż myślałam.
-To jest Katie i Bryce.-mówi kobieta
-Cześć- mówię -To jest...uh..Harry. -patrzę na niego ,a on się uśmiecha
Prawie prycham na jego fałszywy uśmiech.
-Cóż miło było poznać ,ale muszę już iść. -mówi kobieta -Powiedz Shawn'owi cześć ode mnie.
Żwawo się obraza i znika w tłumie ludzi pozostawiając nas czterech.
-Okej...cóż samochód jest z tej strony -mówię, obracając się w stronę, o której mówię
-Obojętnie -mówi Katie
Marszczę brwi ,a Harry się głupio uśmiecha.Śledzą nas w ciszy wpatrując się w swoje telefony.Harry nie przestaje się uśmiechać gdy wpuszcza wszystkich do samochodu i go odpala.
-Jeśli znajdziecie tam jakąś marihuanę to się nie krępujcie jak chcecie -mówi do dzieci
-Serio? -pyta Bryce,a jego oczy robią się szerokie jak spodki
-Nie -mówię uderzając Harry'ego w ramię -Nie ma marihuany,Jezu ,Harry!
-Żartowałem -mówi
Przewracam oczami.
-Chodzicie ze sobą? -pyta Katie
Harry się uśmiecha ,a ja prycham.
-Nie. -mówię -Nie chodzimy.
-Chciałaby -mówi Harry
-Harry! -karcę go
-Co? Ja tylko żartowałem! -broni się
Od kiedy on tak dużo żartuje?
-Cóż, zamknij się.
Harry śmieje się i kręci się w fotelu.
-Więc, byliście już kiedyś w Londynie? -pytam dzieci
-Tak -mówi Katie -Nic specjalnego.
-Nie podoba ci się?
-Szczerze, po prostu nie lubimy naszego taty. -mówi Bryce -On jest...dziwny.
-Tak, cóż pracuję dla niego.
-Do bani -mówi Bryce
Harry śmieje się i uderzam go znowu.
-Jesteś na prochach? -pytam go
-Mówiłem, że z tyłu jest marihuana....
-Słodki Jezu -wyrzucam ręcę w górę
Dzieci i Harry się śmieją.
-Dlaczego masz tyle tatuaży? -pyta Harry'ego Katie
-Ponieważ pracuje w studiu tatuażu.-mówię uśmiechając się
-I to jest najwyraźniej świetne ponieważ można 'tworzyć sztukę' -cytuję Harry'ego
Chłopak potrząsa głową.
-Bo to JEST sztuka -akcentuje
Tym razem to ja się śmieję.
-Oczywiście,że tak! Słyszeliście to? sztuka! -wszyscy się śmiejemy ,a Harry pokazuje mi środkowego palca
-To nie przyzwoite Haroldzie -karcę go
Odrywa obydwie ręce od kierownicy na ułamek sekundy i pokazuje mi środkowe palce w obydwu dłoniach.
-Patrz na drogę! Patrz na drogę! -krzyczę i się śmieję
W jego policzkach ukazują się dołeczki.
-Zachowujecie się jak para. -mówi Katie
-To dlatego, że ona codziennie,cholernie mnie irytuje przez pieprzone piętnaście lat mojego życia. -uśmiecha się Harry
Cmokam na niego.
-Język -mówię
Harry wskazuje palcem na budynek mijany przez nas samochodem.
-Hej, dzieciaki to jest świetny bar. Ktoś chce się napić? A może trochę kokainy? Ktoś....ktokolwiek?- pyta Harry
Widzę w lusterku jak jego uśmiech się poszerza.
-Harry Edwardzie Styles! -krzyczę ,a pozostała trójka się śmieje
Wreszcie dojeżdżamy na parking przed księgarnią.Dzieci podskakują śledząc Harry'ego ,a ja idę za mini.Popycham Harry'ego figlarnie i przewracam oczami na niego jak otwiera mi drzwi.

                                                  *****

czytasz = komentujesz <3

sobota, 5 lipca 2014

Chapter 19

-Cześć -pozdrawiam Liama jak wchodzę do księgarni
Kładę swoje rzeczy za ladą.
-Hej, Blair -odpowiada uśmiechając się -Co u ciebie?
On jest taki miły, aż chce mi się płakać.
-Właściwie w porządku -mówię -A u ciebie?
Wzrusza ramionami.
-Dobrze, tak jak zawsze. -odpowiada
-Zajęty dzisiaj? -pytam
-Nie specjalnie.Kilka osób tu i tam.
-Ugh -jęczę -Pracujesz ponownie na wieczornej zmianie? -pytam go
-Niestety...
-Blair, misiaczku -krzyczy Shawn z tyłu sklepu
Toczę na niego oczy na jego pseudonim jaki sobie dla mnie upodobał i idę zobaczyć o co mu chodzi.
-Tak? -pytam zaglądając do jego biura
-Jest sprawa -mówi Shawn -Moja była żona przylatuje dzisiaj z dziećmi.
-Okeej...-nie wiem do czego zmierza
-Nie chcę widzieć tej suki.Nigdy.Więc byłoby wspaniale gdybyś odebrała ich z lotniska.
-Co? Dlaczego ty nie możesz? -pytam wzburzona
-Bo moja była żona jest dokuczliwą suką, która na mnie wrzeszczy? -mówi -Proszę. Oto numer lotu i bla, bla, bla -wpycha mi do ręki wydruk
-Shawn...-skomlę
-Proszę, proszę, proszę, proszę. -mówi
-Ugh -jęczę
-Dziękuję dzieciaku. Jesteś najlepsza.-uśmiecha się do mnie przerzucając piłkę typu Rubberband* z ręki do ręki.Patrzę na wydruk ,a potem wychodzę z biura i podchodzę do lady i zabieram moje rzeczy.
-Dokąd idziesz? -pyta Liam
-Odebrać dzieci Shawn'a z lotniska -jęczę przewracając oczami
Liam się śmieje.
-Chciałbym pojechać z tobą, ale ktoś musi tu zostać.
Śmieję się.
-Dzięki -mówię -Lepiej już pójdę...wiedziałeś,że Shawn ma dzieci?
-Nigdy bym się nie domyślił -mówi Liam potrząsając głową\
-Do zobaczenia później -mówię do niego przed wyjściem ze sklepu
Biorąc wszystko pod uwagę Shawn jest dosyć nietypowym szefem.Jest wyluzowany i niefrasobliwy.Myślę,że wyszłoby mu na lepsze zabierając dzieci z lotniska niż siedzieć z Liam'em w pustej księgarni słuchając Tic Tac Toe* mimo, że Liam to solidna firma.Wyjeżdżam na autostradę i patrzę na wydruk ,który dał mi mój szef. Siódma trzydzieści.Mam jeszcze godzinę zanim ich samolot przyleci.Zwalniam trochę odchylając mój fotel lekko do tyłu.Mam około dziesięciu minut do stacji,gdy mój samochód wydaje dziwny dźwięk.Patrzę na wskaźnik w moim aucie i orientuję się, że skończyło mi się paliwo.
-Cholera -jęczę i wyrzucam ręce w powietrze.
Zjeżdżam ostatnimi resztkami paliwa na pobocze potrząsając głową.Dlaczego nie napełniłam baku samochodu jak byłam w mieście? Wyciągam telefon i dzwonię do Liama.
-Nie uwierzysz.Skończyło mi się paliwo.
-No co ty! -śmieje się Liam
-To nie jest śmieszne!-mówię -Jestem na autostradzie i robi się ciemno!
-Cóż,chciałbym pomóc ,ale w księgarni zrobił się mały tłok i nie mogę teraz wyjść. A właśnie jakiś klient wyszedł z miną typu 'Muszę już iść, pa' ,bo nie zdążyłem go obsłużyć!
Przewracam oczami i wyłączam się. Wybieram bez zastanowienia, w pośpiechu kolejny numer telefonu.Nie wiem do kogo dzwonię.
-Halo?
O cholera! Otwieram szeroko oczy patrząc na wyświetlacz mojej komórki.Gorączkowo rozglądam się za jakimś rowem ,do którego mogłabym wyrzucić telefon.
-Blair?
Przykładam niepewnie telefon do mojego ucha.Staram się wymyślić pretekst, z którego powodu przypuszczalnie mogłabym dzwonić.Cholera, cholera, cholera.
-Blair, co się kurwa dzieje?
-Oh..uh..nic -odpowiadam -Nic...
-Czy wszystko w porządku?
-Tak, ja, uh wykręciłam niechcąco twój numer.
-Gdzie jesteś? -pyta Harry
-Um....
Gryzę wnętrze mojego policzka.Jeśli mu powiem to przyjedzie po mnie.Jeśli nie to będzie na mnie zły jak dowie się,że jestem sama na środku autostrady.Tak czy inaczej mam przesrane.
-Na autostradzie....w aucie zabrakło benzyny.
-Już jadę. -mówi Harry
Wzdycham i odkładam komórkę.
-Głupa, głupia, głupia -uderzam się ręką w czoło
Harry i ja nie rozmawialiśmy od ostatniej nocy,kiedy się posprzeczaliśmy.Oczywiście wykręciłam jego numer z kilkudziesięciu innych do wyboru.Jestem idiotką.Dziesięć minut później czarny samochód Harry'ego parkuje obok mojego.Chłopak opuszcza szybę w swoim aucie i posyła mi głupi uśmieszek.
-Nic nie mów. -rzucam i usadawiam się na siedzeniu pasażera w jego samochodzie
-Chcesz, żebym na to spojrzał/
-Nie, zadzwonię potem po holownik serwisowy.
Harry zawraca, ale ja go powstrzymuję
-Muszę jechać na lotnisko.
-Dlaczego?
-Muszę odebrać dzieci Shawn'a.
-Chyba sobie kurwa żartujesz.
-Jeśli nie chcesz mnie zawieźć zadzwonię po Louisa...
-Kurwa, nie, po prostu...dzieci..ugh- wzdryga się
-Też nim kiedyś byłeś. -prycham
-To nie znaczy,że muszę je lubić.
Ponownie zawraca i wzdycha przyspieszając w stronę lotniska.Przygryzam wargę.Jak rozpoznam te dzieci?  Czy są podobne do niego? Wybieram numer Shawn'a.
-Skąd będę wiedzieć które to dzieci? -mówię do komórki
-Jest ich dwójka.I powiedziałem tej suce jak wyglądasz.Rozpoznają cię.
-Suce?
-Mojej byłej żonie.
-Okej -wzdycham
-Hej ,dzięki ,że to robisz. Daję ci w piątek wolne.
-Dzięki -mówię stanowczo
-Brzmi optymistycznie misiaczku, Ciao*
Przewracam oczami i rozłączam się.
-Szef? -pyta Harry
-Lepszy niż twój...Oh...chwileczkę.... - uśmiecham się
-Słuchaj, dostałem pracę, okej? -mówi Harry -Kilka tygodni temu.
-Oh...naprawdę, gdzie? -pytam zaciekawiona
-W...studiu tatuażu.
Wybucham śmiechem.
-Oh....świetnie -mówię między napadami śmiechu -Studio tatuażu.Złoto za poczucie humoru.
-Ej...to i tak lepiej niż być małą miss księgarni  -mówi Harry -Przynajmniej tworzę sztukę.
-Tatuaże nazywasz sztuką?Bezcenne. Proszę żartuj sobie dalej. -wycieram łzy z kącików oczu i nabieram powierza
Harry posyła mi uśmiech.
-To jest zabawna praca okej!
-Oh, na pewno. Znaczy co jest nie fajnego we wkładaniu igły w ludzi i ozdabianie ich tuszem ,który można usunąć tylko laserowo?
W policzkach Harry'ego ukazują się dołeczki.
-Projekty są fajne...
-Oczywiście,że tak.Smoki ziejące ogniem i tym podobne.
-Kpij sobie -mówi Harry -Mi się podoba.
Podnoszę ręce w górę w geście kapitulacji, kiedy dojeżdżamy na lotnisko.
-Tylko o to prosiłam przez cały dzień. -mówię śmiejąc się i idąc terminalem
Harry łapie mój nadgarstek i przytwierdza mnie do samochodu uśmiechając się.
-Możesz mnie mieć przez cały dzień -oddycha ,jego twarz jest centymetry od mojej
Przełykam ślinę.
-Spóźnimy się. -mówię i odpycham go aby przejść.Zmierzam w stronę lotniska.Harry podąża za mną jak poruszam się po terminalu do miejsca gdzie mam odebrać rodzinę Shawn'a.

Rubberband*-piłka wykonana z gumek recepturek
Tic Tac Toe*-niemieckie trio żeńskie
Ciao*-zwrot we Włoszech używany na pożegnanie

                                                  *****

czytasz = komentujesz <3





piątek, 4 lipca 2014

Chapter 18

Zasłaniam ręką usta w szoku.

4 lipiec
 Connor'owi i Blair...

Wiem,że to dla obojga z was zaskoczenie.Dla mnie też. Nigdy nie myślałam,że będę na tyle odważna aby to zrobić ,ale przecież jesteś tutaj czytając ten list.
Connor, chcę abyś wiedział,że cię kocham bez względu na wszystko.Byliśmy razem tak długo w naszym życiu i nie tylko jesteś moją miłością ,ale też najlepszym przyjacielem.Wiem,że popełniliśmy wiele błędów i nie będę się teraz nad mini rozwodzić.Wiedz,że wybaczam ci wszystkie popełnione przez ciebie błędy i głupstwa.Kocham cię.
Blair, moja kochana córeczko.Wiem ,że będziesz dorastać bez matki i to mnie boli.Jesteś wystarczająco silna by poradzić sobie beze mnie.Wiedz, że zawszę będę z tobą i dla ciebie w twoim sercu.Masz Harry'ego ,który utrzyma cię przy ziemi, nie waż nawet się w to wątpić.Kochanie,masz wielkie marzenia i chcę abyś je spełniła choćby nie wiem co.Kocham cię bezwarunkowi i zawsze będę będę po twojej stronie. Przykro mi,że to koniec. 
Wy uczyniliście moje życie piękne i kolorowe i nigdy tego nie zapomnę.Jesteście moim światłem, które trzymało mnie na tej planecie dłużej niż planowałam i będę kochać was wiecznie.
Kocham, 
Madeleine.

Trzymam liścik przy mojej piersi szlochając głośno.Ciężko oddycham.Powietrze wydaje się zbyt ciężkie.Przez te wszystkie lata myślałam ,że odeszła bez jakiegokolwiek znaku ,ale w rzeczywistości zostawiła to.Drzwi do mojego pokoju się otwierają i moje oczy zatrzymują się na zielonych tęczówkach Harry'ego. Nie mówię nic tylko trzymam liścik.Harry ostrożnie zabiera go ode mnie siadając obok na łóżku.Patrzę jak jego czoło się marszczy i jak zaciska szczękę. Wygląda na to,że czyta to więcej niż raz.Jego oczy poruszają się coraz szybciej.Otwiera usta ale nic nie mówi.Patrzy na mnie.Przełyka ślinę i potrząca głową ni mogąc nic powiedzieć.
-Ona...ona mu wybaczyła -mówię ledwo słyszalnie -Po tym wszystkim co zrobił....ona mu wybaczyła.
Harry tylko potrząsa głową.
-Jakim cudem my o tym nie wiedzieliśmy? -pyta
-Mój ojciec nie chciał...byliśmy za młodzi. -mówię
Nawet jeśli mój tata był palantem przez te wszystkie lata jest coś co zrobił dobrze.Nie zrozumiałabym tego wszystkiego gdybym otrzymała ten list w wieku siedmiu lat.Cholera i tak nie wszystko rozumiem w wieku dziewiętnastu lat.Siedzimy w milczeniu przez chwilę po prostu czytając jeszcze raz liścik.W końcu wstaję i idę do łazienki aby przemyć twarz próbując zmyć z niej zaschnięte łzy.Oddycham równo odpychając włosy z mojej twarzy.
-Dlaczego przyszedłeś? -pytam Harry'ego ,który wciąż siedzi na łóżku
-Czułem się źle po tym jak się rozłączyłem...wiedziałem,że coś było nie tak. -patrzy w podłogę
-I Louis cię wpuścił?
-Tak...
-Bez walki?
-On...on wiedział,że potrzebujesz kogoś ,aby cię uspokoił.On się bał, Blair.Był bardzo przestraszony.
-Dlaczego miałby się bać? Louis, tych wszystkich ludzi? -szydzę
-Nikt nie widział cię abyś się tak wcześniej zachowywała,Blair. Oprócz mnie.
Wiążę w kucyk bezpańskie włosy nachodzące mi na twarz.Biorę jeszcze kilka głębokich oddechów i napełniam szklankę wodą po chwili wypijając ją jednym haustem.Uspokajam się trochę.
-Co mój ojciec powiedział? W samochodzi? -pytam Harry'ego
To pytanie nie daje mi spokoju.Dlatego też dzwoniłam do niego wcześniej.Chłopak spuszcza wzrok.
-Powiedz mi Harry. -mówię przez zaciśnięte zęby
Odwracam się i wchodzę z powrotem do sypialni.Harry kładzie ręce na kolanach nie podnosząc wzroku.
-Powiedział mi ,że nie powinienem marnować swojego czasu z tobą i że nie jestem dla ciebie dobry....i chyba ma rację.Nie wiem czy jestem. -jego głos jest wyciszony
-Harry....-mówię szeptem
Unika mojego wzroku.
-Pomyśl o tym Blair. Sprawiam ,że płaczesz więcej niż kto ktokolwiek inny.Upijam się cały czas z moimi przyjaciółmi ,których gówno obchodzisz.Nie jestem dla ciebie dobry.
-Nie troszczę się o żadną z tych rzeczy. -mówię stanowczo
-To niema znaczenia czy cię to obchodzi czy nie.Nie chcę aby to wywołało potem niechciane skutki.
Od razu myślę o moich rodzicach.Niechciane skutki...
-Dobrze -mówię
Zwracam się głową w stronę lustra ,które znajduje się na moim kredensie.Widzę za mną Harry'ego siedzącego z szeroko otwartymi oczami.Widocznie jest w szoku ,że się z nim zgodziłam.Chłopak przełyka głośno ślinę.
-Jeśli naprawdę tak myślisz i sprawi to ,że chętnie wyjdziesz, to tak zrób. -mówię krzyżując ręce na piersi odwracając się od lustra.
-Blair...
-Myślę,że powinieneś wyjść...teraz.
-Blair
-Harry -przeciwdziałam
Patrzymy na siebie przez kilka chwil.Oczy Harry'ego intensywnie poszukują moich.Upieram się i nie patrzę na niego.W końcu chłopak wstaje i wychodzi zamykając cicho za sobą drzwi.Padam na łóżko ,a z moich oczu wypływa świeża partia łez.

                                                *****

czytasz = komentujesz <3

czwartek, 3 lipca 2014

Chapter 17

-Blair -mówi Harry łagodnie, niemal błagalnie
Jego palce oplatają mój nadgarstek. Jego dotyk powoduje tysiące iskierek na mojej skórze.Zwracam się do mojego ojca.
-Wiesz, że nigdy nie byłeś moim ojcem.Może i jesteś osobą, która mnie spłodziła, ale nigdy nie będziesz moim tatą.-mówię
Wyrywam rękę z uścisku Harry'ego, odwracam się i wychodzę z kuchni.Wycieram łzy z mojej twarzy wchodząc po schodach.Wchodzę do pokoju zatrzaskują drzwi, łzy znowu opuszczają moje oczy.Lottie patrzy na mnie znad jej telefonu, ale ja to ignoruję.Kładę się na łózko i patrzę tępo w sufit.Drzwi otwierają się,a potem słyszę ich zamknięcie.
-Cześć, Lottie -mówi cicho Harry
-Lepiej pójdę....
-Nie musisz...
-Nie, jest w porządku. -zapewnia dziewczyna i wychodzi
Czuję jak moje łóżko lekko się zapada kiedy Harry siada obok mnie.Chwyta mnie w ramiona. Ukrywam głowę na jego piersi i płaczę dopóki mam łzy w oczach.Przeczesuje delikatnie rękami moje włosy długie włosy uspokajając mnie.Ktoś puka do drzwi.Odsuwam się od Harry'ego pozwalając mu wstać jak mój ojciec otwiera drzwi.Też wstaję i krzyżuję ręce na piersi.Patrzę chłodno na ojca.
-Cześć, Harry -mówi
-Dzień dobry -odpowiada Harry
-Czy mogę porozmawiać z Blair na osobności? -ojciec pyta Harry'ego
Posyłam przyjacielowi spojrzenie nakazujące mnie nie opuszczać, ale Harry je ignoruje i kiwa głową.
-Będę tuż obok. -szepcze do mnie
Przygryzam wargę i kiwam głową.Siadam na łózko i patrzę jak Harry wychodzi z pokoju zamykając za sobą drzwi.Patrzę na nie długo zanim mój ojciec przerywa ciszę.
-Blair...-zaczyna
-Nie.Nie będę z tobą rozmawiać....
-Blair, teraz twoja kolej aby słuchać.- mówi mi
Wzdycham czekając aż będzie kontynuował.Bierze głęboki oddech i odzywa się ponownie.
-Chcę powiedzieć ci całą prawdę. Twoja matka by tego chciała.

Flashback -Connor's POV:

Jestem wkurzony, nie będę kłamać.Kim ona do diabła jest, aby dzwonić do mnie o trzeciej nad ranem? I tak byłem w pubie z przyjaciółmi, ale nie potrzebuję by Madeleine to sprawdzała.Kiedy dochodzę do domu jestem gotowy jej nawymyślać.Ona jest taka uciążliwa i gdy mówię ,że idę na imprezę ona od razu staje się wobec mnie zimna.Kocham ją ,ale do diabła nie musi wtrącać się w moje sprawy.Używam zapasowego klucza by dostać się do jej domu, zatrzaskuję za sobą drzwi wejściowe.Kiedy dochodzę do jej sypialni otwieram drzwi na oścież.Wpadam do pokoju jak burza i widzę jak Madeleine odsuwa się jak najdalej ode mnie.Wzdycham.To pewnie kolejny napad lęku.Dostaje je od kiedy byliśmy mali.Bierze na to leki,ale czasami one nie wystarczają.
-Madeleine! Dlaczego do cholery dzwonisz do mnie o trzeciej nad ranem!? -krzyczę na nią
Jej ciemne włosy opadają jej na twarz, ale jej to nie przeszkadza.Wygląda na chorą. Jej twarz jest biała, a ręce się trzęsą.Przechodzi przeze mnie niepokój.Siada na łóżku opierając się o zagłówek.
-Ja..uh...tęskniłam za tobą? -szepczenerwowo, ściskając mocno poduszkę.
Świetnie.Teraz wmawia mi pieprzone kłamstwa.Czy ona myśli, że jestem głupi?
-Oboje wiemy,że był inny powód dla tego gówna.. -mówię siadając obok niej
Patrzę na nią ,ale ona nie łapie ze mną kontaktu wzrokowego.Po prostu patrzy prosto ściskając białą poduszkę.
-Connor...-zaczyna płakać w poduszkę
Chwytam ja i przyciskam do siebie pozostawiając jej łzy na mojej koszuli.Wdrapujesię na moje kolana obejmując mnie mocno.
-Kochasz mnie,prawda Connor? -pyta nagle
-Madeleine, kocham cię tak bardzo jak własną siostrę. -mówię w jej włosy
Ona prostuje się, mrużąc oczy i popychając mnie.Odskakuje od łózka przeczesując energicznie włosy.
-Kurwa -ona krzyczy i zaczyna chodzić po pokoju -Mówisz cholera to co w tej chwili chcę najbardziej usłyszeć!
-W takim razie co mam powiedzieć Madeleine? Że jestem w tobie zakochany kiedy w rzeczywistości nie jestem? Jezu,Madeleine to ,że spaliśmy ze sobą raz nie oznacza,że będę cię kurwa kochał przez resztę mojego życia. -krzyczę na nią
Wiem,że to przykre,ale ona musiała to usłyszeć
-Cholera -ona mruczy i spuszcza oczy
-Jestem taką idiotką, Connor!
Ona znów zaczyna płakać.Bierze lampkę nocną stojącą na kredensie i rzuca nią o podłogę obok mnie.
-Madeleine!-krzyczę i chwytam ją za nadgarstki zanim zdąża robić coś innego.
-Idź do diabła Connor! -krzyczy i szarpie się w moim uścisku
Nagle spada bezwładnie na podłogę ciągnąc nas oboje.
-Po prostu powiedz mi kurwa o co chodzi?! -krzyczę na nią
-Jestem w ciąży -szepcze Madeleine
To wszystko ma teraz sens.Ktoś został biednym ojcem, bo ma do czynienia z dziewiętnastoletnią dziewczyną w ciąży.Madeleine znowu płacze,a ja nie mogę nic na to poradzić ,że patrzę na jej brzuch.Tam jest dziecko które rośnie i to mnie przeraża.
-Zawiozę cię tam -mówię
Jest to pewnie pierwszy miesiąc więc do się coś jeszcze zrobić
-Zawieziesz, gdzie? -pyta zdezorientowana
-Do kliniki aby przeprowadzić aborcję, chyba po to do mnie dzwoniłaś? Wpadłaś w kłopoty i musisz z nich wyjść. -mówię
Na jej twarzy pojawia się przerażenie.
-To nie dlatego zadzwoniłam Connor.To w ogóle nie o to chodzi! -mówi potrząsając głową
-Madeleine, chodź.Zawiozę cię.Możesz mi opowiedzieć wszystko o tym biednym ojcu.
-Czy ty sobie kurwa teraz żartujesz!? -pyta jadowicie
-O czym ty mówisz? Staram się być dobrym przyjacie...
-To twoje, Connor! -krzyczy
Zachowuję się jakbym tego nie dosłyszał .Stoję i milczę czekając aż ona się odezwie i powie,że to żart.Potem jej słowa uderzają we mnie z podwójną siłą.Będę ojcem.Będę miał dziecko.Zaczynają mną wstrząsać mdłości.
-Madeleine ,nadal możesz się poddać aborcji.Chodźmy i nie będzie już problemu. -mówię pilnie
Nie mogę mieć teraz dziecka.Jestem daleko od bycia ojcem.
-Nie! -krzyczy Madeleine
Robi krok w moją stronę.Jej oczy płoną złością.
-Masz dwie możliwości w tej sytuacji! -krzyczy -Zapominasz, że istnieję i sama zajmę się dzieckiem,albo możesz być cholernym,idealnym ojcem dla tego dziecka.To są twoje dwie alternatywy.Wybierz mądrze.
Patrzę na nią w szoku.Jest moją najlepszą przyjaciółką.Nie mogę wyobrazić sobie mojego życia bez niej.Co się z nami stało?
-Nie mogę po prostu odejść, Madeleine -mówię cicho
-Ależ tak,możesz! Odszedłbyś jeśli byś chciał! -mówi z goryczą wpatrując się w podłogę
Ona daje mi wyjście jak zawsze.Zawsze mam jakieś wyjście.Ale czas pogodzić się z konsekwencjami moich decyzji.
-Ale ja nie chcę. -mówię
Madeleine patrzy na mnie.Nie mogę rozszyfrować jej spojrzenia. Tak jakby smutek mieszał się z ulgą. Dziewczyna znowu patrzy na podłogę.Przeczesuję ręką włosy.
-Cholera,powinniśmy się pobrać? -pytam
-Jeśli rozumiesz to w ten sposób....-przewraca oczami
-Przepraszam, okej?-mówię
Patrzę na zegarek.Potrzebuję się napić.
-Muszę iść. Zabiorę cię jutro i pojedziemy do klinki.
-Nie mam zamiaru poddać się pieprzonej aborcji, Connor!
-Nie na aborcję.Aby uzyskać USG. Cześć Madeleine -mówię na odchodne, uśmiecham się do niej słabo i całuję ją w czoło
Patrzy na mnie jak wychodzę z sypialni, jej niebieskie oczy błyszczą jak ocean.

Blair's POV:

-Była w czwartym miesiącu z tobą jak się pobraliśmy -mówi mój ojciec
Wręcza mi ich ślubne zdjęcie .Wesele było na podwórku moich dziadków.Pod jej suknią widać zaokrąglony brzuch.
-Kiedy umarła bylem załamany.-kontynuuje -Popełniłem wiele błędów w moim życiu, Blair.Kiedy na ciebie patrzę widzę ją.Boże jesteś taka sama jak ona i to mnie przeraża. -kręci głową-Kiedy widzę ciebie z Harrym....widzę jak młoda jesteś. Po prostu nie chcę aby tobie i Harry'emu stało się to co mi i twojej matce.
Chowam twarz w dłoniach wchłaniając słowa mojego ojca.
-Blair, wiem,że to zajmie sporo czasu,ale naprawdę chcę być dla ciebie lepszym ojcem.Wiem też ,że to wygląda tak jakbym chciał zapomnieć o Madeleine ,ale myślę o niej każdego dnia. Obiecuję ci,że nigdy...nigdy o niej nie zapomnę. -odwraca wzrok ocierając oczy -Wiem,że łatwo mi nie wybaczysz, ale już się z tym pogodziłem.Chcę po prostu abyś wiedziała,że kocham cię i bez względu na wszystko jestem tu dla ciebie jeśli będziesz mnie potrzebować. -wstaje aby wyjść -Jesteś wystarczająco dorosła na to. -mówi wciskając mi coś w dłoń.Patrzę na niego jak opuszcza mój pokój.Otwieram moją rękę i widzę mały, biały, złozony kawałek papieru.Ostrożnie go rozkładam.Wstrzymuję oddech kiedy rozpoznaję pismo mojej matki.To jej list samobójczy.

                                                 *****

czytasz = komentujesz <3

Chapter 16

Mój ojciec mnie nie zauważył.Harry patrzy na mnie i unosi brwi.Wiem,że nie pojedziemy dalej.Mój ojciec i tak wlepi mi mandat mimo,że jestem jego córką.Zaczyna brakować mi powietrza.Harry powoli daje prawojazdy mojemu ojcu.Oczy mojego ojca zwężają się kiedy rozpoznaje imię i nazwisko widniejące na licencji.Teraz patrzy na mnie, a jego oczy robią się jeszcze węższe.
-Chcesz mi wyjaśnić to co teraz zobaczyłem? -pyta wolno
-Ja...ja -nie patrzę na ojca
-Wysiadaj z auta. -rozkazuje mi
-Tato....
-Jestem policjantem i każę ci wysiąść z samochodu!
Trzęsąc się wysiadam z pojazdu.Mój ojciec patrzy na mnie cięzko.
-Wsiadaj do radiowozu kiedy będę rozmawiać z Harrym.-mówi
-Tato, nie. -błagam go -Jestem dorosła i ...
-Wsiadaj!
Rzucam mu gniewne spojrzenie i wsiadam do jego pojazdu na miejscu pasażera.Mam mdłości.Mój ojciec pochyla się nad moim samochodem rozmawiając z Harrym przez otwarte okno.Nie widzę ich twarzy ,ale wiem ,że to nie jest miłe doświadczenie.Szczególnie dla Harry'ego.Kilka minut później mój ojciec wraca do radiowozu.Uruchamia go i nagle przyspiesza.
-Nie zobaczysz już więcej Harry'ego.
-To mój najlepszy... -zaczynam
-Nie będę dłużej tego tolerować.Był.On był twoim najlepszym przyjacielem
-Jestem pełnoletnia....
-Co ja i twoja matka przeoczyliśmy w twoim wychowaniu?
-Tu nie chodzi o mamę! -krzyczę -Chociaż raz weź odpowiedzialność za siebie!
-Jesteś taka nierozsądna.Jestem twoim ojcem i tak długo jak mieszkasz pod moim dachem będziesz mnie słuchać!
-To się wyprowadzę!-krzyczę mu w twarz -I tak nigdy nie chciałam mieszkać z tobą pod jednym dachem.
-Nie masz na to pieniędzy, a ja i tak ci nie pozwolę.
-Dlaczego nie? Wydaje się,że nie możesz się doczekać aż w końcu zniknę z twojego perfekcyjnego życia z twoją idealną rodzinką!
-Co ty mówisz? -pyta
Szydzę z niego.Oczywiście nie wie co mam na mysli.
-Jestem wadą w twoim perfekcyjnym życiu!Jeśli mógłbyś sprawiłbyś,że ja i mama byśmy nie istniały!
-Mylisz się i dobrze o tym wiesz.
Wjeżdża na pojazd przed domem.
-Traktujesz mnie jak totalne gówno więc jeśli chcę być z Harry to mogę,a ty nie będziesz mnie kontrolował.-mówię wkurzona
Wychodzę z radiowozu i zatrzaskuję za sobą drzwi.Jęczę kiedy orientuję się,że Harry ma nadal mój samochód.Wparowuje do mojego pokoju i rzucam się na łóżku obejmując twarz dłońmi.
-Blair -słyszę wołanie mojego ojca
Zamykam drzwi na klucz.Harry jeszcze nie dzwonił ani nie sms-ował. Zastanawiam się co mu powiedział mój ojciec.Jedyne co mogę zrobić to zadzwonić do niego.Wybieram jego numer i czekam.
-Halo.
-Harry.To ja. -mówię
-Blair...nie mogę teraz rozmawiać
-Harry,proszę -błagam go -Przyjedź po mnie.
Wzdycha.
-Nie mogę...jestem zajęty.
-Co powiedział mój tata?
W telefonie następuje kilku sekundowa cisza.
-Nic -mówi chłopak
-Harry...
-On...on ma rację.Nie jestem dla ciebie dobry.
Moje serce pęka.
-Harry....potrzebuję cię.
-Żegnaj,Blair -mówi i się rozłącza
Gniew na mojego ojca przechodzi przez całe moje ciało.Odblokowuję drzwi i zbiegam po schodach ja burza gotowa powiedzieć mojemu ojcu wszystkie dręczące mnie myśli.
Natykam się na ojca w kuchni gdzie siedzi z Jay.Patrzą na mnie zdumieni moim gniewnym wejściem.
-Dlaczego ty zawsze wszystko psujesz! -krzyczę na mojego ojca
On odkłada kubek z herbatą i marszczy brwi.
-O czym ty mówisz,Blair?-pyta mnie
-Wiesz dokładanie o czy mówię! -nadal krzyczę -Nie będę trzymać się z daleka od Harry'ego.Nie obchodzi mnie co zrobiłeś ,albo co mu powiedziałeś! -krzyżuję moje ręce na piersi
-Będziesz się trzymać z dala od niego! On przynosi same kłopoty! -krzyczy mój ojciec
-Nie, wcale nie!On jest moim najlepszym przyjacielem!Kocham go! -odgryzam się
Jay prowadzi bliźniaki i Fizzy na górę.
-Zawsze to robisz! Zabierasz to co najlepsze w moim życiu i niszczysz to.Zabierasz mi światło z mojego życia i zamieniasz je w ciemność!
-Nie wiesz co to miłość, Blair.Jesteś za młoda.
-Wiem lepiej niż ty! Czy ty kiedykolwiek kochałeś mamę? Czy kochałeś? Czy była po prostu kolejną przeszkoda w twoim życiu?! -krzyczę
-Nie masz pojęcia jak bardzo ją kochałem.Gdybym mógł cofnąć czas....
-Ale nie możesz, prawda?! -mój ton głosu jest pełen jadu -Nie możesz, a to co się stało już się nie odstanie!Skrzywdziłeś ją, a była twoją żoną i najlepszą przyjaciółką!
-I Harry też jest twoim najlepszym przyjacielem, prawda? -ripostuje mój ojciec -Nie pozwolę, by to samo stało się z tobą i z Harrym, co zdarzyło się mnie i twojej matce.
-Różnica między mną,a mamą jest taka ,że mój najlepszy przyjaciel mnie kocha! -krzyczę -Czy Jay wie jak zginęła mama?Czy kiedykolwiek powiedziałeś żonie,że zabiłeś swoją najlepszą przyjaciółkę?!
Jay wzdycha zasłaniając usta ręką.
-Ty i ja wiemy ,że to nie prawda, Blair.... -mówi do mnie ojciec
-Praktycznie włożyłeś jej tą broń w ręce! -krzyczę
Mój ojciec się wzdryga,a ja patrzę na Jay, która płacze.
-Ona popełniła samobójstwo,a ja widziałam wszystko. -kontynuuję
Jay podtrzymuje się kuchenki żeby nie upaść.
-Wołałam mojego kochanego ojca ,ale on był zajęty jakimś gównem.Oh i czy wspomniałam,że zdradzał moją matkę?!Robił to przez pięć lat praktycznie na jej widoku! -lzy ciekną po mojej twarzy na przywrócone wspomnienia
-Byłem w złym miejscu.....-zaczyna ojciec
-Tak,cholera oczywiście,że byłeś!Tak samo jak mama.
-My wszyscy byliśmy....
-Założę się,że nawet nie obeszło cię to,że umarła! -warczę ocierając łzy z mojej twarzy
Ojciec ma zaskoczoną minę.
-Oczywiście,że tak kochałem ją...
-Gówno prawda i ty to wiesz!-krzyczę
Louis wpada do kuchni oszołomiony.
-Nawet nie chciałeś mi uwierzyć kiedy mówiłam co stało się tamtego wieczoru.Myślałeś ,że to wytwór mojej chorej wyobraźni, więc nie....nie mów mi kurwa, że kochałeś mamę tak jak ona sobie tego życzyła!
-Nadal niczego nie wiesz, Blair!Niczego nie wiesz! -mój ojciec czerwieni się na policzkach z gniewu
Louis wraca do kuchni po chwilowej nieobecności ,a drzwi wahadłowe zamykają się za nim.Patrzy z niepokojem na Jay.
-Racja,bo jestem po prostu błędem.Czymś co chciałbyś usunąć ,ale nie możesz!
-Blair, wiesz,że tonie prawda.....
-Tak, to prawda. Musi być jeśli odsuwasz ode mnie ludzi, na których mi zależy! -krzyczę -Najpierw mama, potem Harry.
Popycham go ,a on odsuwa się do tyłu zszokowany.Chwyta róg szafki.W całym moim życiu nie byłam taka zła.
-Blair..... -zaczyna ponownie
-Nie zasługujesz na Jay! Nie zasługujesz na tych pasierbów!Nie zasługujesz na nikogo! -krzyczę ponownie przysuwając się w jego stronę
Ktoś mnie chwyta i zatrzymuje.Odwracam się i widzę Harry'ego. Ból wypełnia każdy zakamarek jego twarzy. Jego oczy są ciemne jak wpatruję się uważnie we mnie.Musiał wejść z Louisem.Z jego wyrazu twarzy wiem,że słyszał wszystko co powiedziałam i od razu nienawidzę siebie za to.


                                                    *****

czytasz = komentujesz <3

środa, 2 lipca 2014

Chapter 15

-Jesteś zła? -pyta mnie Harry
Nie odpowiadam.Musi być kretynem żeby nie znać odpowiedzi na to pytanie.Krzyżuję ręce na mojej klatce piersiowej z uporem.
-Mówię do ciebie! -spluwa
-Czy wyglądam jakby mnie kurwa obchodziło co mówisz? -odgryzam się
Harry tak mocno ściska kierownicę ,że jego kłykcie są prawie białe.
-Nie mów kurwa tak do mnie-mówi
-Dlaczego? Ty zawsze tak do mnie mówisz.
-Cholera, Blair.Ty sprawiasz ,że to jest takie skomplikowane.
-Co ja niby komplikuję?
-Wszystko! -mówi Harry z irytacją przeczesując ręką włosy
Moje policzki płoną z gniewu i frustracji
-Więc mogłeś mnie nie odwozić -mówię z dziecięcym uporem
-Wpadłabyś w kłopoty.
-Nie nie wpadłabym. Umiem o siebie zadbać.
Harry śmieje się ,ale w tym nie ma ani krzty humoru.
-Zostałabyś obrabowana ,albo coś.Zaufaj mi, Blair. Znam ludzi, którzy się tutaj kręcą.-mówi Harry
-Ponieważ jesteś jednym z nich,tak?
Oczy Harry'ego się zwężają.
-Nie, nie jestem.
-Co cię to w ogóle obchodzi? Zostałabym napadnięta czy coś, co ci do tego?
-Oczywiście,że mnie to kurwa obchodzi. -mówi Harry unikając mojego wzroku
Śmieję się sucho.
-Proszę, zabawiaj mnie nada swoimi bajeczkami. -mówię
-Myślisz,że to pieprzony żart?!
-Ja to wiem, Harry,bo wszystko co jest z tobą związane jest jakąś pieprzoną grą!To tak jakbym cię w ogóle nie znała!
-Nawet nie zaczynaj! Przecież znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
-Może kiedyś...ale teraz bawisz się moimi uczuciami jakbym była twoją pieprzoną zabawką!
-Przesadziłaś!
-Może tego nie widzisz ,ale to prawda! Nie wiesz jakie spustoszenie wywołują we mnie twoje słowa!
-Ty też nie!
-Dobrze, więc kiedy cię tak skrzywdziłam jak ty mnie,co?
-Kiedy ty....kiedy powiedziałaś, że mnie nie kochasz. -mówi chłopak
Harry patrzy przed siebie.Tak mocno trzyma kierownicę,że boje się że naprawdę ją zmiażdży.
-Oh,proszę. Teraz przesadziłeś. Przecież ty się nie zakochujesz.-mówię i przewracam oczami
-To nie znaczy, że się nie staram,ale....-Harry próbuje dobrać odpowiednie słowa,jego oczy patrzą wszędzie oprócz na mnie
-Ale co, Harry? Co?-pytam złośliwie
-Ale ty sprawiasz,że tak trudno jest zostać wiernym -krzyczy patrząc w bok
-Co to oznacza?
Harry naciska na hamulce i zatrzymuje samochód. Nagle znowu odpala i zjeżdża na pobocze.
-To oznacza, że nie ważne co robię, nie ważne z kim jestem,albo jak kurwa jestem na ciebie wkurzony cały czas kocham to gówno, w które mnie wciągasz i nie ma na to rady.
Oddech zatrzymuję mi się w gardle.
-Ale co z....
-Jane jest pieprzoną dziwką ,która w ogóle mnie nie obchodzi, okej?!Nie wiem dlaczego pozwoliłem jej owinąć się w okół mnie,ale powstrzymam to dla ciebie!
Harry przeczesuje nerwowo ręką włosy i oddycha głęboko.
-Naprawdę? -patrzę na niego z niedowierzaniem
-Oczywiście- bierze głęboki oddech patrząc przed siebie -Oczywiście.
Nie mogę nic na to poradzić,że na mojej twarzy pojawia się głupi uśmieszek.Przyciąga mnie do siebie w ciasnym uścisku.Nasze uśmiechy się pokrywają.
-Dlaczego zawsze musimy walczyć? -mówi Harry do mojego ucha
-Ponieważ nie jesteśmy normalni.Tak jak powiedziałeś, jesteśmy zupełnie rożni. -odpowiadam
Jego usta muskają moje ucho,a ja wypuszczam z piersi drżący oddech.Prowadzi palcami po moim ramieniu, w końcu zatrzymując rękę na moich plecach.
-Ale czy nie mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają?-szepcze
Jego zielone oczy wpatrują się w moje.Patrzę się jak jego źrenica rozszerza w morzu zieleni i złota.Harry bierze moją rękę i przykłada ją do ust całując delikatnie moje palce.
-Przepraszam,że zawsze igram z twoimi uczuciami.-mówi, a jego oddech odbija się od mojej skóry.Jego ręka ląduje z tyłu mojej szyi.
-Obiecuję,że będę dla ciebie lepszy -mówi
Harry pochyla się i całuje mnie. On naprawdę mnie całuje otwierając usta i przyciągając mnie jeszcze bliżej.Jego usta smakują jak mięta i cola ,która za długo leżała na słońcu i jej pęcherzyki palą moje usta.Nie mogę myśleć o niczym innym, niczym słodszym niż całowanie Harry'ego.Czując jak jego usta poruszają się w okół moich zostawia mnie bez tchu,ale jakoś udaje mi się nabrać powietrza do płuc.
-Też, postaram się być lepsza. -szepczę w jego usta  -Nie będę taką suką.
Czuję jak Harry się uśmiecha.Jego usta ponownie odnajdują moje,a on ciągnie mnie jak najbliżej siebie.Wspinam się na niego niezdarnie,ale on nie zwraca na to uwagi.Odchyla się do tyłu opierając o szybę. Mój łokieć uderza w kierownicę naciskając niechcąco klakson. Harry śmieje się w moje usta jak owija ręce w okół mojej tali.Moje ręce zaciskają się na jego lokach ciągnąc je delikatnie.
-Blair -oddycha w moje usta.Wyciągam nogi wzdłuż jego talii i siadam na nim okrakiem.Trzyma moją twarz w dłoniach kciukiem gładząc moją kość policzkową.Moje palce wymykają mi się i chwytają panel przy oknie.Naciskam niechcąco na guzik i otwieram szybę za Harry.Chłopak zadaje się tym nie przejmować.Pochyla się na przód więc mogę zasunąć okno.Opiera się z powrotem. Moje włosy spadają mi przez ramię. Oczy Harry'ego są jasne i tajemnicze.Otwieram usta aby coś powiedzieć,ale nagle ktoś puka ostro do okna.Harry i ja odskakujemy od siebie.Usadawiam się z powrotem na miejscu pasażera i poprawiam potargane włosy.Harry opuszcza spokojnie okno.
-W czy mogę pomóc panie władzo?-pyta
-Tak, czy mogę zobaczyć pańską licencję i prawojazdy ? -pyta mężczyzna
Moje oczy rozszerzają się gdy poznaję brązowe włosy i niechlujny zarost.Przy samochodzie stoi mój ojciec.

                                                      *****

czytasz = komentujesz <3


wtorek, 1 lipca 2014

Chapter 14

Siadam obok potoku krzyżując nogi.
-Szkoda ,że nie możemy zostać tu na zawsze?-mówię
Harry siedzi obok mnie, a nasze ramiona prawie się stykają.
-Moglibyśmy-mówi -Rozbilibyśmy namiot i żyli jak hipisi.
Śmieję się.
-Nie, dziękuję
Siedzimy chwilę w ciszy po prostu patrząc na zatoczkę.Ptaki ćwierkają w oddali, słońce rzuca promienie światła przez korony drzew. Natura jest tu spokojna.Chciałabym wiedzieć o czym myśli Harry.Wyrzucam wszystkie trapiące mnie myśli z mojego umysłu i obserwuje potok obija się o brzeg.
-Myślisz dużo o przyszłości? -pyta mnie nagle Harry
-Co masz na myśli?
-Czy...będziesz miała dzieci, karierę...
Wzruszam ramionami.
-Chcę mieć dzieci i chcę też karierę.
-Ale czy kiedykolwiek myślałaś ,żeby to zrealizować?
-Jestem za młoda,aby mieć rodzinę i dopiero zacznę naukę na uniwersytecie na jesieni. -patrzę na Harry'ego -Dlaczego?
Wzrusza ramionami.
-Po prostu myślałem.
Kiwam głową.Nagle dzwoni telefon Harry'ego strasząc nas oboje.
-Halo -mówi Harry,siadając prosto -Co? Dlaczego?
Patrzę na niego z zaciekawieniem.Strzela mi spojrzenie.
-Nie nie przyjdę...ponieważ jestem cholernie zajęty,a co myślałeś?Nie....dlaczego to ma takie kurwa znaczenie z kim jestem? -Harry wzdycha -Dobrze -rozłącza się
-Muszę iść- mówi do mnie
Harry podnosi się i chwyta moją rękę pomagając mi wstać.Łapię jego rękę i staję na wprost niego.
-Dlaczego? -pytam
-Luke -odpowiada prosto
-Więc....nie mogę iść z tobą?
-Nie -spluwa
Jestem zszokowana jego chamstwem.Przewracam na niego oczami i udaję się w stronę mojego samochodu wyciągając kluczyki z kieszeni.
-Blair- Harry mówi zza mnie
Okręcam się w jego stronę i patrzę wyczekująco.
-Przepraszam.Nie chciałem być taki bezpośredni -mówi i mnie zaskakuje bo nie spodziewałam się od niego przeprosin
Wzdycham.
-W porządku -mówię
-Możesz pójść ze mną jeśli chcesz.-mówi Harry -Ja po prostu....oni nie są idealnym towarzystwem.Luke i reszta.Nie lubię jak jesteś w ich pobliżu.
-Nie za bardzo darzę ich pieprzonym zainteresowaniem więc jesteśmy kwita -mówię szczerząc zęby w uśmiechu
Harry również się śmieje.Pochyla się do mnie i całuje mnie słodko biorąc mnie z zaskoczenia .Nie zdążam zarejestrować pocałunku, a chłopak już ciągnie mnie za rękę w stronę auta.Mój puls przyspiesza wraz z oddechem. Harry patrzy mi w oczy.
-Po prostu podążaj za mną. -mówi
Przytakuję.
Wsiadamy do naszych samochodów.Kiedy śledzę samochód Harry'ego z parkingu do głównej ulicy myślę jak inny staje się Harry w otoczeniu jego przyjaciół.Jeśli któryś nich pojawi się gdzieś niedaleko niego lub zadzwoni oczy chłopaka natychmiast ciemnieją,a on zachowuje się jak zupełnie inna osoba.Nienawidzę tego.Jak Harry wjeżdża w różne dróżki orientuję się ,że nie znam tych ulic.Wreszcie parkuje przy jakimś pubie.Ja parkuję obok jego auta.Marszczę brwi.
-Co to za miejsce? -pytam jak wysiadamy z samochodów
Harry wzrusza ramionami.
-Czasami się tu spotykamy.-odpowiada i patrzy na mnie -Trzymaj się blisko.
Czekam, aż złapie moją dłoń lub cokolwiek, ale nic takiego nie następuje.
Przechodzimy przez ciężkie wejściowe drzwi do budynku.Od razu uderza we mnie woń alkoholu i papierosów.Grupa ludzi leniwie pali przy stołach ,inni grają w bilarda i rzutki w kącie.Barman czyści swoje okulary szmatką, żując niedbale gumę.Harry nagle zatrzymuje się przy stoliku usytuowanym przy oknie.Siedzą przy nim Luke, Zayn, Perrie i Jane.Perrie uśmiecha się przyjacielsko do mnie i klepie miejsce obok niej ,które szybko zajmuję.Harry przesuwa się w stronę Jane.
-Blair -mówi Luke,jego oczy tańczą z rozbawienia -Co cię sprowadza do naszego małego kawałka piekła?
Przełykam gulę, która uformowała mi się w gardle.Moje oczy na ułamek sekundy patrzą na  bliznę Luke'a. Wyobrażam sobie Harry'ego uderzającego w niego szklaną butelką.
-Była ze mną. -odpowiada za mnie Harry odrywając mnie od moich myśli
-Gdzie do cholery jest Penny? -pyta Luke na szczęście porzucając mój temat
-Napisała do mnie i powiedziała,że nie da rady przyjść.-mówi Perrie
-Pewnie jest zajęta z jakimś facetem -parsknęła Jane
Owinęła rękę w okół ramienia Harry'ego. Staram się wyłapać jego wzrok ,ale chłopak na mnie nie patrzy.
-Co się stało z tą śliczną sukienką,ktorą miałaś na imprezie? -pyta mnie Luke
Nie pamiętam abym widziała go na niej ,ale wiem,że tam był.I oczywiście mnie widział.
-Oh...nie wiem.Nie była w moim guście.-mówię
 Jane prycha.
-Szczerze mówiąc jeden raz kiedy wyglądałaś gorąco i kiedy mogłaś mieć każdego na imprezie ty usprawiedliwiasz.
Czerwienię się i spuszczam wzrok.
-Serio -mówi Luke -Chciałbym....-patrzy na Harry'ego i natychmiast się zatrzymuje -Każdy wziąłby cię w tej sukience. -poprawia się
-Wystarczy, chłopaki- mówi Perrie, aja jestem jej wdzięczna
Z wszystkich przyjaciół Harry'ego, Perrie lubię najbardziej. Posyłam jej wdzięczny uśmiech, a ona go odwzajemnia.
-Harry,idziesz z nami we wtorek? -pyta Zayn
-Jasne -odpowiada chłopak
-Co jest we wtorek? -pytam zdezorientowana
-Zawody w bilardzie -mówi Zayn -Właściwie to potrzebujemy czwartej osoby do drużyny....czy chcesz do nas dołączyć, Blair?
-Nie -Harry odpowiada za mnie -Ona nie chce.
-Skąd wiesz? -pytam -Z przyjemnością -mówię do Zayna -O której?
-Dwudziesta będzie okej -mówi Perrie
Oczy Harry'ego pałają złością.
-Dobrze-mówię -Będę.
Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłam się na zagranie tutaj w bilard z Harrym, Zaynem i Perrie, ale Zayn i Perrie są mili więc może nie będzie tak źle.
-Więc,czy wy dwoje...jesteście razem? -Perrie pyta Harry'ego i Jane
Patrzę na chłopaka ,ale ten nadal unika mojego wzroku.
-Tak myślę- mówi Jane uśmiechając się zalotnie do Harry'ego.
Czuję jak do gardła podchodzi mi żółć.
-Przepraszam na moment -mówię wstając od stolika
Nie mam pojęcia gdzie są łazienki więc po prostu przechodzę przez całą długość baru kierując się w stronę wyjścia.Docieram do samochodu i opieram się o niego.Dlaczego Harry jej nie skorygował? Czy chciał to zrobić? Więc dlaczego pocałował mnie i powiedział,że mnie kocha kiedy nadal chce być z Jane?Biorę głęboki wdech i przeczesuję ręką włosy.
-Blair, co to kurwa miało być? -nie odwracam się ,ale wiem ,że to Harry.
Przewracam oczami i przekręcam się w stronę chłopka krzyżując ręce na piersi.
-Dlaczego zgodziłaś się na bilard we wtorek? -pyta- Nie sądzisz,że jest wystarczający powód by odmówić?
-Nie będziesz mnie więcej kontrolował jak Louis. -mówię
-Nie kontroluję tobą.Chcę cię chronić i jeśli wiedziałabyś co jest dla ciebie dobre kurwa posłuchałabyś mnie
-Nie potrzebuję twojej pieprzonej ochrony! -krzyczę na niego używając jego własnych słów przeciwko niemu
Jego twarz wypełnia się gniewem.
-Tak potrzebujesz, Blair, bo nie chcę widzieć jak znowu cierpisz!
-Oh, naprawdę? Więc co do cholery to było? Z Jane?
-Co z Jane?
-Ona cały czas się do ciebie kleiła ,a ty nic z tm nie robiłeś!
-Dlaczego miałbym coś robić? -pyta
Jego słowa wywierają na mnie takie wrażenie jakby ktoś dał mi z liścia w twarz.Patrzę na niego z niedowierzaniem.
-Bo w nocy powiedziałeś,że mnie kochasz i mnie pocałowałeś.Czy to miało być twoim małym sekrecikiem? A ja twoją dziewczyną, która nigdy nie ujrzy światła dziennego?
-Dziewczyną? Myślałaś, że jesteś moją dziewczyną? -Harry omal się śmieje
Czerwienię się i patrzę gdzie indziej.
-Powiem ci coś Blair.Nie mam dziewczyn.Nie zakochuję się.Wiesz dlaczego? Bo to sprawia ,że wszystko jest cholernie łatwiejsze , co właśnie teraz się właśnie potwierdziło.
Patrzę na Harry'ego.
-Dobrze,zrozumiałam. -wyciągam kluczyki z kieszeni i otwieram mój samochód
-Zrozumiałaś co?
-Wiem,że to ja robię robię coś źle,okej? Wyraziłeś dosyć jasno jak stoisz z Jane, więc będę się od ciebie trzymaćz daleka. -wsiadam do samochdu i włączam zapłon
-Dokąd jedziesz? Nie znasz tej części miasta -mówi Harry
-W takim razie się zgubię -mówię przez zaciśnięte zęby
-Pozwol mi cię odwieźć.
-Po moim trupie -mówię
-Okej,wporządku. Kiedy zostaniesz zabita szukając drogi,aby wydostać się z tej części miasta zawiozę twoje martwe ciało do pieprzonej kostnicy!
-Dobrze.To nie będziesz mieć więcej doczynienia ze mną i moimi cholernymi problemami.
-Cofnij to -nakazuje Harry
-Nie -zaczynam wyjeżdżaćmoim autem
-Cofnij to kurwa, Blair! -krzyczy Harry
-Dlaczego?Więc może powiesz mi ,że się o mnie troszczysz,a potem sprawisz,że będę czuła się jak pieprzona idiotka kiedy Jane owija cię w okół palca.
-Jesteś zazdrosna? O to chodzi?
-Dobrze, Harry jestem zazdrosna. To chciałeś usłyszeć?
-Zachowujesz się jak.....
-Suka? Dzięki, nie wiedziałam -staram się włączyć bieg ponownie, ale Harry mnie zatrzymuje
-Nie odjedziesz beze mnie.
-Kto mnie zatrzyma?
-Ja.
-Nia dasz samemu rady.
-A Louis?
Patrzę się na niego.
-Nie zrobisz tego.
-Czy zrobię? A może powinienem wezwać twojego nadopiekunczego tatusia?
-Zamknij się Harry! Po prostu się zamknij!-patrzę w dal, oddychając ciężko
Harry milczy. On wie,że posunął się za daleko.
-Pozwól mi cię odwieźć. -Harry mówi ciszej
Wiem, że nie ma szansy,żeby mi odpóścił.Niechętnie ześlizguję się na miejsce pasażera i patrzę przez okno.Słyszę jak Harry wsiada do samochodu i zmienia bieg. Wycofuje się z parkingu i odjeżdża spod baru.

                                                          *****

czytasz = komentujesz <3